"Nie możemy tracić takich ludzi, mieć więcej Norwidów". Marcin Miller wspomina Brylewskiego
Zgodnie z wolą Roberta żałobnicy zamiast kwiatów złożyli datki pieniężne na Cor Infantis, Fundację na rzecz dzieci z wadami serca. Sam Brylewski w jednym z wywiadów wyznał kiedyś, że nie myśli o śmierci. "Jak człowiek umiera… Ja nie myślę o swoim pogrzebie, kto będzie itd. W ogóle mnie to zbytnio nie interesuje" - stwierdził Brylewski.
Marcin Miller wspominał Roberta Brylewskiego w programie Piotra Maślaka w TOK FM. - Muzyka Roberta była dla mnie jak znalezienie źródła - powiedział. Gość radia zwrócił uwagę na to, że Brylewski nieczęsto gościł w mediach. - Prawdziwy artysta to ten, który coś przekazuje. W tej chwili wszyscy lamentują. Robert grał do publiczności, ale wiedział , że ta publiczność, jest również nim, wywoływał jakąś sytuację, jakąś jedność. Nie miało to nic wspólnego z gwiazdorstwem - powiedział Miller.
Miller opisał, jak wyglądało jego pierwsze zetknięcie z muzyką Brylewskiego (z płytami Izraela "Biada, biada, biada" i "Nabij Faję"). - To było jak znalezienie źródła, czegoś co jest sztuką, muzyką. Tym głównym szamanem był Robert. Bo żeby rock and roll miał sens musi walić kogoś po łbie, w system, obyczaje - wspominał Miller.
"Nie możemy mieć więcej Norwidów"
Rozmówcy zgodzili się, że Robert Brylewski przez wiele lat funkcjonował niejako w drugim obiegu, ponieważ nigdy nie miał parcia na karierę.
- My ciągle jesteśmy na etapie, że grajkowie biedę klepią, grają nam pięknie, a my nawet nie potrafimy ich nagrodzić. Artystą powinniśmy się opiekować. Dla mnie znajomość z Robertem oznaczała, że trzeba się nim zaopiekować - stwierdził Miller.
Piotr Maślak zauważył, że niespodziewana śmierć Brylewskiego została zauważona przez polityków, ludzi na co dzień podzielonych, takich jak np. były prezydent Lech Wałęsa i poseł Paweł Kukiz. Zdaniem Millera śmierć Brylewskiego powinna nas skłonić do refleksji. - Nie możemy tracić takich ludzi, mieć więcej Norwidów, którzy są niezauważeni. To co w nas uderza to jest muzyka, emocje. Jeśli ktoś to potrafi w nas obudzić, to powinniśmy go nosić w lektyce - skonkludował Miller.