Wielkie firmy siedzą na pieniądzach. Eksperci ostrzegają: Finansowy raj dobiega końca
Na początek przyjrzyjmy się bankom. Ostatnio było o nich głośno, bo kolejno informowały o wynikach za pierwszy kwartał. Co się okazało? Że zarobiły więcej niż się spodziewano. Na czysto bankom zostało od 15 do - uwaga - ponad 100 procent więcej niż w tym samym czasie rok wcześniej.
Tak kolosalne pieniądze banki zarobiły przede wszystkim na wysokich stopach procentowych. W pierwszym kwartale tego roku stopy procentowe NBP wynosiły 6,75 proc., rok wcześniej było to 2,25 proc. w styczniu. Posiadacze pożyczek płacą wyższe raty, bo w górę poszedł współczynnik decydujący o wysokości oprocentowania. Jednocześnie bankom nie przytrafił się żaden zapowiadany kataklizm.
Nie było katastrofy w regularnych spłatach - klienci płacą regularnie, mimo że wysokość raty wzrosła im w ciągu kilku miesięcy nawet dwukrotnie. Bankowe bilanse nie zawaliły się też z powodu wakacji kredytowych. Przypomnijmy - od drugiej połowy ubiegłego roku wszyscy posiadacze kredytów złotowych mogą raz na kwartał w ogóle nie zapłacić jednej raty. Dzięki temu rozwiązaniu wielu w końcówce roku nie płaciło rat w ogóle. Sektor bankowy miał z tego powodu czekać finansowy armagedon. Miało im brakować pieniędzy na nowe kredyty. Nic takiego się nie wydarzyło, kredytów i tak udzielały mniej, bo rynek mieszkaniowy - niezależnie od wszystkiego - jest w zapaści.
Po bankach przyjrzyjmy się branży paliwowej i energetyce. Polska Grupa Energetyczna zarobiła w pierwszym kwartale roku o miliard złotych więcej niż w tym samym czasie rok wcześniej. A jak wiadomo - początek ubiegłego roku, czyli czas przed rosyjską napaścią na Ukrainę, był przecież dla polskiej energetyki rewelacyjny. Produkowała i sprzedawała prąd za granicę, wykorzystując do tego zwały taniego węgla. Solidnie na tym też zarabiała.
Mimo to - przy rosnących cenach węgla - PGE udało się teraz pobić poprzedni wynik i to o więcej niż połowę. Dużą część spółka będzie musiała oddać do budżetu. W całym roku podzieli się w ten sposób 10 miliardami złotych. W tym czasie wysokość podwyżek cen prądu dla gospodarstw domowych ograniczono odgórnie do 40 procent. Warto jednak pamiętać, że ten bezpiecznik ma zostać wykręcony z końcem roku.
Finansowy raj branży paliwowej
Branża paliwowa. Tutaj - globalnie - widać prawdziwy finansowy raj. Po fantastycznym poprzednim roku ten okazuje się jeszcze lepszy. Zysk Shella, największej europejskiej firmy energetycznej, był wyższy niż przewidywali eksperci. I choć kwartalny rekord z ubiegłego roku nie został pobity, to i tak koncern zarobił na czysto ponad 11 miliardów dolarów.
Podobnie dobrze wiodło się europejskim rywalom Shella: BP miał 5 miliardów zysku, a Total ponad 6 miliardów. Najbardziej opłacał się im obrót paliwami na bardzo zmiennym rynku. I to pomimo, że ceny paliw od początku tego roku spadały, bo na świecie taniała ropa. W tym kontekście pojawiły się zarzuty o łupienie klientów w sytuacji galopujących cen. Kto bowiem ogarnie dokładnie, dlaczego benzyna tanieje lub drożeje? Ile w jej cenie jest drogiej ropy naftowej, a ile zarabia producent i dystrybutor, wykorzystując sytuację? Zwłaszcza, gdy konsument nie ma wyboru, bo większość paliwa na rynek dostarcza jedna firma? Tak jak w Polsce robi to Orlen?
I na koniec - chyba najważniejsza dla konsumentów - branża żywnościowa. Tu sprawdza się powiedzenie "okazja czyni złodzieja". Największe globalne koncerny od początku roku podnosiły ceny, powołując się na rosnące koszty. Robiły to w czasie, gdy ceny surowców rolnych systematycznie spadały. W ten sposób producenci zarabiali coraz więcej i więcej. Zarabiali, bo mogli.
Konsumenci - pogodzeni z inflacją - wciąż robili zakupy, bo musieli. A inflacja cen żywności wynosiła w Polsce w ostatnich miesiącach o kilka punktów procentowych więcej niż inflacja globalnie, w gospodarce. Na dodatek jest niemal pewne, że po serii podwyżek ceny detaliczne żywności nie spadną. Co najwyżej przestaną rosnąć lub przynajmniej będą rosnąć w rozsądnym tempie.
Koniec rekordowych zysków?
I na koniec zapowiadana łyżka dziegciu w tej finansowej beczce miodu. To już koniec rekordowych zysków w biznesie. Tak przynajmniej oceniają ekonomiści największych na świecie banków inwestycyjnych. Dlaczego?
Po pierwsze - znacząco podrożały surowce do produkcji. Jeśli nawet potanieją, to już nigdy nie będą tak tanie jak przez wiele ostatnich lat. Podobnie z kosztami finansowania rozwoju. Kredyt jest drogi, bo wzrosły stopy procentowe. Poza tym podrożała energia, więcej trzeba płacić też pracownikom. Rosną podatki. I trudno przekonać handlowców, by rezygnowali ze swojego zysku i trzymali ceny na półkach pomimo, że ceny podnieśli wytwórcy.
Po drugie - konsumenci stawiają opór. Ich portfele schudły tak mocno, że trudno wykrzesać z nich więcej. Nawet tam, gdzie stoją pod ścianą i kupować muszą - bo albo kupują gorsze marki taniej, albo kupują mniej, albo czekają na promocję i okazje. I na koniec kupują dokładnie tyle, ile im potrzeba, starając się niczego nie marnować. Firmy zaczynają zatem narzekać na tak zwany "niedostateczny popyt". Jedno i drugie oznacza, że biznesowy raj właśnie się kończy. A gospodarka schodzi na ziemię.
-
Ksiądz, w którego mieszkaniu odbyła się orgia, zabrał głos. "To uderzenie w Kościół"
-
"Czarno-brunatna" koalicja po wyborach? "Mentzen i Bosak przebierają nogami"
-
Wypadek na autostradzie A1. List gończy za kierowcą BMW. Ziobro podjął też inną ważną decyzję
-
Wypadek na autostradzie A1. Prokuratura opublikowała wizerunek kierowcy bmw
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
- Kuria odpowiada na oświadczenie ks. Tomasza od orgii na plebanii z seksworkerem
- Nagły zwrot Niemiec. "Traktują Ukrainę jako zasób"
- "Aż mnie pani podkręciła". Prof. Kowal ostro o słowach Waszczykowskiego. "Dziecinne i infantylne"
- Pornograficzna polityka, szubienice i piranie [630. Lista Przebojów TOK FM]
- Rembrandt i jego "Jeździec polski". Niderlandzka moda na "pokazywanie Polaków"