Pracownicy Muzeum Narodowego chcą odwołania dyrektora. "Kustosz po 25 latach pracy zarabia na rękę 2490 zł"

Sytuacja w Muzeum Narodowym w Warszawie układa się źle. Chcieliśmy jakichś zmian. Może dość naiwnie, ale początkowo byliśmy skłonni uwierzyć, że pan dyrektor Jerzy Miziołek będzie rządził nami dla dobra tej instytucji. Niestety, rzeczywistość okazała się bardzo ponura - mówiła w TOK FM Aleksandra Sulikowska-Bełczowska, historyczka sztuki z MNW.
Zobacz wideo

NSZZ "Solidarność" żąda zmiany niedawno powołanego dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie (MNW) - Jerzego Miziołka. Profesor kieruje placówką od końca listopada minionego roku. Zrobiło się o nim głośno w kwietniu, gdy z Galerii Sztuki XX i XXI wieku nakazał usunięcie słynnych prac Natalii LL i Katarzyny Kozyry. W akcie sprzeciwu zorganizowano manifestację, podczas której dziesiątki uczestników jadło banany przed gmachem MNW.

W ostatni piątek odbyła się kolejna manifestacja. Tym razem już niezwiązana z bananami, lecz - jak mówią pracowniczki - "bardzo złą sytuacją w placówce".  

- My, jako Solidarność, od dawna jesteśmy przekonani, że sytuacja w muzeum układa się źle. Chcieliśmy jakiś zmian w naszej instytucji. Może dość naiwnie, ale początkowo byliśmy skłonni uwierzyć, że pan dyrektor Miziołek - jeśli obejmie tę funkcję - to będzie rządził nami dla dobra tej instytucji. Niestety rzeczywistość okazała się bardzo ponura - mówiła w TOK FM Aleksandra Sulikowska-Bełczowska, historyczka sztuki z MNW.

Jak dodała, Solidarność już w styczniu wycofała poparcie, jakiego udzieliła prof. Miziołkowi, kiedy ten ubiegał się o stanowisko. Od początku maja trwa z kolei spór zbiorowy. Podczas piątkowej manifestacji związkowcy zapowiedzieli, że jeśli Ministerstwo Kultury nie zareaguje na sytuacje w instytucji - możliwy jest strajk.

Spór w Muzeum Narodowym w Warszawie. "Brak wizji na rozwój"

Na antenie TOK FM pracowniczki muzeum zarzucały dyrektorowi przede wszystkim brak strategii na rozwój Muzeum Narodowego. - Myśmy się wiele razy domagali przedstawienia programu, na podstawie którego ministerstwo mianowało dyrektora. Dopiero niedawno został opublikowany na stronie internetowej, ale z niego nie wynika to, czego oczekiwaliśmy, czyli jakaś wizja muzeum, która nie będzie zawierać tylko bliżej określonego planu wystaw - przekonywała Ewa Frąckowiak, przewodnicząca NSZZ "Solidarność" w MNW.

Jak dodała, pracowników najbardziej boli fakt, że nowy dyrektor początkowo deklarował dialog i wspólną pracę nad wizją instytucji - zwłaszcza że przyszedł ze znacznie mniejszego Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. Zapowiedzi jednak, zdaniem gości TOK FM, spełzły na niczym. - Nasze muzeum to jest potężna instytucja także pod względem intelektualnym i naukowym. To nie jest jakaś stara zapyziała placówka. Pod względem wiedzy w niej zgromadzonej to jest instytucja bardzo nowoczesna. Natomiast my ciągle wszystko robimy metodami chałupniczymi nie tylko z braku pieniędzy, ale przede wszystkim z braku wizji - przekonywała Frąckowiak.

Pracowniczki muzeum podkreślały, że instytucja potrzebuje wiele zmian, w tym także lokalowych. Obecny gmach przy Alejach Jerozolimskich jest - ich zdaniem - za mały i nieprzystosowany do przechowywania tak wielu dzieł sztuki. - Pracuję 30 lat w Muzeum Narodowym. Planów rozbudowy mieliśmy co najmniej trzy. Żadna wizja nie została zrealizowana - podkreśliła Frąckowiak.

Spór w Muzeum Narodowym w Warszawie. Związkowcy walczą o lepsze pensje

Kolejna sprawa to wynagrodzenia. - Warto, żeby słuchacze tego radia wiedzieli, że wysoce wykwalifikowani, świetnie wykształceni i znający języki pracownicy merytoryczni muzeum zarabiają naprawdę niegodne pieniądze. Niektórym, jeśli są samotni i nie żyją w związku z kimś, kto im finansowo pomaga, nie wystarcza do pierwszego - mówiła Aleksandra Sulikowska-Bełczowska.

Jako przykład podała stanowisko kustosza, który po 25 latach pracy zarabia na rękę 2490 zł. - Co więcej, sposób wynagradzania merytorycznych pracowników jest taki, że jeśli osiągnie się pewien pułap zarobków, to potem nie ma szans na awans lub podwyżki. Problem finansów w MNW jest nabrzmiały i nie pomaga wyciszać nastrojów - dodała.

Pracowniczki placówki podkreśliły też, że wielką bolączką muzeum oraz innych podobnych instytucji jest fakt, że ich dyrektorzy nie są powoływaniu w drodze konkursów, ale nominowani przez Ministerstwo Kultury. Tak było w przypadku prof. Miziołka, ale też pozostałych kilku dyrektorów MNW.

- Brakuje nam bardzo dobrze wykształconych menadżerów kultury - stwierdziła Ewa Frąckowiak. Jak dodała, wielu ministrom kultury wydaje się, że wystarczy, jak dyrektorem muzeum zostanie profesor, najlepiej uniwersytecki. Tymczasem - według Frąckowiak - osoba zarządzająca taką instytucją musi przede wszystkim dbać o pozyskiwanie środków i skuteczne zarządzanie dużymi zespołami ludźmi.

Kilkadziesiąt osób odeszło z Muzeum Narodowego

Jak pisała ostatnio "Gazeta Stołeczna", za czasów dyrektora Mizołka z muzeum odeszło już 48 osób. Profesor wymienił prawie cały Dział Komunikacji i Programów Publicznych. Największy wstrząs - jak pisze "GW" - miało wywołać zwolnienie Danuty Jackiewicz-Król, kuratorki zbiorów ikonograficznych. Miało to nastąpić pod pretekstem osiągnięcia przez nią wieku emerytalnego. "Na spotkaniu kuratorów padło pytanie, dlaczego pozbywa się kuratorki. Miziołek w jej obecności odpowiedział, że jest za stara. Ktoś z uczestników spotkania zwrócił mu uwagę, że kuratorka jest w jego wieku. Dyrektor wyszedł w trakcie zebrania" - czytamy w "Stołecznej".

Danuta Jackiewicz-Król skierowała sprawę do sądu pracy. Podobnie zrobił dr Piotr Rypson, były wicedyrektor, zwolniony przez prof. Miziołka mimo okresu ochronnego (kilka dni wcześniej skończył 62 lata).

- Liczymy, że ministerstwo pochyli się nad problemami naszego muzeum - mówiły w TOK FM pracowniczki instytucji.

Posłuchaj całej rozmowy z pracowniczkami Muzeum Narodowego w Warszawie!

TOK FM PREMIUM