"Bo nie ma nic za darmo". Miasto zmusza do płacenia za przedszkola
Rodzice są wściekli, ale płacą. - Co mieliśmy zrobić? Zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym, po prostu we wrześniu było spotkanie. Zostały przedstawione nowe godziny darmowe w przedszkolu i tyle. Dla przedszkola jest lepiej, bo jest większa kasa. Miesięcznie płacę 400 zł - to jest praktycznie dwa razy tyle co rok temu - żali się w rozmowie z reporterem TOK FM Mariola, mama czterolatki. - Bujda na resorach. To naciąganie rodziców na koszty. To ma być polityka prorodzinna? - pyta retorycznie Ania, mama dwójki dzieci.
Dyrektorkę Przedszkola Miejskiego nr 2 w Stargardzie Dorotę Strońską zapytaliśmy, czy to nie jest omijanie prawa. - Zapisu, że pięć darmowych godzin musi być z rzędu, nigdzie nie ma, więc nie wiem, czy można to nazwać omijaniem prawa. Mieliśmy doświadczenia z poprzedniego roku, że jednak trudno jest zorganizować pracę i zajęcia dodatkowe, a przede wszystkim - zapewnić dzieciom bezpieczeństwo - wyjaśnia decyzję o rozbiciu darmowych godzin dyrektorka.
To rodzice swoim zachowaniem mieli wymusić wprowadzenie zmian w Stargardzie: - Maksymalnie skracali pobyt dzieci w przedszkolu, zabierali je w trakcie posiłku, w trakcie leżakowania, nie mogły posprzątać zabawek... Powiem szczerze, że zaczęli się zachowywać dziwnie - kwituje dyrektorka.
Taniej? "Tak, ale dla najbiedniejszych"
Grafik darmowych godzin w Stargardzie ustaliły między sobą przedszkola, ale ich decyzję "przyklepał" organ prowadzący, czyli miasto. Odpowiedzialny za oświatę zastępca prezydenta Stargardu Rafał Zając przekonuje, że nie było innego wyjścia, bo w ciągu trzech lat koszty związane z utrzymanie sześciu placówek wzrosły z 6 do 11 mln złotych.
Na zarzuty o to, że miasto przymusza rodziców do płacenia, odpowiada wprost: - Oczywiście, że tak, bo na świecie nie ma nic za darmo. Przedszkola w Stargardzie, jak w wielu innych miejscach, mogą być tańsze.
Zając zapewnia też, że są tańsze dla najbiedniejszych. Gdy bogatsi rodzice zarzucają przedszkolom i miastu żerowanie na ich kieszeniach, składa propozycję nie do odrzucenia: taniej, ale opieka gorszej jakości, taniej, ale likwidacja stołówek i wprowadzenie cateringu. Jako dyrektor przedszkola nr 2 powtarza, że pięć darmowych godzin w jednym bloku to nieporozumienie. - Ciocia, babcia, wszyscy byli uruchomieni tylko po to, by o tę godzinę czy dwie wcześniej dziecko odebrać. Nie patrzono na dobro dziecka, ani na potrzeby rodzica. Dziś te dzieci w przedszkolu są dłużej. Ja mam pytanie: czy to źle? - kwituje zastępca prezydenta Stargardu.
Będzie kontrola ministerstwa
- Takie postępowanie samorządu jest niezgodne z przepisami. Wystąpiłam do kuratora oświaty, by przeprowadził kontrolę przedszkoli w Stargardzie Szczecińskim - mówi w rozmowie z TOK FM minister edukacji Krystyna Szumilas.
Szefowa resortu przyznaje, że w ustawie nie ma jednoznacznego stwierdzenia, że chodzi o pierwsze pięć godzin następujących po sobie, ale interpretacja prawników z ministerstwa jest jednoznaczna - Przecież nie chodzi o pięć ostatnich godzin - mówi Szumilas, ale zapytana o konsekwencje wobec władz przedszkola czy miasta przyznaje, że poważniejszych dolegliwości nie będzie. - W tej sytuacji musi być przywrócony stan zgodny z ustawą - twierdzi minister.
Minister przyznaje, że podobne zmuszania rodziców do płacenia zdarzały się już wcześniej: - W Józefowie samorząd terytorialny pobierał opłaty w wakacje za pięć bezpłatnych godzin. Interweniowaliśmy i samorząd zaczął postępować zgodnie z przepisami.
Fundacja Rzecznik Praw Rodziców, która sporządziła raport opisujący sytuację w polskich przedszkolach, zwraca uwagę, że podobnych przypadków jest znacznie więcej. - Często miejsce w przedszkolu jest uzależnione od ilości dodatkowych godzin, które w trakcie rekrutacji zadeklarują rodzice. Miejsca dostają te dzieci, które przebywają dłużej, bo to oznacza dodatkowe pieniądze dla przedszkola i gminy - mówi Karolina Elbanowska z fundacji i dodaje, że to ewidentny podział dzieci na biedne i bogate.
Taniej PKS-em. "Pod opieką kierowcy"
Kolejny przykład oszczędności stosowanych przez gminy dotyczy transportu. - Mieliśmy taki przypadek z Kobylnicy. Gmina wykupiła pięciolatkowi bilet w PKS-ie. Pani dyrektor zapewniła, że kierowca będzie nad nim sprawował opiekę - mówi Tomasz Elbanowski z Fundacji Rzecznik Praw Rodziców i dodaje, że często przedszkolaki jeżdżą jednym autobusem z uczniami gimnazjum i zdarza się też, że szczególnie w oddziałach przedszkolnych działających w szkołach podstawowych pięciolatki czekają na swój autobus kilka godzin pod opieką woźnej.
Minister Szumilas zaznacza, że w znowelizowanych przepisach znajdzie się zapis, że pięć pierwszych godzin w przedszkolach publicznych jest bezpłatnych. Prosi też o zgłaszanie do resortu wszystkich działań samorządów, które naruszają przepisy.
DOSTĘP PREMIUM
- "Mieli dość awantur". Czesi wybrali "porządek i spokój". Nie będzie drugiego Orbana w Europie
- "Katolicyzm powinien być traktowany jak najsilniejsze narkotyki. Trzeba przed nim bronić dzieci" [FRAGMENT KSIĄŻKI]
- WOŚP nie ma nic wspólnego z polityką. "Ale Owsiak jest liderem, przywódcą i przez to jest groźny"
- "Lex Kaczyński". PiS zmienia prawo, żeby prezes nie musiał płacić Sikorskiemu? "Sekwencja zdarzeń nieprzypadkowa"
- Dostęp do legalnej aborcji w Polsce to fikcja. "Są takie województwa, w których nie ma lekarza gotowego do przerwania ciąży"
- Tu i tam kończą się podwyżki stóp procentowych. A banki przerażone. Czym?
- Przegląd Prasy styczniowej - czy mamy "enough in the tank" na początku roku?
- Zabójstwo na Nowym Świecie. Jeden z podejrzanych zatrzymany. "Pozostali nie mogą spać spokojnie"
- Banaś idzie do prokuratury ws. kontroli NIK w Orlenie. "Podejrzenie popełnienia przestępstwa"
- "Interwencja" dostała list pożegnalny ofiar wybuchu w Katowicach? Prokuratura zabrała głos: Podjęliśmy działania