Ekspert weryfikuje cztery teorie ws. trotylu. "Ładunek wybuchowy? Poroniony pomysł"

Skąd trotyl we wraku tupolewa? Poprosiliśmy eksperta o ocenę krążących teorii. - Pomysł, żeby wykorzystać trotyl i nitroglicerynę do zbudowania bomby na pokładzie samolotu byłby poroniony. Najbardziej prawdopodobne: to pozostałości powojenne - komentuje dla TOK FM Michał Setlak z "Przeglądu Lotniczego".

We wraku tupolewa są ślady materiałów wybuchowych - pisze "Rz". Autor tekstu zapewnia, że informację potwierdził w czterech niezależnych źródłach. Nie sugeruje jednak, że doszło do wybuchu. "Eksperci nie są w stanie stwierdzić, w jaki sposób na wraku maszyny znalazły się ślady trotylu i nitrogliceryny" - pisze Cezary Gmyz . Czekamy na oświadczenie prokuratury wojskowej w tej sprawie. Czytaj artykuł aktualizowany w tej sprawie >>

Weryfikujemy jednak krążące już teorie na temat trotylu w samolocie:

1. Trotyl w drzwiach samolotu. Ekspert: Nieprawda

Wśród dziennikarzy krążyła teoria, że trotyl mógł być umieszczony w drzwiach samolotu, aby móc je otworzyć w sytuacji alarmowej. - Nie ma nic takiego. Nie słyszałem, żeby gdziekolwiek takie rozwiązanie było stosowane - zaprzecza Michał Setlak z "Przeglądu Lotniczego".

2. Ślady pochodzą z Afganistanu. Ekspert: Mało prawdopodobne

Drugi pomysł na rozwiązanie zagadki, to przywiezienie materiałów... z Afganistanu. Dziennikarz "RMF FM" Roman Osica napisał na Twitterze: "Tu-154 był 2 kwietnia w Afganistanie. Około 50 osób wracało z pokazów strzeleckich. W tym dziennikarze".

- Z tego co wiemy, to ślady trotylu znaleziono także na fotelach, a więc wewnątrz samolotu. Mało prawdopodobne, aby te materiały się tam przedostały [z Afganistanu - red.]. Najbardziej wiarygodne wytłumaczenie, że trotyl po prostu znajdował się w miejscu katastrofy - komentuje dla TOK FM Michał Setlak.

3. Były w pironabojach. Ekspert: One nie zawierają trotylu

Końcowy raport komisji Millera, badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej i polska prokuratura, a wcześniej wstępny raport MAK wykluczyły eksplozję i obecność materiałów wybuchowych na pokładzie TU-154M. Natomiast w protokole komisji Millera z 26 lipca 2011 r. podano, że na pokładzie samolotu znajdowały się materiały pirotechniczne. "Na pokładzie samolotu zabudowane były pironaboje typu PP-3:" czytamy w protokole komisji z 26 lipca 2011 r. Czytaj więcej >>

- Tego rodzaju pironaboje na pewno nie zawierają trotylu. Trotyl to materiał wybuchowy typu kruszącego. Detonuje bardzo gwałtownie, natomiast tego rodzaju pironaboje nie mają takiej siły wybuchu - tłumaczy nam ekspert. - Trotyl wymaga dodatkowego detonatora, co w takich pironabojach niepotrzebnie komplikowałoby mechanizm - dodaje Setlak.

4. Pozostałości po wojnie. Ekspert: Najbardziej wiarygodne

Jak tłumaczy ekspert, trotyl i nitrogliceryna to środki archaiczne, których dziś w zasadzie już się nie używa. Co więcej, nitrogliceryna jest bardzo niepraktycznym materiałem wybuchowym, bo jest bardzo wrażliwa na wstrząsy. - Pomysł, żeby wykorzystać coś takiego do zbudowania bomby na pokładzie samolotu byłby poroniony - komentuje Setlak.

Ekspert przypomina, że Smoleńsk był miejscem ciężkich walk. - Pewnie jeszcze sporo niewybuchów leży w ziemi - uważa. Co więcej, lotnisko jest terenem wojskowym eksploatowanym przez kilkadziesiąt lat. - Nie można wykluczyć, że jakieś bomby zostały zgubione, jakiś samolot się rozbił czy wyjechał z pasa i pogubił jakieś rzeczy - wylicza.

Wątpliwość - skąd nitrogliceryna?

Jego zdaniem najbardziej prawdopodobne, że ślady trotylu to pozostałości z II wojny światowej. - Najprościej będzie wybrać się na miejsce katastrofy i pogrzebać w ziemi, czy takie rzeczy są. Myślę, że zostaną znalezione - przewiduje Setlak.

Skąd jednak nitrogliceryna? - Jest składnikiem leków nasercowych. Niewykluczone, że ktoś w samolocie miał takie pastylki i stąd ślady. Ale to tylko domysły - zaznacza nasz rozmówca.

Dlaczego nie było wybuchu - argumenty

Setlak wylicza przesłanki, które podważają hipotezę, że to wybuch doprowadził do katastrofy samolotu.

1/ Po pierwsze, na nagraniach z kokpitu nie ma dźwięku przypominającego wybuch. Gdyby tam był dźwięk wybuchu, zostałby zinterpretowany. - Instytut Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna powiedział bardzo dobitnie, że te nagrania z kokpitu nie były manipulowane. One są oryginalne i nie ma wątpliwości - podkreśla Setlak.

2/ Po drugie, gdyby kadłub samolotu został rozerwany jakiś czas przed upadkiem, przestałby działać rejestrator. - A ten, jak wiemy, działa do upadku na ziemię. Słychać paniczną reakcję pilotów, słychać, że samolot się kręci, odwraca się do góry podwoziem - przypomina ekspert.

3/ Po trzecie, gdyby wybuch nastąpił wcześniej, szczątki rozprysłyby się na dużo większej powierzchni. - A pierwsze szczątki pojawiały się w momencie zderzenia z drzewami, dalej drobne fragmenty gubią się po drodze, ale większość szczątków jest skupiona na bardzo małej przestrzeni. Promień rozrzucenia tych szczątków to jest mniej więcej dwukrotna rozpiętość samolotu. Jak na katastrofę lotniczą, to jest bardzo duże skupienie w jednym miejscu - opisuje Setlak. - Kadłub uległ destrukcji w zderzeniu z ziemią, co znajduje potwierdzenie w zdjęciach satelitarnych - podkreśla.

TOK FM PREMIUM