Prokuratura: złamanie nosa to nie znęcanie nad żoną
Pani Iwona jest osobą wykształconą, po studiach; pracowała u męża w kancelarii. Domowy koszmar zaczął się kilka lat temu. Mąż znęcał się nad nią psychiczne i fizyczne. Kobieta wiele razy wzywała policję; zawiadamiała prokuraturę. Wyniosła się nawet do domu samotnej matki i w ośrodku dla ofiar przemocy.
Ale się wycofywała. Mąż obiecywał poprawę, prosił o jeszcze jedną szansę, zapewniał, że będzie inaczej. - Bałam się, że sobie nie poradzę finansowo. Wierzyłam, że po kryzysie wszystko się zmieni - mówi pani Iwona. I chciała, żeby synek (dziś 6-letni), miał tatę.
Tak jak ona robi wiele ofiar przemocy, ale zdaniem psychologów to normalne.
Marta Wiercińska jest psychoterapeutką, prowadzi terapię pani Iwony. Nie ma wątpliwości, że w przypadku ofiar przemocy wycofywanie skarg z policji czy inna forma ucieczki to zachowanie bardzo charakterystyczne. - Nie znam osoby, która w jakimś momencie nie wycofałaby się z takiej decyzji - mówi Wiercińska.
Grudzień 2010, złamany nos
To, co dla terapeutów jest oczywiste i w dużym stopniu normalne, dla Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ już niekoniecznie. W grudniu ub. roku w domu pani Iwony znów doszło do rękoczynów. Mąż złamał jej nos, interweniowała sąsiadka, też prawniczka. Nasza rozmówczyni nie chciała iść na policję. - Tyle razy byłam bita - mówi ze łzami w oczach. Siostra namówiła ją jednak do wizyty u lekarza. A on od razu stwierdził, że została pobita i wezwał policję. Sprawa trafiła do prokuratury.
Tym razem pani Iwona nie wycofała zawiadomienia. Postępowanie było prowadzone przez kilka miesięcy; kobieta zeznawała kilka razy, jej mąż w ogóle nie został przesłuchany. - Mój mąż się śmiał, mówił, że jemu nic prokuratura nie zrobi - dodaje.
I rzeczywiście: prokuratura sprawę umorzyła, twierdząc, że znęcania nie było .
Dlaczego? Bo wzięła pod uwagę tylko jeden czyn. - W tym okresie, którego ta sprawa dotyczyła, jedynym zdarzeniem było zdarzenie z grudnia, gdzie pokrzywdzona została uderzona pięścią w nos - wyjaśnia prokurator Beata Syk-Jankowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Śledczy w ogóle nie uwzględnili tego, że w domu małżonków także wcześniej wiele razy interweniowała policja, że były prowadzone postępowania. Jak słyszymy w prokuraturze, tamte sprawy były prawomocnie zakończone i dlatego nie wzięto ich pod uwagę .
Jest i druga strona medalu. Prokurator umarzając postępowanie napisał w uzasadnieniu, że pani Iwona może wystąpić przeciwko mężowi na drodze prywatnoskargowej, z prywatnym aktem oskarżenia. Śledczy mogliby z urzędu prowadzić postępowanie w sprawie pobicia, gdyby ofiara była osobą nieporadną życiowo, która nie zna się na przepisach, nie ma kto jej pomóc.
W tym przypadku uznali, że jest inaczej. - Prokurator, umarzając sprawę, doszedł do wniosku, że pokrzywdzona jest osobą z wykształceniem wyższym prawniczym, dlatego, gdyby chciała, może taki prywatny akt oskarżenia przeciwko mężowi skierować - mówi Syk-Jankowska.
Pani Iwona ma żal, że prokuratura uznała, że tego, co zrobił jej mąż, nie uznano za przemoc. - Jak czytałam w uzasadnieniu, czym jest przemoc, to tak jakby to była historia z mojego życia - mówi nasza rozmówczyni.
Złożyła w sądzie zażalenie na umorzenie postępowania. Sąd na początku października zdecyduje, czy prokurator miał rację podejmując taką a nie inną decyzję.
Życie rodzinne "usłane różami"
Policja wiele razy interweniowała w domu pani Iwony. Dzielnicowy - zupełnie inaczej niż prokuratura - nie ma wątpliwości, że w tej rodzinie dochodziło do znęcania. - Zarzuty dotyczyły znęcania fizycznego, jak i psychicznego - mówi Janusz Wójtowicz w KWP w Lublinie. Policja, po umorzeniu sprawy przez prokuraturę, prowadzi w tej chwili kolejne śledztwo o znęcanie. Tym razem m.in. o to, że mąż gnębił żonę w ten sposób, że nagminnie wyłączał jej światło, np. w łazience, podczas kąpieli. Wyłączył je także wtedy, gdy w mieszkaniu był dzielnicowy. Przyszedł porozmawiać o problemie. - Mąż w tym momencie wszedł i wyłączył światło. Zażądał od dzielnicowego, aby wyszedł z mieszkania, bo nie życzy sobie jego obecności - opowiada Wójtowicz.
Mąż pani Iwony, lubelski notariusz, nie zgodził się na spotkanie.
Ofiary przemocy działają podobnie
Jak wynika z doświadczeń psychologów i z przeprowadzanych badań, ofiary przemocy zachowują się według określonych "reguł". - Są trzy fazy powtarzającego się cyklu - mówi Marta Wiercińska, psychoterapeutka. Pierwsza faza to narastające napięcie: mąż jest stale poirytowany, wszystkiego się czepia, wszystko mu przeszkadza. Żona stara się schodzić z drogi, łagodzić sytuację, ale to nie pomaga.
Faza druga to wybuch gwałtownej przemocy. Podbite oczy, połamane żebra, wybite zęby. Obrażenia mogą być różne, a ofiara najczęściej czuje się winna. Potem przychodzi moment szoku, kobieta odczuwa wstyd, nie wierzy, że to stało się naprawdę.
Faza trzecia to tzw. "miodowy miesiąc". Sprawca wie, że poszedł za daleko i niemal z minuty na minutę się zmienia: obiecuje poprawę, kupuje drogie prezenty, zabiera żonę do kina i na wycieczkę. Okazuje ciepło i miłość. - Ale faza miodowego miesiąca mija. I wszystko zaczyna się od początku - mówią psycholodzy.
Kiedy kobieta dochodzi do ściany...
Historia się powtarza, aż w końcu kobieta dochodzi do "muru". - Przychodzi moment dojrzałości kobiety do decyzji o podjęciu działań. Kiedy przestaje się bać swojego kata - mówi Wiercińska. Bywa, że następuje to po kilku miesiącach związku, ale bywa też, że dopiero po kilku czy kilkunastu latach, a nawet później. W tym momencie ważne jest wsparcie: rodziny, znajomych, ale także psychoterapeuty. By ofiara uwierzyła, że sama (czy z dziećmi) też jest w stanie sobie poradzić.
-
Murem za Glapińskim stoi część zarządu NBP. Byliśmy na konferencji. "Nie ma więcej pytań"
-
"Inaczej by nie przeszło". Petru tłumaczy wrzutkę dot. wiatraków. Mówi też o Dudzie
-
Rząd Tuska "wygasi" hobby tysięcy Polaków? "Robią potworny kipisz"
-
Bolesna prawda o śmierci Natalii w Andrychowie. "Nie jesteśmy mądrymi ludźmi"
-
TVP "łupem do podzielenia"? Dziennikarze surowo o pomyśle Żakowskiego. "Nie do przyjęcia"
- Kobiety najczęściej hejtowane w Internecie. "Nowa twarz starego problemu" [AKCJA TOK FM - REAGUJ]
- Śmierć 14-latki w Andrychowie. Jest postępowanie dyscyplinarne wobec policjantów
- "Prezes Ochódzki się przypomina". Czyli "obrona Glapińskiego na granicy śmieszności"
- W całej Polsce zawyją syreny. Tak policjanci uczczą śmierć swoich kolegów z Wrocławia
- Mark Brzezinski spotkał się z Szymonem Hołownią. Marszałek zdradził rodzinny sekret