Rząd namawia kobiety, by rodziły chore dzieci, potem każe płacić więcej. PiS już mniej "za życiem"
Pani Iwona (imię zmienione) pracuje w jednym z przemyskich sklepów z artykułami medycznymi. Gdy kilka dni temu obsługiwała ojca dziewczynki z niepełnosprawnością zauważyła, że refundacja pieluch, które chciał kupić dla swojej nastoletniej córki, zmalała. Mężczyzna miał zapłacić z własnej kieszeni 35 zł więcej niż gwarantowała dotychczas ustawa "za życiem".
- Na początku pomyślałam, że to awaria programu, który kalkuluje refundację, czyli ile płaci państwo, a ile opiekun niepełnosprawnego dziecka. Zadzwoniłam nawet do producenta oprogramowania i powiedziałam, że mamy jakiś błąd, bo kwota, którą ma zapłacić rodzic, jest zbyt wysoka - opowiada pani Iwona.
Jednak przedstawiciel firmy powiedział jej, że wszystko jest w najlepszym porządku. - Okazało się, że rząd zmniejszył refundację na pieluchy dla dzieci z niepełnosprawnością - mówi kobieta. Nowe prawo obowiązuje od 3 marca. Zostało wprowadzone rozporządzeniem ministra zdrowia z 18 stycznia 2018 r. Podpisał je następca Konstantego Radziwiłła, minister Łukasz Szumowski.
Rządowa ustawa "za życiem"
"Za życiem" to ustawa, którą PiS uchwalił po tym, jak pod wpływem Czarnego Protestu (03.10.2016) zakończył prace sejmowe nad projektem ustawy Ordo Iuris. Organizacja odwołująca się do doktryny rzymskokatolickiej chciała wprowadzić totalny zakaz przerywania niechcianej ciąży w Polsce oraz postulowała skazywanie na karę więzienia kobiet, która miały zabieg.
Po wyrzuceniu tego projektu do kosza Sejm przegłosował ustawę "za życiem", która w intencji polityków Prawa i Sprawiedliwości ma zachęcać kobiety, by nie przerywały uszkodzonej ciąży i rodziły ciężko chore dzieci. Przeciwniczki części zapisów projektu przezwały go mianem "trumienkowego", bo rząd zdecydował, że zapłaci kobiecie 4 tys. zł również za martwe urodzenie, oraz wtedy gdy wiadomo, że dziecko umrze niedługo po porodzie.
Ustawa zaczęła obowiązywać 1 stycznia 2017 r., a wraz z nią nowe zasady refundacji tzw. cewników zewnętrznych (pieluchomajtek, podkładów, wkładek i wkładów). Zmiany objęły także dzieci z niepełnosprawnością urodzone przed uchwaleniem ustawy.
Krótka dobra zmiana
- To naprawdę był postęp - ocenia pani Iwona. - Do czasu tej ustawy państwo trzymało się limitu refundacji 60 sztuk pieluch miesięcznie. Do każdej sztuki dopłacało 1,05 zł. Jak łatwo policzyć, daje to 63 zł miesięcznej dopłaty państwa za pieluchy dla dzieci z niepełnosprawnością - wyjaśnia kobieta.
Gdyby opiekunowie dzieci z niepełnosprawnością zakładali im tylko pieluchy refundowane przez państwo, to znaczy, że mogliby je zmieniać zaledwie dwa razy dziennie. - To zdecydowanie za mało - komentuje pani Iwona. - Nie każdy z nas opiekuje się dzieckiem z niepełnosprawnością, ale każdy z nas chodzi do toalety. Robimy to częściej niż dwa razy dziennie, więc oczywiste jest, że limit 60 refundowanych pieluch miesięcznie to śmiech na sali - tłumaczy.
Dla dobrze zarabiających osób 35 zł może być śmieszną kwotą, jednak w rodzinie z niepełnosprawnym dzieckiem każdy grosz się liczy. Dosłownie: każdy grosz
Ustawa "za życiem" zniosła limit ilościowy na pieluchy - opiekunowie dzieci z niepełnosprawnością mogli kupić tyle refundowanych pieluch, ile naprawdę potrzebowali. Do każdej sztuki budżet państwa nadal dopłacał 1,05 zł. Jednak w połowie stycznia nowy minister zdrowia, Łukasz Szumowski, wydał rozporządzenie, które w ukryty sposób podniosło koszty ponoszone przez rodziców dzieci z niepełnosprawnością.
Według nowych zasad limit refundowanych pieluch to teraz 90 sztuk - więcej niż kiedyś, ale nadal zdecydowanie za mało jak na miesięczne potrzeby dziecka. Problem w tym, że za tą zmianą nie poszły pieniądze z budżetu państwa. W praktyce oznacza to, że NFZ po staremu refunduje tylko do kwoty 63 zł miesięcznie, ale teraz zamiast 1,05 zł dopłaci tylko 70 gr do pieluchy. W efekcie opiekunowie dzieci z niepełnosprawnością od marca płacą kilkadziesiąt złotych więcej za zewnętrzne cewniki dla ciężko chorych dzieci.
Mała decyzja, duża różnica
- Zdaję sobie sprawę, że dla dobrze zarabiających osób 35 zł, które musiał dodatkowo wyłożyć klient w moim sklepie, może być śmieszną kwotą, której braku nawet by nie zauważyli - mówi pani Iwona.
- Jednak w rodzinie z niepełnosprawnym dzieckiem każdy grosz się liczy. Dosłownie: każdy grosz. Przecież ci rodzice mają mnóstwo innych wydatków na dziecko, w tym na rehabilitację, od której państwo umywa ręce. Te kilkadziesiąt złotych to dla nich dużo, zwłaszcza w takim mieście jak Przemyśl - tłumaczy kobieta.
- Szlag mnie trafia. Rząd przekonuje kobiety, by rodziły chore dzieci, a teraz nawet chce je do tego zmusić używając swojego Trybunału, a jednocześnie obcina refundację. To skandal - podsumowuje pani Iwona.
-
To nie broni jądrowej Putina należy się bać. Gen. Komornicki wskazuje "największe zagrożenie" dla Polski
-
Ogromny żółw jaszczurowaty złapany pod Warszawą. To gatunek niebezpieczny dla ludzi
-
"W Pałacu Elizejskim trwa gorączka". Francja w ogniu protestów. Czy Macron zrezygnuje z reformy?
-
Szokujące rekolekcje w Toruniu. Kobieta poniżana przed ołtarzem. Będzie wniosek do prokuratury
-
Tuchom. 21 godzin gaszono elektrycznego mercedesa. Strażacy użyli specjalnego kontenera
- Kaczyński "nie prowadzi zdrowego trybu życia". "Słabo się czuje". A "frakcje zaczynają wyłazić spod dywanu"
- Zła wiadomość dla Mateusza Morawieckiego. Słabe notowania rządu [SONDAŻ]
- Szokujące rekolekcje. Toruńska kuria opublikowała oświadczenie. A dla kuratorium nie ma tematu
- Senator Libicki przeprasza ofiary pedofilii za wpis na Twitterze. "Popełniłem błąd"
- Konfederacja wyrasta na trzecią siłę w polskiej polityce. "Otrząsnęła się z 'onucowego' wizerunku"