"Jego muzyka była mistycznym doświadczeniem". Wspominamy Roberta Brylewskiego
Wczoraj rano zmarł Robert Brylewski, legenda polskiej sceny punkowej, muzyk związany z zespołami takimi jak Brygada Kryzys, Izrael czy Armia. 58-letni muzyk od kilku tygodni znajdował się w stanie śpiączki po tym, jak został pobity. Informacje o śmierci podano na stronach grup, w które współtworzył.
- Robert był przede wszystkim wspaniałym muzykiem, o czym niestety nie pamiętamy, traktując go jako osobę publiczną czy bohatera. A on wypowiadał się przez muzykę, uniwersalnym języku przekazującym uczucia - opowiada muzyk Tomasz Świtalski, który z Brylewskim grał w jego pierwszym zespole Kryzys, a także późniejszym składzie Brygada Kryzys i grupie Izrael, przyjaźniąc się od czasu, gdy ten miał 16 lat.
"Nie był działaczem politycznym"
- Jego muzyka na pierwszy rzut oka była pozbawiona wrażliwości i subtelności. Nic bardziej mylnego. Był nieprzeciętnie uzdolnionym gitarzystą, czego może nie słychać, bo to nie są kompozycje, w których ktoś popisuje się solówkami - tłumaczy saksofonista.
- To były mistyczne doświadczenia, kiedy w jazgocie i ryku elektrycznych gitar możesz znaleźć subtelną harmonię, dźwięk który cię przez to poprowadzi - opowiada Świtalski, zachęcając do słuchania nagrań "Afy" Brylewskiego (Świtalski prosi by podkreślić, że pseudonim "Afa" po śląsku oznacza to samo co "vicious" po angielsku).
- Wbrew pozorom nie był działaczem politycznym. Jego przekaz mówił o solidarności, miłości i wspólnocie. Można go nazwać lewicowym, ale to bardziej wypływa w jego przypadku z innych podstaw: dzieciństwa spędzonego w Rodzinie zespołu “Śląsk”, a później erupcji ruchu "Solidarność". Wszystkie nasze zespoły były po prostu wspólnotami - wyjaśnia muzyk.
- Idea solidarności i samodzielności były podstawą ruchu punkowego, który sprzeciwił się establishmentowi. Rock’n’roll jest ideą wspólnotowego przewrotu. Rafał Kwaśniewski, inny wspaniały muzyk naszego pokolenia [lider grupy PRL, związany m.in. z Kultem czy Elektrycznych Gitar - red.], powiedział kiedyś, że nie chodzi o zespół muzyczny, tylko o grupę ludzi, która może dokonać rzeczy niemożliwych dla jednostki - wspomina Świtalski.
"Najważniejszy polski muzyk"
Robert Brylewski ostatnie koncerty zagrał z zespołem T.Love. Uświetnił pożegnalną trasę grupy Muńka Staszczyka.
- Nikt nie wiedział, że koncerty w Krakowie i Warszawie będą ostatnimi... Myślę, że byliśmy przyjaciółmi. Robert był chyba najważniejszym polskim muzykiem w moim życiu. Nasza znajomość to 38 lat - mówił Staszczyk w TOK FM, w rozmowie z Mikołajem Lizutem.
Założyciel i lider T. Love pamięta, że Brylewskiego na scenie po raz pierwszy zobaczył w 1980 roku w Sopocie. - Tamten koncert Kryzysu wbił mnie w ziemię. Powiedziałem sobie wtedy, że też chce mieć zespół - wspominał. Już rok po tym pamiętnym koncercie, Staszczyk razem ze swoim pierwszym zespołem - Opozycja - grał przed Kryzysem, podczas koncertu w Częstochowie.
- Po prostu go kochałem, jak kocha się ważnego człowieka w swoim życiu. Gdyby nie Brylewski, to nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. Nie byłoby mnie muzycznie - uważa lider T.Love.