Kaczyński miał gorzej niż internowani? Prof. Friszke: To głupie. Nie wolno tak mówić

- Internowani w pierwszych dniach stanu wojennego nie wiedzieli, co to faktycznie może dla nich oznaczać. Spodziewali się najgorszych rzeczy. Kaczyńskiemu nie wolno mówić, że miał gorzej niż oni. To obniżanie ich dramatu - mówi prof. Andrzej Friszke, historyk. Przypomina, że Jarosław Kaczyński był niewielkiej rangi działaczem ?Solidarności?.

- Wieczorem mnie wypuścili i było to dla mnie bardzo niemiłym zaskoczeniem. Nie ukrywam, że nieprzyjemnym, bo przecież działałem cały czas. Uważałem zresztą, że jestem w sytuacji dużo gorszej niż internowani . Miałem absolutny imperatyw, że muszę działać, i sądziłem, że w efekcie pójdę siedzieć, co było gorsze od internowania - mówi w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński, wspominając początki stanu wojennego i swoje "niemiłe zaskoczenie" tym, że internowany nie został. W przeddzień kolejnej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego opowiada o swojej opozycyjnej działalności i tym, jaką odwagą się wykazał ("idąc pewnie, przeszedłem między milicjantami i wszedłem do siedziby PAN").

"Nie wolno tak mówić"

Kaczyński faktycznie był w gorszej sytuacji niż internowani? - Nie chcę tego szeroko komentować, bo to - przepraszam - jest głupie - stwierdził prof. Friszke. - 13, 14, 15 grudnia 1981 r. bardzo trudno było powiedzieć, co to znaczy internowanie. I internowani nie wiedzieli, jaki czeka ich los. W wielu dyktaturach, przy puczach np. w Ameryce Południowej - a takie porównania się nasuwały - ludzie w ten sposób zgarnięci przez policję w najlepszym razie trafiali na wiele lat do więzienia. A działy się tam straszne rzeczy. W Chile część osób złapanych została rozstrzelana. Mówienie o tym, że jak ktoś został internowany, to miał dobrze, jest nieprzyzwoite - stwierdził profesor prof. Andrzej Friszke, historyk, członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, członek Rady IPN. Dodaje jednak, że "już po kilku-kilkunastu tygodniach od internowania było wiadomo, że to nie wiąże się z jakąś masakrą". - Ale w pierwszej chwili tego nie było wiadomo i mnóstwo ludzi próbowało tego internowania unikną - chowali się, ukrywali, uciekali.

Kaczyński był szeregowym pracownikiem OBS

- Decyzję o internowaniu podejmowała milicja. Na listy internowanych trafiały osoby, co do których podejrzewano, że mogą być organizatorami sprzeciwu, oporu, działań wymierzonych przeciw wprowadzeniu stanu wojennego. Pochodziły one z różnych środowisk: robotniczych, inteligenckich, studenckich. Było ich kilka tysięcy. Cechowała ich szczególna aktywność, szeroko rozumiana - wyjaśnia prof. Friszke, historyk, autor m.in. książki "KOR. Ludzie-działania-idee".

Przypomina, że Jarosław Kaczyński był niewielkiej rangi działaczem NSZZ "Solidarności". - Nie wchodził w skład żadnego regionalnego zarządu. W Regionie Mazowsze było w nim kilkadziesiąt osób. Kaczyńskiego tam nie było. Był po prostu pracownikiem Ośrodka Badań Społecznych, jednym z ok. dwudziestu. To była w hierarchii związkowej niska ranga. Pracowali tam m.in. Bronisław Komorowski (został internowany - red.) czy Ludwik Dorn (ścigany listem gończym - red.). Niektórych internowano, ale większość nie. Kaczyński miał różnych znajomych, był zaprzyjaźniony z (internowanym) Antonim Macierewiczem (szefem Ośrodka Badań Społecznych - red.), któremu doradzał w sprawach prawnych. Ale nie internowano wszystkich znajomych Macierewicza - stwierdza profesor.

- Jak wywlekanie historii sprzed 30 lat i odwracanie jej na swoją korzyść wygląda w oczach ludzi, którzy byli internowani? - pytamy. - To jest obrzydliwe - kwituje prof. Friszke.

TOK FM PREMIUM