Paradowska o referendum ws. sześciolatków: Tu nie chodzi o dzieci, a o robienie bałaganu. To szkodzi systemowi edukacji

- Nie chodzi o sześciolatki, a o zrobienie kompletnego bałaganu w systemie edukacji. A ciągłe robienie bałaganu szkolnictwu nie służy - jak każdy system szkolnictwo potrzebuje trochę stabilizacji, a nie ciągłych reform - mówiła w przeglądzie prasy w ?Poranku Radia TOK FM? Janina Paradowska.

Dziś w Sejmie debata nt. obywatelskiego wniosku o referendum ws. obowiązku szkolnego dla sześciolatków, pod którym podpisało się niemal milion osób. Organizatorzy akcji (Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców) chcą, by w referendum obywatele odpowiedzieli, czy są za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków; czy są za zniesieniem obowiązku przedszkolnego pięciolatków; czy są za przywróceniem w liceach ogólnokształcących pełnego kursu historii oraz innych przedmiotów; czy są za stopniowym powrotem do systemu: 8 lat szkoły podstawowej plus 4 lata szkoły średniej oraz czy są za ustawowym powstrzymaniem procesu likwidacji publicznych szkół i przedszkoli.

Obowiązek szkolny dla dzieci sześcioletnich wprowadziła do polskiego systemu edukacji ustawa z 2009 r. Początkowo wszystkie sześciolatki miały pójść do pierwszej klasy od 1 września 2012 r.; w latach 2009-2011 o podjęciu nauki mogli decydować rodzice. Rząd, chcąc dać samorządom dodatkowy

czas na przygotowanie szkół, przesunął ten termin o dwa lata - do 1 września 2014 r. Poparcie dla inicjatywy referendum zapowiedziała cała opozycja.

- Nie chodzi o sześciolatki, a o zrobienie kompletnego bałaganu w systemie edukacji. "Rzeczpospolita" pisze o tym wyraźnie: chodzi o to, że PO ma się policzyć (czy starczy jej głosów do odrzucenia wniosku) i czy rząd przegra - powiedziała w "Poranku Radia TOK FM" Janina Paradowska i zacytowała fragment artykułu Rafała Marczuka "Rząd potknie się o sześciolatki" : "Zwycięstwo obywateli przeciw sztandarowej reformie rządu byłoby też wyraźnym głosem sprzeciwu wobec jego polityki" .

- Dlatego jeśli ktoś sobie z państwa wyobraża, że tu chodzi o jakieś sześciolatki, to się myli. Zwłaszcza że referendum obejmuje pięć pytań, w tym takie, czy likwidować szkoły czy nie, ile godzin uczyć historii - tak jakby to obywatele w referendum mogli decydować o programie szkolnym. To, oczywiście, jedno wielkie nieporozumienie i polityczna awantura - podkreśliła.

Paradowska: PiS nagle pokochało referenda

- Przy okazji okazało się, że bardzo sobie cenimy referenda. PiS chce nawet zmian w tej kwestii - swój komentarz w "Gazecie Wyborczej" poświęca tej sprawie Dominika Wielowieyska. Chodzi o to, by nie można było odrzucić wniosku o referendum w pierwszym czytaniu. Trzeba by w tym celu zmienić konstytucję. PiS nagle pokochało referendum. Słusznie tu red. Wielowieyska argumentuje, że jeśli chodzi o złagodzenie przepisów dotyczących aborcji PiS jest przeciw, w innych sprawach - za - oceniła prowadząca czwartkowy "Poranek".

Na koniec podsumowała problemy naszego systemu edukacji: - Jeśli idzie o referendum o tzw. sześciolatkach - bo o dzieci najmniej tu chodzi - to chyba Platforma się tutaj zgapiła. Być może do tego referendum dojdzie, ale trzeba by napisać nowy projekt. Bo Sejm nie może zmienić pytań, które są, a dlaczego społeczeństwo miałoby decydować o tym, ile uczyć historii? Od tego są specjaliści. Moim zdaniem o systemie edukacji nie decyduje liczba godzin historii, ale to, jak wykształceni są nauczyciele. Warto byłoby zebrać milion podpisów pod wnioskiem o referendum ws. zmian w Karcie nauczyciela.

- Ciągłe robienie bałaganu szkolnictwu nie służy - jak każdy system szkolnictwo potrzebuje trochę stabilizacji, a nie ciągłych reform - oceniła Paradowska.

TOK FM PREMIUM