Rząd chce postawić płot za 235 milionów, by powstrzymać wirusa. "To pieniądze wyrzucone w błoto"

Rząd chce odgrodzić Polskę od wschodnich sąsiadów płotem za 235 mln złotych. Wszystko po to, by powstrzymać wirusa afrykańskiego pomoru świń. Pomysł resortu nie podoba się samorządowcom.

Żeby płot udało się postawić, potrzebna jest specustawa, zakładająca masowe wywłaszczenia. Płot mierzyłby 1200 km. 

Płot miałby się zaczynać przy Zalewie Wiślanym, a kończyć w Bieszczadach. Metalowa siatka, taka jak te zabezpieczające autostrady przed zwierzętami, oddzieliłaby Polskę od Federacji Rosyjskiej, Białorusi i Ukrainy.

Według ministerstwa rolnictwa, w którym powstał projekt specustawy w tej sprawie, budowa zakończyłaby się w 2020 roku. Zbudowanie gigantycznego płotu miałoby kosztować 235 mln złotych.

Ministerstwo chce, by pieniądze na inwestycję pochodziły z budżetu państwa; konkretnie ze środków przeznaczonych na inwestycje w poszczególnych województwach, rezerw celowych i pieniędzy przeznaczonych na usuwanie skutków klęsk żywiołowych.

Projekt dopuszcza także finansowanie budowy i utrzymania płotu przez samorządy.

Płot jak autostrada

Zdaniem resortu rolnictwa, bariera powstrzyma dziki zza wschodniej granicy kraju. A co za tym idzie, pomoże powstrzymać rozprzestrzenianie się ASF. Ta zabójcza dla świń choroba przywędrowała do Polski cztery lata temu za sprawą dzików właśnie zza wschodniej granicy.

Projekt specustawy zakłada uproszczenie procedur administracyjnych potrzebnych przy budowie.

Właściciele gruntów, na których miałaby powstać bariera, byliby traktowani tak jak przy budowie dróg czy linii wysokiego napięcia. Grunty byłyby zajmowane, a niezadowoleni z wyceny właściciele mogliby dochodzić swoich roszczeń przed sądem. Ale już po fakcie, czyli po przejęciu gruntu.

Ustawa dopuszcza też wykup tzw. „resztówek”, czyli fragmentów działek, które po budowie płotu nie nadawałyby się już do użytku.

Decydować o tym miałby jednak nie właściciel, ale administracja państwowa. Załączona do projektu analiza skutków obowiązywania ustawy, nie szacuje jak wielu działek, miałyby dotyczyć wywłaszczenia.

Biorąc jednak pod uwagę, że płot ma mieć 1200 km długości, będzie to pewnie liczba ogromna.

ASF już głęboko w Polsce

W ciągu czterech lat występowania ASF w Polsce wirusa wykryto u dzików ponad 1500 razy. Choroba ponad 100 razy przeniosła się też na hodowle świń. Zaraza długo utrzymywała się wyłącznie we wschodniej części województwa podlaskiego. Rok temu jednak zaczęła intensywny marsz na zachód.

W tej chwili strefa zagrożona pomorem obejmuje więc również dużą część województw lubelskiego i mazowieckiego oraz północno-zachodnią część warmińsko-mazurskiego. Zarażone dziki znaleziono też w okolicach Warszawy, również na zachodnim brzegu Wisły.

Z danych udostępnianych przez Główny Inspektorat Weterynarii wynika, że w ostatnich miesiącach zdecydowana większość nowych przypadków pomoru odkrywana jest kilkadziesiąt czy nawet kilkaset kilometrów od granicy.

Mimo tego ministerstwo uważa, że budowa płotu ma sens, bo zablokuje dopływ nowych, chorych dzików zza granicy. Te krajowe mają wybić myśliwi.

Czytaj też: "Min. Kowalczyk będzie płacić za zabicie ciężarnych loch. Nawet część przyzwoitych myśliwych jest tym zbulwersowana">>>

Nikt nie pytał naukowców


Dr Tomasz Podgórski z Instytutu Biologii Ssaków PAN doradza rządowemu zespołowi ds walki z ASF. O pomyśle budowy płotu słyszał w przeszłości, projektem ustawy jest jednak zaskoczony. Nikt go bowiem o zdanie nie pytał. A to jest krytyczne.


- Nawet jeśli postawimy ten płot, który ma teoretycznie zapobiec wędrówce zakażonych dzików, czy to z Rosji, czy Białorusi czy Ukrainy, to i tak mamy ten problem dalej u siebie. Co najwyżej zamkniemy go we własnych granicach - mówi Podgórski. Zresztą w szczelność płotu wątpi. Podobna instalacja stoi od lat po białoruskiej stronie granicy. Badane przez naukowca zwierzęta, w tym dziki, nie mają większych problemów z jej przekraczaniem.


Dr Podgórski zwraca uwagę na jeszcze jeden, dość istotny fakt. Od momentu zarażenia się zwierzęcia do jego śmierci mija zwykle kilka, najwyżej kilkanaście dni. A dziki nie przemieszczają się na duże odległości. Owszem, około 10 procent populacji, głównie młodych, czasem podejmuje wędrówki nawet na 50 km.


- Wiadomo, że taka wędrówka nie odbywa się w ciągu tygodnia, tylko to zajmuje dużo więcej czasu. Więc zanim taki dzik przejdzie na większą odległość, ta choroba go po prostu zabije - dodaje naukowiec.


Jeśli więc myśliwi i choroba zmniejszą populację dzików, to nawet przekraczanie przez nie wschodniej i północnej granicy kraju wiele nie zmieni. Nim zdążą kogokolwiek zarazić, padną.

Naukowiec podkreśla też, że jeśli płot będzie szczelny, to zaszkodzi innym dużym ssakom, izolując genetycznie ich poszczególne populacje. I że kwestię tę należałoby przeanalizować. Tymczasem w rubryce "ocena środowiskowych skutków ustawy" w formularzu projektu nie ma żadnych uwag.

Podlaskie płotu nie chce. „Pieniądze w błoto”

Pomysł budowy płotu krytykują nie tylko naukowcy od dzików, ale i podlascy samorządowcy. Kilka dni temu sejmik wojewódzki przyjął uchwałę, w której apeluje do rządu, by płotu nie budować.

- Nie tylko dziki roznoszą ASF. Wektorem jest też człowiek oraz krukowate, więc ostawienie dzisiaj płotu na granicy jest bezzasadne. To tylko wydanie pieniędzy na barierę, która przed niczym nie zabezpieczy - uzasadnia członek zarządu województwa Stefan Krajewski.

Zdaniem Krajewskiego, bez lepszej kontroli na przejściach granicznych i egzekwowania zabezpieczeń hodowli świń, pieniądze zostaną wyrzucone w błoto. 

- Czy nie lepiej wydać te środki na bioasekurację, zabezpieczenie dużych gospodarstw, które utrzymują trzodę? Dla małych gospodarstw też by było miejsce, o ile zechciałby się zastosować do zasad bioasekuracji - dodaje Krajewski.

Bioasekuracja leży. Czy zacznie się likwidacja gospodarstw?

Według raportu NIK, Ministerstwo Rolnictwa mocno zaniedbało kwestie bioasekuracji, czyli zabezpieczania hodowli świń.

Najgorzej ma być u niewielkich producentów. Dane Inspektoratów Weterynaryjnych pokazują, że właściwie we wszystkich przypadkach, w których wirus przeniósł się świnie, hodowcy od lat lekceważyli obowiązujące przepisy.

Główny Inspektorat Weterynarii zapowiada, że do połowy roku zostaną zlikwidowane hodowle, które nie są odpowiednio zabezpieczone.  Ale takie zapewnienia padały również w latach poprzednich.

Setki milionów wkładane w walkę z ASF mają chronić polski eksport wieprzowiny. Z powodu pomoru embargo na polskie produkty wieprzowe wprowadziły już Ukraina, Mołdawia, Chiny, Japonia i Korea Płd. W przypadku wielu innych krajów sprzedaż jest utrudniona. Upadek eksportu uderzyłby z kolei w krajowych producentów pasz - ważny sektor polskiego rolnictwa.

Czytaj też: Już nie tylko ekolodzy. Przeciwko rzezi dzików buntują się sami myśliwi. "To sprzeczne z etyką">>>

"Przypominał dzika". Myśliwi, którzy postrzelili człowieka zazwyczaj tłumaczą się tak samo

Serwis informacyjny

TOK FM PREMIUM