Rekordowe korki w portach w USA. Czy prezenty na Boże Narodzenie dotrą dopiero na Wielkanoc?
Porządku w korku przed kalifornijskimi portami pilnuje z powietrza amerykańska Straż Przybrzeżna. W ogonku ciągnącym się wiele kilometrów w głąb Pacyfiku stoją towary zamówione na święta przez amerykańskich detalistów. Niektóre statki rezygnują z kolejki i próbują szczęścia gdzie indziej. Inne decydują się stać rekordowe cztery tygodnie - zanim przyjdzie ich kolej.
To najdłuższy w historii czas oczekiwania na rozładunek w Los Angeles/Long Beach - największym porcie przeładunkowym w Stanach Zjednoczonych.
W korku utknęły kontenery, których brak na całym świecie winduje ceny frachtu (opłata za przewóz towarów drogą morską). Sieci handlowe w USA obawiają się, że zamówione na Boże Narodzenie prezenty zwyczajnie nie dotrą na czas. Niektóre mogą dotrzeć... dopiero na Wielkanoc. Niespotykany ścisk w amerykańskich portach to kolejny problem z przerwanymi łańcuchami dostaw, z którym borykają się firmy na całym świecie. Podobne kłopoty mają w Polsce największe sieci odzieżowe, elektroniczne czy firmy oferujące sprzęt sportowy.
W ostatnim tygodniu września w Long Beach statki stały w kolejce z towarem w takiej ilości, jaką przeładowuje się tam w ciągu całego miesiąca lub nawet czterech miesięcy w mniejszym porcie (chociażby w Charlston). "Nie dość, że nigdy w historii kolejka nie była tak długa, to na dodatek wcale nie wygląda na to, by niebawem miała się skrócić" - pisze amerykański portal branżowy FrightWaves. I oblicza, że szansa, by korek zlikwidować, istnieje tylko przy założeniu, że przez dwa tygodnie do kolejki nie przypłynie już żaden nowy statek.
W kolejce utknęły towary o wartości miliardów dolarów: odzież, elektronika, samochody, zabawki czy meble. Eksperci do spraw logistyki zgodnie oceniają, że globalna infrastruktura nie została zaprojektowana do obsługi towarów w takiej ilości i w takim tempie.
Kierownictwo portu Los Angeles/Long Beach wylicza, że to już 11. miesiąc z rzędu z rekordowym ruchem kontenerowym o niespotykanej wcześniej skali. Dlatego port przestał sobie radzić z bieżącym rozładunkiem.
Gigantyczny ruch w portach to także opóźnienia na dalszych etapach transportu towarów. Zatkane są rozładunki na trasach kolejowych i terminale ciężarówkowe. W Chicago przed jedną z największych stacji kolejowych w USA - o wielkości 500 boisk piłkarskich - na torach stał korek o długości 60 km. Kontenerów przyjechało tam za dużo, a ludzi do rozładunku było zbyt mało. - To jakby wcisnąć ruch z pięciopasmowej autostrady w drogę dwupasmową - wyjaśniał szef ds. logistyki amerykańskiej sieci detalicznej Walmart.
Brakuje też kontenerów, które są niezbędne, by globalny system logistyczny zachował równowagę. Ceny frachtu nie przestają więc rosnąć, a producenci i importerzy rwą włosy z głowy. Przed pandemią koszt wysyłki kontenera z Chin wynosił około 1,3 tys. dolarów. Dziś to nawet 35 tys. dolarów. W tej sytuacji ten deficytowy towar przechwytuje tylko ten, kto zaoferuje najwyższą cenę, a to wyklucza wielu detalistów, zwłaszcza mniejszych. Część decyduje się więc przesiąść ze swoim towarem do samolotów, ale i tam robi się już ścisk, a lotniska nie mogą nadążyć za zwiększonym ruchem. Reszta jest bezradna.
Braki w sklepach także w Polsce
W trudnej sytuacji są polskie sieci odzieżowe. Wiceprezes LPP - właściciela marki Reserved - mówił kilka dni temu, że spółka widzi powiększające się opóźnienia w transporcie morskim i wzrost jego kosztów. Stroje kąpielowe zamiast na początku lata, przypłynęły we wrześniu. - Zamówione zimowe szaliki mogą przyjechać na wiosnę - mówił w rozmowie z TOK FM Jacek Kujawa wiceprezes LPP. - Brakuje statków, które pomieściłyby dużą liczbę kontenerów i wciśnięcie towarów na statki jest coraz trudniejsze. Zatkały się też szlaki kolejowe - dodawał.
Podobne problemy ma w Polsce na przykład IKEA. Wielu towarów brak w magazynie. Według Działu Obsługi Klienta, na niektóre trzeba czekać nawet pół roku, a i tak brak gwarancji, że w ogóle się pojawią. Fora internetowe pełne są skarg na anulowane zamówienia. Podobnie jest z niektórymi artykułami sportowymi, produkowanymi w Azji dla największych światowych marek. Do kłopotów z upchnięciem ładunku na statki, dochodzi jeszcze wstrzymywanie produkcji wskutek pandemii. Tak na przykład jest z butami sportowymi Nike. Przestoje w wietnamskich fabrykach marki spowodowały, że wiele modeli nie dojedzie na święta do żadnego kraju na świecie.