Kradzież kamaszy w afekcie i tragiczna śmierć na weselu. Prasa sprzed 100 lat to pasjonująca lektura

W tym roku obchodzimy 100-lecie niepodległości. Jak nasze problemy i zainteresowania różnią się od tych sprzed wieku? Najłatwiej to sprawdzić dzięki starym gazetom.

Równo sto lat temu dziennik „Górnoślązak” informował o katastrofie w kamienicy.

Robotnik Kapitza doprowadził nabój dynamitowy do wybuchu.

Na dziennikarzu ten czyn nie zrobił jednak większego wrażenia. Redaktor zaznaczył, że  oprócz pęknięcia 40 szyb, żadna szkoda się nie stała. Grunt, że sprawcę aresztowano.

Problemy natury obuwniczej

Ta sama gazeta więcej uwagi poświęciła wyrobowi kaloszy. A konkretniej jego zaprzestaniu. Redakcja nie tłumaczy niestety, dlaczego ten typ obuwia zniknie z półek sklepowych. Podopowiada jednak swoim czytelnikom rozwiązania, zważywszy na to, że marzec, to zwyczajowo czas pluchy i roztopów. Jeśli jakiś kalosz ulegnie zniszczeniu, wystarczy tylko wymienić podeszwy. Cienkie i niezbędne do "reparacyj" będą nadal wyrabiane.

100-letni przegląd prasy100-letni przegląd prasy screen



Czy z braku kaloszy lub jakichkolwiek innych względów o buty desperacko walczył murarz, co skończyło się dla niego procesem sądowym. Jednego świadka oskarżył o krzywoprzysięstwo, drugiego próbował z kolei do krzywoprzysięstwa namówić. I tak zamiast pantofli, otrzymał od sądu rok i dwa miesiące domu karnego. Złożył „rewizyę’, ale zmiana decyzji nie mogła się udać…

Z kolei pewna wdowa z kolei nie mogła się oprzeć kamaszom adoratora. Jak donosił Kurjer Poznański, „Odwiedziła w matrymonialnym zamiarze wdowca-robotnika. Po oddaleniu się wdówki zauważono, że zginęły jego kamasze”. Mimo wnikliwego śledztwa, ani obuwia, ani wdówki, nie udało się odnaleźć.

Wesele nie takie wesołe

To nie koniec nietypowych kradzieży, o których pisał poznański dziennik. Świętokradczego czynu dokonało około 10 mężczyzn, a ich celem były... 3 kościelne dzwony. Złodzieje zaplanowali akcję po mistrzowsku, bo mimo że obiekt przestępstwa jest hałaśliwy, to udało się go zabrać tak cicho, że ani mieszkający obok organista, ani proboszcz nie zorientowali się, co się dzieje.

Z kolei w "Gazecie Świątecznej" znalazła także znalazła się historia z dzwonami w tle. Najpierw miały być weselne, a skończyło się na pogrzebowych. Opisane zostało tragiczne wydarzenie z wątkiem sakralnym w tle. Państwo młodzi powiedzieli sobie sakramentalne „tak”, ale tego dnia goście nie zapamiętają najlepiej. Na weselu „matka panny młodej, chcąc, aby jej młodsza, 15-letnia córka nie stała na uboczu, poprosiła jednego z weselników, żeby z nią ochoczo zatańczył (…). Musiała być widocznie chora na serce i wódka oraz zmęczenie nagłą śmierć na nią sprowadziły”. I jak teraz wierzyć, że ruch to samo zdrowie? Ciekawe, czy dzisiejsza medycyna zna podobne przypadki.

Serwis informacyjny

TOK FM PREMIUM