Bilety na pociągi drożeją, ale PKP to nie martwi. "Jakie są pierwsze słowa dziecka kolejarza? Mama, tata i dotacja"

W branży są takie żarty, że dotacja to najwspanialszy pasażer, bo nie zadaje pytań i zawsze płaci. Albo: Jakie są pierwsze słowa dziecka kolejarza? Mama, tata i dotacja. PKP Intercity ośmiela się podwyższać ceny, bo nawet jak straci klientów, to przecież tragedii nie będzie, bo odbierze sobie z dotacji - mówił w TOK FM Karol Trammer, redaktor naczelny pisma "Z biegiem szyn".

Od środy 11 stycznia pasażerowie PKP Intercity będą musieli zapłacić za przejazd nawet o 18 procent więcej. Najbardziej podrożeją bilety na Pendolino i pozostałe pociągi ekspresowe. Bilety na TLK i Intercity, którymi podróżuje aż 90 procent pasażerów, podrożeją o niecałe 12 procent. Spółka tłumaczy podwyżki rosnącymi kosztami energii i inflacją.

- Te podwyżki będą odczuwalne, zwłaszcza że ceny wzrosły już rok temu, a do tego zniknęły bilety "taniomiastowe" - mówił w TOK FM Karol Trammer, redaktor naczelny pisma "Z biegiem szyn" i autor książki "Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej".

Zdaniem eksperta największym problemem polskich kolei są - paradoksalnie - dotacje z budżetu państwa, które w skali roku przekroczyły już miliard złotych. – One działają odwrotnie, niż powinny. Zamiast pozwalać przewoźnikowi utrzymywać stosunkowo niskie ceny biletów i dostępny produkt, pieniądze sprawiają, że nie musi się skupiać na walce o klienta. PKP Intercity ośmiela się podwyższać ceny, bo nawet jak straci klientów, to przecież tragedii nie będzie, bo odbierze sobie z dotacji – wyjaśnił Trammer.

Gość Karoliny Głowackiej dodał, że dla władz kolei pasażer nie jest "najważniejszym czynnikiem tego biznesu". – W branży są takie żarty, że dotacja to najwspanialszy pasażer, bo nie zadaje pytań i zawsze płaci. Albo: Jakie są pierwsze słowa dziecka kolejarza? Mama, tata i dotacja – opowiadał ekspert.

I tłumaczył, że pieniądze z budżetu państwa powinny być kierowane na rozbudowywanie oferty przewozowej do miast, które są na uboczu głównych magistrali. – Choćby Zamość, Suwałki czy Gorzów. Tymczasem mamy jeden wielki worek pieniędzy i nie wiemy, czy ktoś analizuje w PKP, które pociągi są rentowne, a które nie – wskazał.

Według eksperta polscy kolejarze powinni brać przykład ze swoich kolegów z Czech. – Tam nie dotuje się pociągów na głównych liniach, tylko wpuszczono tam innych przewoźników. Dzięki pieniądzom z budżetu do każdego średniego i dużego miasta jest dalekobieżny pociąg przynajmniej raz na 2 godziny. A u nas? Do Suwałk z Warszawy są dwa pociągi dziennie, a do Zamościa – jeden. To jest właśnie ten problem dziwnego dawania dotacji w Polsce – podsumował Karol Trammer. 

TOK FM PREMIUM