Najemnicy czy bohaterowie? Gorzki Dzień Weterana. "Miną lata, zanim doczekamy się szacunku"

Najemnicy czy patrioci gotowi oddać życie za ojczyznę? 29 maja wpisuje się na stałe do kalendarza polskich świąt jako Dzień Weterana. U nas V-Day obchodzimy po raz pierwszy. - Minie jeszcze wiele lat, nim żołnierze wracający z wojny za granicą doczekają się szacunku w kraju - uważają sami weterani.

- To jest długi proces. Ta zmiana świadomości społecznej będzie trwała latami - ocenia Tomasz Kloc, były wojskowy i weteran wojny w Iraku. Kilka lat temu założył Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju. O prawa żołnierzy, którzy ucierpieli podczas polskich misji zagranicznych, walczył skutecznie. Jako jeden z pierwszych otrzymał od ministra obrony nowe odznaczenie - "Za Rany i Kontuzje".

Żeby było jak w USA

Polskim weteranom daleko jednak do takiej pozycji w społeczeństwie, jaką mają wracający do kraju amerykańscy żołnierze. Dlatego ich wizerunek w świadomości rodaków chce zmienić także szef resortu obrony Tomasz Siemoniak. - Na mnie bardzo duże wrażenie zrobiła opowieść jednego z weteranów, którego zabrał na mecz do Stanów Zjednoczonych koszykarz Marcin Gortat. W pewnym momencie tego żołnierza zaproszono na środek sali, gdzie kilkanaście tysięcy ludzi wstało i biło mu brawo. Jako Polakowi, sojusznikowi i weteranowi - opowiada Siemoniak.

W Polsce dla wielu żołnierzy to na razie tylko marzenia. Póki co chcą choćby szacunku. - Tym żołnierzom naprawdę należy się chociaż tyle - przekonuje Tomasz Kloc. W polskiej armii trudno byłoby znaleźć żołnierza, który miałby inną opinię.

Na forach morze nienawiści

Tymczasem pod artykułami o Polakach w Afganistanie pojawiają się obraźliwe wpisy internautów. Nazywają oni żołnierzy zbrodniarzami, okupantami, najemnikami, życzą im śmierci. Wojskowi mówią, że przysięgali bronić honoru żołnierza polskiego, a wpisy niektórych forowiczów go szargają.

"Wybić ich wszystkich". Polska armia idzie na wojnę za wpisy na forach

Obrażają poległych

- Brałem udział w misjach zagranicznych. Jako żołnierz nie mogę pozwolić na wpisy typu "to nie żołnierz, to okupant", "żeby wrócili w workach" - mówi starszy sierżant Jacek Żebryk z Centrum Wsparcia Teleinformatycznego Sił Powietrznych. Sam służył na misjach w Iraku i Afganistanie. Sprawa tym bardziej bulwersuje wojskowych, że obraźliwe wpisy dotyczą ich zmarłych kolegów, którzy nie mogą się już bronić.

"Pieniądze? Dostaliśmy rozkaz"

Żołnierzom wyjeżdżającym do Afganistanu, a wcześniej do Iraku zarzuca się, że robią to dla pieniędzy. Oni sami, choć tego nie ukrywają, podkreślają, że przecież dostali taki rozkaz. Decyzje o udziale w wojnie podejmują politycy, a nie wojskowi. Ale dopiero od niedawna politycy chcą też brać odpowiedzialność za los żołnierzy wracających z frontu.

Ministerstwo Obrony Narodowej chce budować wizerunek żołnierza już wśród dzieci i młodzieży. - Zapraszanie weteranów do szkół i spotkania z uczniami to dobre inicjatywy. Chcemy do nich zachęcać. Tym bardziej że żołnierze i weterani chętnie opowiedzą o tym jak wyglądała ich służba - mówi minister Siemoniak.

Ten pomysł podoba się Klocowi. - To jest to, od czego trzeba zaczynać. Od edukacji młodzieży - ocenia.

Służba to nie tylko strzelanie

Służba żołnierzy na froncie czy tych wyjeżdżających na regularne patrole różni się od sztabowców niewychodzących z wojskowych baz. Otwartym pozostaje pytanie, którzy z nich powinni na nowo budować etos polskiego żołnierza.

Przy różnych szkołach powstają też klasy o profilach wojskowych. - Młodym ludziom trzeba uświadamiać, że poza przygodą, strzelaniem i innymi ciekawymi rzeczami związanymi z wojskiem istnieje też ryzyko. Powinni dostrzegać, że są tacy, którzy wykonując zawód żołnierza, ucierpieli. Tak można zbudować na przyszłość front tych, którzy powinni dbać o pamięć o weteranach czy kultywację jakiś tradycji - twierdzi Kloc.

Sam podczas pierwszej zmiany w Iraku w 2003 roku został ciężko ranny. Był dowódcą patrolu rozminowania. Obok wojskowego stara, którym jechał, eksplodowała mina pułapka. - Udo, brzuch, pachwina - wylicza kolejne rany były żołnierz. Proces leczenia to kilka miesięcy, rehabilitacja kolejne dwa lata. Co jakiś czas rany wojenne się odzywają i mocno to odczuwam - zdradza w rozmowie z TOK FM.

Ciężkie życie po ataku

Zobacz wideo

Gdyby nie rany wojenne, Kloc pewnie wziąłby udział w kolejnych misjach. Podobnie jak chorąży, który w rozmowie z TOK FM prosił o anonimowość. - Wracaliśmy już po patrolu do bazy, ale nic nie pamiętam po wybuchu. Słyszałem tylko, jak chłopaki dobierają się do rosomaka i straciłem przytomność - wspomina swój wypadek na szóstej zmianie w Afganistanie.

Służył wtedy w okolicach Quarabaghu. Ładunek był tak silny, że podrzucił ważący prawie 30 ton pojazd. Na miejscu zginęło dwóch jego kolegów. W tym cywilny ratownik Marcin Knap. - Kiedy ocknąłem się w szpitalu, próbowałem sprawdzić, czy mam nogi i rękę. Nie mogłem nic powiedzieć rodzinie, kiedy odwiedziła mnie w szpitalu. Napisałem tylko na kartce kilka miłych słów - wspomina chorąży.

Na nogi postawili go lekarze z wojskowego szpitala w Warszawie. Ale dla rannych weteranów prawdziwe problemy zaczynają się, kiedy żołnierze już wyjdą ze szpitala i skończą rehabilitacje. Wtedy zaczynają batalię z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. - Miałem złamany w sześciu miejscach kręgosłup, rękę w siedmiu, nogę w udzie, wyrwane mięśnie, połamane żebra, obite płuca, złamaną szczękę i pękniętą śledzionę. To tylko te największe obrażenia - wylicza wojskowy. ZUS to według żołnierzy najsłabsze ogniwo w systemie pomocy rannym żołnierzom. Ustalenie uszczerbku na zdrowiu, renta i wreszcie ustawowy status weterana decydują tak naprawdę o ich dalszym życiu.

Wracasz do domu i zostajesz sam

Nie wszyscy mają tyle szczęścia. - Nasi koledzy wracają ranni z misji i opieka już znika - mówi anonimowo inny żołnierz. To ma zmienić działająca od 30 marca br. Ustawa o weteranach. Właśnie ona po raz pierwszy wprowadza w Polsce Dzień Weterana.

Przede wszystkim jednak daje żołnierzom gwarancję praw i przywilejów. Mają łatwiejszy dostęp do leczenia czy rehabilitacji, ale także nauki. I choć w całym systemie pomocy weteranom sporo jest jeszcze braków, to Ministerstwo Obrony Narodowej otwarte jest na sugestie samych żołnierzy i jego usprawnienie. - Państwo musi dbać nie tylko o tych, którzy służą obecnie w armii, ale także o byłych i przyszłych żołnierzy - deklaruje minister obrony Tomasz Siemoniak. - Ta ustawa obowiązuje dopiero od kilku tygodni. Jej konkretne efekty będą widoczne dopiero w kolejnych miesiącach - ma nadzieję Tomasz Kloc.

Wojsko zadba o byłych żołnierzy

Efekty dla byłych żołnierzy będą także wtedy, kiedy wojsko nie zostawi ich samym sobie po przejściu do cywila. - To nie znaczy, że weterani, którzy zostali ranni, po odejściu do cywila są jak dzieci we mgle. Oni sobie radzą, ale musi być taki system, gdzie będzie można w cywilu wykorzystać ich umiejętności czy pomoc - podkreśla podpułkownik Krzysztof Przepiórka, prezes fundacji GROM.

Dokument przewiduje, że żołnierze i funkcjonariusze służb mundurowych, którzy służyli na misjach zagranicznych, mogą na swój wniosek uzyskać status weterana lub weterana poszkodowanego. Nowe prawo przyznaje im dodatki do rent i emerytur, ulgi na przejazdy komunikacją, dopłaty do nauki oraz bezpłatną pomoc psychologiczną.

Aby skorzystać z przywilejów, jakie daje żołnierzom nowe prawo, muszą oni uzyskać status weterana lub weterana poszkodowanego. Do tej pory do MON wpłynęło ponad 1100 wniosków o nadanie takiego statusu. Resort szacuje, że od początku udziału naszych żołnierzy w misjach zagranicznych takim statusem mogłoby być objętych 100 tysięcy osób.

Ministerstwo Obrony Narodowej chce także powołać pełnomocnika ds. weteranów. Jak podkreśla szef resortu Tomasz Siemoniak, będzie on przede wszystkim zajmował się pomocą żołnierzom poszkodowanym i rannym na misjach zagranicznych. Miałby rekomendować ministerstwu różne rozwiązania, tak by ulepszyć system pomocy żołnierzom wracającym z misji zagranicznych.

TOK FM PREMIUM