Austriacy chwalą Hitlera? "Światu wmówiono, że Austria to ofiara nazimu. To kłamstwo"

- Mówienie o Austrii, że jest pierwszą ofiarą Hitlera? Sami wykształceni Austriacy mówią, że to kłamstwo - mówił w TOK FM Bartosz Wieliński z "Gazety Wyborczej", komentując wynik badania, w którym Austriacy przyznają, że rządy Hitlera miały dobre strony i że tęsknią za "silnym przywódcą" . - Jest taka anegdota, że największy numer, jaki Austriacy wywinęli światu, to przekonanie go, że Beethoven był Austriakiem, a Hitler Niemcem. Było na odwrót.

"Co drugi Austriak uważa, że rządy Hitlera miały też dobre strony, a gdyby w ich kraju działała NSDAP, to cieszyłaby się sporym poparciem. Dwie trzecie chce u władzy silnego przywódcy - wynika z sondażu przeprowadzonego w 75. rocznicę anszlusu Austrii przez III Rzeszę" - pisze Wieliński w "Gazecie Wyborczej" .

Sondaż, którego wyniki opublikował w piątek konserwatywny dziennik "Der Standard", w Austrii przechodzi na razie bez echa. W sąsiednich Niemczech postawił jednak dziennikarzy na nogi. Gdyby połowa współczesnych Niemców wypowiadała się o Hitlerze pozytywnie, dla kraju oznaczałoby to międzynarodową kompromitację. "Te dane są przerażające" - pisze o sondażu "Süddeutsche Zeitung". "Trudno się z tą opinią nie zgodzić" - ocenia "Gazeta Wyborcza" .

- Próba może nie jest duża - 500 - ale jak na Austrię reprezentatywna - przyznał w "Popołudniu Radia TOK FM" Bartosz Wieliński. - Wyniki opublikował w weekend "Der Standard" - bardzo szanowana gazeta. Spodziewałem się, że w Austrii będzie jakaś burza, debata, rwanie koszuli, bicie się w piersi, wskazywanie na winnych... Natomiast Austriacy to przyjęli jako coś normalnego: jesteśmy, jacy jesteśmy, od dawna wiemy jacy, i tyle. Gdyby zapytać Austriaka, to powie, że to normalny sondaż z normalnym wynikiem i nic dziwnego się nie stało, wszystko po staremu. Jak zapytać Niemca czy Polaka, to włos mu się zjeży na głowie.

Po wojnie "Niemców postawiono pod pręgierzem", Austriaków uznano za ofiary

Dziennikarz, który zajmuje się w "Gazecie" Niemcami, podkreślił, jak różne były reakcje w Austrii i w Niemczech na te wyniki: - W reakcjach medialnych w Niemczech można wyczuć nutkę przerażenia: jak to możliwe, że po tylu latach od wojny ktoś myśli, że w tym przerażającym systemie było coś dobrego. Nawet te słynne autostrady Hitler budował z naruszeniem norm, pracowali przy nich więźniowie obozów koncentracyjnych.

Przypomniał też, jak różne jest w Niemczech i w Austrii podejście do odpowiedzialności za przeszłość i że przyczynili się do tego sami alianci: już w Deklaracji Moskiewskiej podpisanej w październiku 1943 roku Austria została uznana za "pierwszą ofiarę Hitlera": - Ale wiemy, co się działo podczas anschlussu. Gdy armia niemiecka wkraczała do Austrii, witano ją radośnie. Nie było strachu, żalu czy tragedii. Austria się cieszyła, że będzie częścią Rzeszy, a potem to wszystko po prostu dało się odwrócić. Gdy ogłoszono Deklarację Moskiewską, na ziemiach polskich, w dystrykcie lubelskim, kończono Akcję "Reinhardt", podczas której wymordowano 2 mln Żydów z Generalnego Gubernatorstwa. A dowodził nią Austriak z Karyntii, niejaki Odilo Globocnik. Mówienie o Austrii, że jest pierwszą ofiarą Hitlera? Sami wykształceni Austriacy mówią, że to kłamstwo.

- Po wojnie - Niemców wzięto za skórę i postawiono pod pręgierzem. Pod koniec wojny były przecież różne plany: podziału Niemiec na małe kawałki, zniszczenia ich przemysłu... Różne. Zarządzono denazyfikację. Sami Niemcy na początku nie chcieli rozliczenia, ale potem powstała taka potrzeba. Tabu zaczęło pękać w latach 50., w 68 pękło całkowicie. Od tego czasu w Niemczech nazistowska przeszłość nie jest tabu, choć, oczywiście, są też zakute łby nazistowskie. Jednak poczucie odpowiedzialności za przeszłość zostało wpisane w niemiecką kulturę polityczną i nawet politycy tureckiego pochodzenia, którzy nie mieli dziadków w Wehrmachcie, przypisują sobie tę odpowiedzialność za wojnę, której ich przodkowie przecież w ogóle nie mają. Ale oni - jeśli chcą funkcjonować w niemieckim życiu publicznym - muszą, nawet będąc imigrantami, tę odpowiedzialność przyjąć - przekonywał Wieliński.

Austria to "kraj potwornie brunatny"

Jak podkreślał, Austriacy poważnie i otwarcie nie debatowali o swojej nazistowskiej przeszłości, choć co jakiś czas są z nią konfrontowani: - W Austrii przez lata funkcjonowała opinia, że oni są ofiarą wojny. Aż w 1986 roku w wyborach prezydenckich wystartował Kurt Waldheim, wcześniejszy sekretarz generalny ONZ. Miał już zwycięstwo w kieszeni, aż znalazły się na niego kwity - że był w jednostce, która deportowała Żydów i walczyła z partyzantką metodami zabronionymi w konwencjach. Waldheim, oczywiście, doskonale wiedział, co się stanie z tymi Żydami i gdzie oni jadą. Podczas tej kampanii Austriacy zostali skonfrontowani ze swoją przeszłością: z tym, że wcale nie są ofiarami i że kraj jest potwornie brunatny. I co jakiś czas wychodzą nowe szczegóły, w szafie znajduje się kolejne trupy. Np. pod pl. Bohaterów w Wiedniu jest krypta, gdzie spoczywają bohaterowie narodowi. Ostatnio się okazało, że jeden z tam pochowanych był członkiem SS-Einsatzgruppen, czyli morderców z frontu wschodniego.

- Część Austriaków zupełnie to odrzuciła i zaczęła popierać populistów. To nagłe skonfrontowanie z przeszłością dało wiatr w żagle takim populistom jak Joerg Haider, którego partia stała się współrządzącą. To pokazuje, że nieodrobienie pewnej lekcji domowej fatalnie się mści. Haider to był wrzód na tkance politycznej Austrii i Europy - podsumował Wieliński.

TOK FM PREMIUM