"To jeszcze nie terroryzm. To haktywizm": specjaliści o protestach przeciw ACTA

- Na razie to happening - powiedział w TOK FM ekspert ds. terroryzm Grzegorz Cieślak. - Ataki to margines w porównaniu z powszechnym zaangażowaniem społecznym w tej sprawie - uważa socjolog internetu dr Dominik Batorski. - To żadna otwarta wojna, a zwrócenie uwagi na problem - ocenił programista Piotr Niedźwiedź. Specjaliści komentowali trwające od soboty ataki na strony organów państwa i związanych z nimi.

Od soboty trwają ataki na m. in. strony rządowe w związku z planowanym na 26 stycznia podpisaniem przez szefa MSZ ACTA - międzynarodowego porozumienia dotyczącego walki z naruszeniami własności intelektualnej. Polegają głównie na blokowaniu dostępu do treści stron.

W poniedziałek rano grupa Polish Underground zmieniła treści na stronie premiera. - Czy obecne działania to już terroryzm? - pytała swoich gości Anna Laszuk. - Moim zdaniem nie - ocenił Grzegorz Cieślak z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. - Nie słyszałem wyartykułowanej prośby: jeżeli nie spełnicie naszych roszczeń, zabijemy, zaatakujemy aktywa. Taka groźba byłaby przejawem aktu terroru - powiedział specjalista.

- Na razie mamy do czynienia z happeningiem. To "haktywim": połączenie technik hakerskich i aktywizmu. Wykorzystuje metody hakerskie stosowane przeciwko celom w internecie z zamiarem zakłócenia jego funkcjonowania; nie powoduje jednak poważnych uszkodzeń - wyjaśniał. Według Cieślaka działania hakerów nie są całkiem niewinne. - Kradzież danych czy groźba publikacji danych polskich polityków to jest przestępczość - powiedział.

Dezorientacja w Anonymous. "To robimy my, czy ktoś inny?"

Socjolog internetu, dr Dominik Batorski, przestrzega przed postrzeganiem Anonymous jako grupy w tradycyjnym znaczeniu. - Wystarczy prześledzić fora dyskusyjne, na których ci ludzie się komunikują. Widać tam bardzo dużą dezorganizację, brak koordynacji. Trudno też przypisać tej grupie jakieś działania, które wywołały zawieszenie stron internetowych. W dyskusjach było umawianie się na akcje, które miały się zacząć w piątek wieczorem, ale w większości miały polegać na czymś innym - mówił Batorski. - Tymczasem kiedy wszystko ruszyło, na tych samych forach padały pytania: czy robimy to my, czy ktoś inny? Forum dyskusyjne cytowane przez media jako forum Anonymous powstało ledwie kilka dni temu. Związek ludzi, którzy to robią z grupa Anonymous, jest tak naprawdę dosyć wątpliwy - uważa socjolog internetu.

Podobnie widzi ekspert ds. terroryzmu. Według Cieślaka to nie jest organizacja hierarchiczna z szefem i poleceniami służbowymi. - To jest raczej nurt. Przy całym zachowaniu proporcji, grupa Anonymous podobnie jak Al-Kaida. Ktoś zainspirowany przekazem ruchu Anonymous atakuje, wyraża swój protest - wyjaśniał. Przestrzegał przy tym przed prostymi porównaniami: - Model organizacji to nie to samo co działalność. Przyznał jednak, że grupa ma na swoim koncie działania sprzyjające terroryzmowi albo osłabiające system bezpieczeństwa.

Mamy do czynienia z przykładem zbiorowej inteligencji

- Anonymous to margines sprawy wobec całego zaangażowania społecznego - uważa Batorski. Na FB na jedno z "wydarzeń" protestu przeciwko ACTA zapisało się ponad 300 tys. internatów w ciągu 2 dni. To precedens historii Facebooka w Polsce.

- Niektórzy krytykują zaangażowanie tych ludzi, mówiąc, że oni pewnie nawet ACTA nie przeczytali i nie wiedzą, o co dokładnie chodzi. Moim zdaniem taka krytyka jest błędna - ocenił Batorski.

ACTA: o co chodzi w umowie. [PEŁEN TEKST]

Według socjologa mamy do czynienia z takim przykładem zbiorowej inteligencji. - To jest takie delegowanie kompetencji. Nawet jeśli ktoś nie wie, o co chodzi, to wiedzą to osoby, którym on ufa. Taki proces odbywa się na co dzień w demokracji. Decyzje podejmujemy przecież przez naszych reprezentantów - wyjaśniał socjolog. Tylko, że w tym przypadku ten mechanizm nie zadziałał. - W sprawie ACTA politycy raczej obywateli nie reprezentują, wiec niejako spontanicznie następuje wybranie nowych reprezentantów - uważa Batorski.

Stan wyjątkowy? Zadaniem rządu jest pisanie czarnych scenariuszy

Szef BBN, gen. Stanisław Koziej zapowiedział możliwość ostrzejszej reakcji w przypadku przedłużających się blokad stron www. - Jeśli długotrwałe ataki hakerów zakłócą życie publiczne i na masową skalę nie będą mogły działać instytucje rządowe, wtedy trzeba będzie zastanowić się nad koniecznością wprowadzenia stanu wyjątkowego - powiedział w RMF FM. - Wydaje się, że takie zapowiedzi mają się nijak do tego, co się do tej pory realnie wydarzyło - zwróciła uwagę prowadząca Komentarze Radia TOK FM, Anna Laszuk.

- BBN to jest instytucja, która ma stworzyć podwaliny pod politykę bezpieczeństwa w tej materii - odpowiedział Cieślak. Ekspert przytoczył przykład: ktoś protestuje przeciwko złemu stanowi służby zdrowia w Polsce. Blokuje stronę szpitala, która służy placówce, aby sterować karetkami. I nagle nie może tego robić.

- Prawdą jest, że nie mamy teraz do czynienia z podobną sytuacją. Jednak zadaniem generała Kozieja jest pisanie takich scenariuszy. Nie chodzi o to, żeby rząd wprowadził stan wyjątkowy "bo można", tylko o gotowość - ocenia ekspert ds. terroryzmu.

Hakerzy to normalni ludzie

Według Piotra Niedźwiedzia, programisty, wiceprezesa Clic Software, nie ma obaw o przedłużanie się akcji. - Protest nie będzie trwał wiecznie. To nie jest jakaś wielka otwarta wojna - powiedział dla TOK FM. - Hakerzy to są normalni ludzie. Programiści, którzy dobrze znają się na tym, co robią. Chcieli jakoś skłonić rząd do refleksji, powiedzieć, że coś jest z tym prawem nie tak. I to się udało, bo nagle wszyscy o tym mówimy - tłumaczył.

Żaden atak, tylko wykorzystanie głupoty

Piotr Niedźwiedź skomentował także przejęcie kontroli nad treścią strony premiera przez grupę Polish Underground. Według hakerów dane do panelu administratora brzmiały: login "admin", hasło "admin1". - To nawet trudno nazwać atakiem. Hasło "admin1" to może mieć mój tata do swojej skrzynki pocztowej. W przypadku informatyków to jest po prostu głupota i nieprofesjonalizm - ocenił programista

TOK FM PREMIUM