"Pozdrawiamy tę osobę, która opowiada stek bzdur o naszej szkole". Jak naprawdę wyglądają szkoły z "raportu" Elbanowskich? Sprawdziliśmy

Szkoły i rodzice w całym kraju są zaskoczeni, a nierzadko oburzeni rzeczami, jakie 24 października podczas sejmowej debaty o sześciolatkach opowiadał o ich placówkach Tomasz Elbanowski, inicjator akcji "Ratuj Maluchy". Jedna ze szkół rozważa nawet pozew sądowy, by bronić swojej reputacji. Sprawdziliśmy, jak naprawdę wyglądają warunki w sześciu szkołach, na których przykłady powoływał się Elbanowski.

Tydzień temu Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców, jeden z inicjatorów akcji "Ratuj Maluchy" podczas debaty sejmowej przekonywał posłów, aby zagłosowali za referendum w sprawie zniesienia obowiązku szkolnego dla sześciolatków.

Elbanowski: "Ta reforma od początku jest robiona zupełnie bez głowy". Czytaj relację z debaty >>>

Wśród argumentów na nieprzygotowanie szkół do przyjęcia maluchów padały dość poważne zarzuty pod adresem konkretnych placówek. W konsekwencji dyrektorzy dowiadywali się z mediów, że w ich szkole zamiast w świetlicy dzieci są upychane "w czymś w rodzaju spiżarni" albo że, zamiast bawić się na placu zabaw, grzebią patykami w ziemi, wśród wystających i niebezpiecznych korzeni. Podążyliśmy tropem społecznego raportu przygotowanego przez Stowarzyszenie.

Jasło. "Zapraszamy pana Elbanowskiego - niech sam zobaczy"

Tomasz Elbanowski z mównicy sejmowej mówił m.in. tak: - Na przykład w Szkole Podstawowej nr 4 w Jaśle nie ma żadnych dywanów do zabawy. A nawet gdyby były, to nie ma miejsca na ich rozłożenie.

- To kłamstwo - mówi dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 4 w Jaśle Anna Kamińska-Grzesiak. I dodaje, że choć dla niektórych to są argumenty błahe, po tych słowach nikomu z tej szkoły nie było później do śmiechu: - Ja zapraszam pana Elbanowskiego, żeby do nas przyjechał i zobaczył, w jakich warunkach pracujemy, ile mamy nowoczesnych pomocy dydaktycznych i dopiero wtedy niech ogłasza na cały kraj, jak wygląda sytuacja w Jaśle. - Czy są dywany w klasach? - pytamy. Niejeden - odpowiada Kamińska-Grzesiak. Są także specjalnie dywaniki do zabaw dydaktycznych.

Dyrektorka przyznaje, że jest całą sprawą zniesmaczona. Powiadomiła o niej kuratorium, a do resortu edukacji wysłała zdjęcia klas i opis całego nieporozumienia. - Nie można na zasadzie wiadomości wyssanych z palca podawać takich informacji. Nikt ich nie zweryfikował, nie sprawdził, a chce szkalować dobre imię szkoły. Poza tym żadna skarga na jakiekolwiek zaniedbania do mnie nie dotarła - podsumowuje.

Odrzykoń. "To bulwersujące"

Dyrektor ze Szkoły Podstawowej w Odrzykoniu także dowiedział się z mediów, że na pytanie jednego z rodziców o dywan, na którym mogłyby się bawić dzieci w klasie, odpowiedział (cytując Elbanowskiego), że "poszuka starego chodnika w domu". - To dla mnie bulwersująca historia - mówi i od razu dodaje, że w tej sprawie wyjaśnienia zostały już wysłane do kuratorium. Nam przesyła sprostowanie do słów przedstawiciela Rzecznika Praw Rodziców. Oto jego fragment:

W odpowiedzi na zarzuty skierowane na stronie Ratujmaluchy.pl o nieprzygotowaniu Szkoły Podstawowej w Odrzykoniu do podjęcia dzieci sześcioletnich wyjaśniam, co następuje:

 

1. Oddział klasy pierwszej szkoły podstawowej, zaplanowany w arkuszu organizacji pracy szkoły w kwietniu 2013 r. jako jedna klasa został podzielony na dwa oddziały, liczące po 15 uczniów, po prośbach dyrektora i rodziców skierowanych do organu prowadzącego.

 

2. Klasa I została podzielona na dwa oddziały ze względu tylko na "dobro" uczniów, a nie, jak sugeruje rodzic, aby zapewnić etat dla nauczyciela, tym bardziej że ten sam rodzic usilnie zabiegał o podział klasy na dwa oddziały, twierdząc, że jeżeli będzie jeden oddział, to nie pośle dziecka sześcioletniego do pierwszej klasy.

 

3. Sala lekcyjna nie jest żadną salą z odzysku, w latach poprzednich również była salą lekcyjną. Dzieci nie siedzą na "gołej zimnej ziemi", ponieważ w klasie położona jest podłoga panelowa. Zakup dywanu został odłożony w czasie z powodu braku środków finansowych, jeden z rodziców rzeczywiście zakupił dywan do klasy pierwszej, który stanowi darowiznę dla szkoły.

 

4. W ramach programu "Radosna Szkoła" w Szkole Podstawowej w Odrzykoniu jest wydzielona sala do zabaw dla dzieci, wyposażona w ramach projektu, z której uczniowie klas pierwszych korzystają.

Józefosław. "Przykre, wyjaśnimy to w kuratorium"

Następna historia z wystąpienia Tomasza Elbanowskiego: - Skrajny przykład z Józefosławia spod Warszawy. W ubiegłym tygodniu karetka odwiozła panią ze świetlicy do szpitala, bo ta zasłabła z powodu stresu. Skąd ten stres? W szkole uczy się tysiąc trzysta dzieci.

Dyrektor szkoły podstawowej w Józefosławiu mówi, że to przykre, aby w taki nieuprawniony sposób ogłaszać całej Polsce bez najmniejszych podstaw, kto i jak się czuł, bez uwiarygodnienia takiej informacji. Również on będzie pisać do kuratorium - też chce sprawę wyjaśnić, bo do tej pory nie było żadnej skargi na opiekę w świetlicy.

Kielce. "Czujemy się skrzywdzeni tymi insynuacjami"

- Kolejny skrajny przykład - mówił Elbanowski w Sejmie. - W szkole nr 13 w Kielcach, pięcio- i sześciolatki rok w rok upychane są w czymś w rodzaju spiżarni.

- Absolutnie nie godzę się na takie porównania - odpiera zarzuty dyrektor Renata Wojtus. Szkoła, nauczyciele i rodzice czuli się naprawdę skrzywdzeni tymi insynuacjami. Nikt się na warunki w świetlicy nie skarżył, w 48-metrowym pomieszczeniu czas spędza 21 dzieci. Klasy są piękne i naprawdę przytulne - zapewnia. Ministerstwo Edukacji Narodowej dostało już od tej szkoły sprostowanie informacji podanych przez Elbanowskiego.

Kraków. Rodzice stają w obronie szkoły

W Krakowie larum podnieśli z kolei sami rodzicie, którzy z mediów dowiedzieli się, w jakich warunkach przebywają ich dzieci. Tomasz Elbanowski jednej ze szkół mówił bowiem tak: - W Szkole Podstawowej nr 97 w Krakowie w każdej świetlicy przebywają po trzy-cztery klasy. Najprostszym sposobem zapewnienia bezpieczeństwa jest włączenie telewizora. Sześciolatki siedzą w upiornym hałasie, w którym wrzaski dzieci konkurują z rykiem telewizora.

Po tych słowach zareagowała sama Rada Rodziców. Z własnej inicjatywy przygotowała pismo do resortu edukacji i Sejmu. Z kolei dyrektor Maria Madej osobno wysłała do państwa Elbanowskich prośbę o sprostowanie informacji.

- Szkoła czuje się niesprawiedliwie wywołana na forum. Niesprawiedliwie, bo to po prostu nieprawda - tłumaczy. - W szkole są trzy świetlice, do tego plac zabaw, plac rekreacyjny, boisko trawiaste do gry w piłkę i tzw. małpi gaj. W świetlicy o żadnym ryku telewizora nie ma mowy. Dzieci mają zapewnioną opiekę na wysokim poziomie - dodaje. Tym bardziej dziwi ją to, że żaden z rodziców nigdy się nie poskarżył na pracę świetlicy.

Dyrektor Madej podkreśla też: - Cieszę się, że to Rada Rodziców wyszła z inicjatywą odpowiedzi na te fałszywe doniesienia. Wszyscy tutaj naprawdę czujemy się pokrzywdzeni.

Katowice. Szkoła zapowiada pozew

Tomasz Elbanowski w swoim wystąpieniu dwukrotnie wymienił także Szkołę Podstawową nr 59 w Katowicach. Mówił m.in. o tym, że nie zapewnia ona maluchom odpowiedniego bezpieczeństwa, że "dzieci bawią się na przerwach grzebiąc w ziemi patykami, na przerwach nauczyciele nie zwracają uwagi na małe dzieci, a w świetlicach nie ma zabawek".

Szkoła, o której mówił w Sejmie Tomasz Elbanowski, oskarża go o kłamstwo i domaga się sprostowania. Jeśli Stowarzyszenie zbagatelizuje problem, już teraz zapowiada, że wystąpi na drogę sądową.

Dzień po debacie sejmowej, w szkole o niczym innym się tam nie mówiło. Oburzenia nie kryli także sami rodzice. Po weekendzie szkoła wydała oświadczenie w tej sprawie. - Nie może być przecież tak, że ktoś w Sejmie mówi, co mu się żywnie podoba! Liczymy na to, że pan Elbanowski przywróci dobre imię naszej placówce - mówi Katarzyna Mikoda, dyrektorka szkoły.

Odwiedzamy katowicką szkołę i co widzimy?

Osobiście odwiedzamy katowicką szkołę z raportu Elbanowskich. Przed budynkiem dzieci mają dużo miejsca do biegania, są ławki, niewielki skwerek, boisko i doskonale wyposażony plac zabaw. - Biorąc pod uwagę to słynne grzebanie paluszkami w ziemi - mówi wicedyrektorka Bożena Wall - trzeba odwrócić sytuację. To przecież dobrze, to chyba normalne, że podczas ładnej pogody panie świetliczanki wychodzą z dziećmi na plac zabaw. - A zarzut, że nikt dzieci nie pilnuje? - Absolutnie nieprawdziwy, no to jest przecież niezgodne z przepisami! - unosi się Wall.

Dzieci na przerwach mogą grać w piłkarzyki, w klasach krzesełka i ławki są regulowane. Każde dziecko ma swoją szafkę, na początku września jest ważenie tornistrów. Są trzy świetlice - ładne, kolorowe, pełne zabawek i gry.

Rodzice: Pozdrawiamy osobę, która opowiada stek bzdur o naszej szkole

Rodzice uczniów z tej szkoły też nie rozumieją wystąpienia Elbanowskiego: - Kto sieje takie ploty? - pyta jedna z matek. Kolejna dodaje: - Tu jest ład i porządek. Do tego wysoki poziom, dobre nauczanie, świetni pedagodzy - sympatyczni, mają podejście do dzieci. - Dyrektorka to anioł kobieta - dodaje inna. Kolejna mama rozkłada ręce i mówi: - Mój syn jako sześciolatek poszedł do I klasy. Ławki i krzesełka są regulowane, dzieci mają świetną opiekę. Pozdrawiamy tę osobę, która opowiada stek bzdur o naszej szkole.

Wcześniejsza kontrola kuratorium nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Dyrekcja wywiesiła tymczasem na swojej stronie internetowej specjalne oświadczenie. Oto jego fragment:

Żądamy zweryfikowania tej opinii poprzez wizytę w naszej placówce i naoczne przekonanie się o jakości opieki sprawowanej w szkole nad uczniami. Nieprawdziwe, kompromitujące szkołę rewelacje nie powinny być pod żadnym pozorem wygłaszane z trybuny sejmowej, nawet pod pretekstem szlachetnej idei poprawiania sytuacji sześciolatków w szkole. Bez obaw patrzymy w przyszłość i oświadczamy zdecydowanie, że już dziś wszystkie dzieci sześcioletnie mają w naszej szkole zapewniony komfort, wsparcie psychiczne oraz bezpieczeństwo. Kategorycznie żądamy sprostowania podanych informacji rzeczowego i odnoszącego się do faktów poprzez publikację na wyżej wymienionym portalu internetowym oraz w mediach publicznych, w przeciwnym razie będziemy zmuszeni zgodnie z ustawą o prawie prasowym, wytoczyć powództwo cywilne o sprostowanie.

Elbanowscy nie mają sobie nic do zarzucenia: "To jakaś grubsza akcja"

O żądaniu sprostowania wie już Karolina Elbanowska ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców. - To jakaś grubsza inicjatywa. Przy wcześniejszych raportach takich spraw nie było - mówi rozbawiona.

Pytana o nieprawdziwe informacje podawane przez jej męża podczas sejmowej debaty, zapewnia, że oboje nie mają sobie nic do zarzucenia. Tłumaczy wręcz, że obowiązkiem dyrektorów jest obrona dobrego imienia szkoły: - Chcieliśmy pokazać z perspektywy rodzica i dziecka, jak wyglądają realia w szkole. Nie chodzi nam o malowanie trawy na zielono przed przyjazdem pani minister na wizytację, tylko o przedstawienie prawdziwego obrazu szkoły.

Społeczny raport, którego fragmenty Tomasz Elbanowski zaprezentował w Sejmie podczas debaty nad wnioskiem o referendum, to tak naprawdę zbiór listów od rodziców, które nadeszły do Stowarzyszenia w ostatnich dwóch tygodniach. - Nawet jeśli teraz szkoły protestują i wysyłają zdjęcia do MEN czy kuratoriów, zapewniając, że jest inaczej niż w raporcie - to jak sugeruje Elbanowska - zdjęcie prawdy nie pokaże. - Zdaję sobie sprawę, że to subiektywne opinie. Ale - generalnie rzecz biorąc - to nie jest obraz fałszywy, tylko obraz tego, jak szkołę widzą rodzice - dodaje.

Przyznaje jednak, że skargi i zgłoszenia listów, które znalazły się w społecznym raporcie, nie były weryfikowane przez nikogo ze Stowarzyszenia.

TOK FM PREMIUM