Wakacje bez festiwali. A jaka będzie przyszłość? Szef Alter Art: Kolejne edycje będą rekordowe, jestem o tym przekonany
Dla setek tysięcy fanów muzyki i festiwali to lato będzie zupełnie inne niż zwykle. Wielu z nich, jak co roku, odliczało dni do upragnionej imprezy, podśpiewując w myślach kawałki The Killers lub The Chemical Brothers, przy których - na żywo - mieli bawić się już za dwa miesiące. Niestety, koronawirus - wkraczając brutalnie w nasze życie - zniwelował wszystkie te zamiary.
Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, organizatorzy tegorocznych festiwali ze smutkiem informowali o konieczności odwołania imprez. Od Sunrise Festival i Audioriver, przez Orange Warsaw Festival i Pol’and’Rock aż po - dla wielu najważniejszy - Open’er Festival.
Większość organizatorów zapewnia wprawdzie, że wrócą już za rok - jeszcze ciekawsi i jeszcze silniejsi. Ale z drugiej strony - jaka jest pewność, że po zniesieniu ograniczeń epidemicznych ludzie zwyczajne nie będą bali się uczestniczyć w imprezach masowych, będących wprost wymarzonym miejscem dla rozwoju wirusa?
- Festiwale będą takie, jak do tej pory. Jestem o tym absolutnie przekonany - mówi nam Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art, organizującej m.in. Open'er Festival. - Koronawirus to rzecz, która zmieniła nasze życie, ale zrobiła to na określony czas. Nie wierzę w te twierdzenia, że życie nie będzie takie jak wcześniej. Oczywiście, że będzie. Gdy pojawi się szczepionka, lekarstwo i wszystko wróci do normalności. Tej dobrej normalności - dodaje.
"Kolejne edycje będą rekordowe"
Co więcej, Ziółkowski jest zdania, że jeżeli poradzimy sobie z wirusem, kolejne festiwalowe edycje będą cieszyły się rekordową popularnością. Zaznacza, że dla osób w wieku około 20 lat Open’er jest imprezą, która w ich życiu istnieje w zasadzie od zawsze i nagle zostaje im zabrana. W związku z tym, po 24-miesięcznej przerwie od festiwali i wielu tygodniach siedzenia w domu - potrzeba wspólnotowości ludzi wróci ze zdwojoną siłą.
Alter Art zachęca festiwalowiczów, którzy kupili bilety na tegoroczne imprezy, do zachowywania ich na przyszły rok. Jak mówi szef agencji, tak się właśnie dzieje. - Ludzie zatrzymują bilety. To tendencja, która jest związana z różnymi naszymi imprezami - stwierdza Ziółkowski i podkreśla, że podobny trend widać też w przypadku innych festiwali w całej Europie. - Tym bardziej, że my przekładamy wielu dotychczas potwierdzonych artystów na przyszły rok. Te programy w dużym stopniu będą się pokrywać, a trzeba powiedzieć, że sprzedaż w tym roku była bardzo dobra - podkreśla.
"Nastroje są bardzo złe łamane na fatalne"
Gdy przegląda się fora internetowe, artykuły w mediach branżowych czy różne grupy tematyczne na Facebooku - widać, że nastroje w branży muzycznej nie wydają się zbyt optymistyczne. Nie wiadomo bowiem, kiedy przestanie obowiązywać zakaz organizacji imprez masowych. Nie ma też pewności, czy za moment nie pojawi się druga fala koronawirusa, która budzące się do życia biznesy znowu wepchnie w przepaść. Naukowcy na całym świecie wprawdzie dwoją się i troją, aby jak najszybciej opracować szczepionkę na COVID-19, ale nawet przy optymistycznych prognozach - jest to perspektywa kilkunastu dobrych miesięcy.
- Nastroje są bardzo złe łamane na fatalne. Kiedy tylko pojawiło się hasło "pandemia" i zaczęło się odwoływanie koncertów, na organizatorów padł blady strach, ponieważ wbrew temu, co się przypuszcza, to nie jest branża, która ma wielką poduszkę finansową pozwalającą trwać przez wiele miesięcy - mówi nam Marcin Cichoński, dziennikarz zajmujący się muzyką w serwisie dziennik.pl.
Zaznacza, że rynek muzyczny to nie tylko duże festiwale i koncerty gwiazd. W Warszawie, jak mówi, przed pandemią w weekendy potrafiło odbyć się ponad pół tysiąca różnego rodzaju mniejszych i większych imprez muzycznych. - To organizowali średniej wielkości organizatorzy koncertów i firmy, za którymi stał zespół, artysta lub klub. Tu poduszki finansowe wystarczyły na miesiąc, góra półtora - ocenia.
Szkoła pozytywna i negatywna
Mikołaj Ziółkowski mówi, że co do przyszłości branży festiwalowej są dwie szkoły - pozytywna i negatywna, a on jest zdecydowanie zwolennikiem tej pierwszej. Dlatego pytany, czy Alter Art nie zastanawia się nad poszukiwaniem alternatywnych pomysłów na prowadzenie swojej działalności - stwierdza jasno: "nie". - Oferujemy rzeczy, na które jest po prostu publiczność i które są bardzo dobre. Pamiętam, jak wyglądała sytuacja w latach 90. czy w roku 2005, więc spokojnie na to patrzę. Zarówno wtedy, jak i teraz rzeczy, które są dobre i artyści, którzy sprzedają bilety, dalej będą te bilety sprzedawać - przekonuje.
Przyznaje, że straty finansowe ponad miesięcznego lockdown’u i odwoływanych imprez obecnie "są gigantyczne, sięgające wiele milionów", ale - jak dodaje - kiedy prowadzi się tego rodzaju działania, trzeba być przygotowanym, również finansowo, na takie kryzysowe sytuacje.
Przedsiębiorstwa działające w branży festiwalowej - na tych samych zasadach, co wszyscy - mogą ubiegać się o pewne wsparcie w ramach tzw. tarczy antykryzysowej. - Natomiast w naszym przypadku, podobnie jak na przykład w turystyce czy lotnictwie, będziemy potrzebowali rozwiązań, które są dużo "dłuższe" i bardziej kompleksowe. My de facto nie zrealizujemy swoich działań przez wiele miesięcy, a nie przez miesiąc i bardzo ważne jest, aby ta pomoc była szczególnie dedykowana właśnie branżom, które z kryzysu wyjdą jako ostatnie - mówi.
Pobierz Aplikację TOK FM, słuchaj i testuj przez dwa tygodnie za darmo:
-
U wojewody lubelskiego nowe umowy i awanse. "Ludzie są wściekli"
-
Więzień na plebanii. "Księża go porzucili" i nazywają "ciężarem"
-
Wielki odwrót od pracy zdalnej. Co może przyhamować pęd prezesów do ściągania pracowników do biur?
-
"Czy pani ma okres?!". Klient przed świętami zmienia się w potwora
-
Pismo ze szpitala było "w drodze" przez miesiąc. Z niemowlakiem mogło stać się wszystko
- Miłosz Kłeczek nie wytrzymał na wizji. Zrugał senatora. "Łapy precz"
- "Grozi nam głód na niespotykaną skalę". Jak uniknąć katastrofy?
- Michał Rachoń znika z kolejnej anteny. Nie on jedyny
- Poruszający apel Ołeny Zełenskiej. "Jeśli to zrobimy, umrzemy"
- Młodym ludziom pomagali wyjść na prostą, ale sami też znaleźli się pod ścianą. "Nie mamy jak działać"