Lekarka z Ługańska uciekła przed wojną do Polski. Pomoc ? Głównie od zwykłych ludzi
Pani Tatiana mieszkała w Ługańsku z mężem, synem i teściową. Pracowała jako dermatolog w przychodni, a popołudniami - we własnym gabinecie medycyny estetycznej. Mąż też miał dobrą pracę, nie mogli narzekać.
Kiedy w Ługańsku zrobiło się niebezpiecznie, z okien swojego mieszkania oglądali sceny jak z filmu akcji: walki, strzały, eksplozje. Zaczęli się zastanawiać, co dalej. - Myśleliśmy, że potrwa to dwa tygodnie, może trzy i że szybko się skończy. Ale to się przedłużało i przedłużało - opowiada pani Tatiana, która po ucieczce z Ługańska w październiku po trafiła do Lublina.
Dlaczego Lublin?
W parafii w Ługańsku od ponad 20 lat pełni misję ksiądz Grzegorz Rapa. pochodzący właśnie z Lubelszczyzny. To on zaproponował Lublin. Pierwszy do Polski przyjechał Anton, 15-letni syn pani Tatiany. Początkowo na chwilę, na wakacje: w planach pielgrzymka do Częstochowy, potem 2-tygodniowy kurs języka polskiego. Po kilku tygodniach spędzonych w Polsce nastolatek nie chciał już wracać do ogarniętego wojną Ługańska.
Przy wsparciu polskich kolegów, zorganizował wszystko - m.in. liceum, które bez problemów przyjęło go do I klasy. W znalezieniu rodziny, u której Anton mógłby zamieszkać, pomógł ksiądz Grzegorz.
- Wiedziałem, że Anton to mądry chłopak, że można mu zaufać. Ale on ma tylko 15 lat. Zresztą nie chodzi tylko o wiek, także o tęsknotę. Z jednej strony on tęsknił, z drugiej - tęskniła mama. Ostatecznie zdecydowała, że i ona przyjedzie - opowiada ksiądz. Rodzina zresztą już wtedy opuściła Ługańsk: pani Tatiana przyjechała do Lublina, a jej mąż ze swoją ciężko chorą mamą zamieszkał pod Kijowem. - Nie było wyjścia, zrobiło się tam naprawdę bardzo niebezpiecznie - opowiada.
Pomoc od życzliwych ludzi. Ksiądz w szoku
Ksiądz Grzegorz Rapa nie ukrywa, że już na początku pojawiły się problemy finansowe. Z czegoś trzeba żyć, coś jeść, jakoś płacić za mieszkanie. - Tych pytań było wiele. Ale znalazły się osoby, które od razu zadeklarowały pomoc - mówi.
Gdy szukał mieszkania dla pani Tatiany i Antona, rodzina, u której mieszkał nastolatek, zaproponowała, że mogą zostać u nich. Ksiądz podkreśla, że okazali ogromne serce. - Wydzielili część swoich pomieszczeń w domu, przygotowali mieszkanie, wyposażyli we wszystko, łącznie z pralką. Byłem w takim szoku, że aż wierzyć się nie chciało - opowiada ksiądz.
Pani Tatiana podkreśla jak ogromna to pomoc. - My nic nie płacimy za to mieszkanie, więc nie można powiedzieć, że je wynajmujemy. Zresztą nie mamy, żeby płacić. Ale ci państwo od razu powiedzieli, że nie będą brać pieniędzy za to mieszkanie - mówi.
Jest wykształconą lekarką, ale nie może pracować w zawodzie. Na razie
Na początku maja miała jeszcze jakąś gotówkę z Ukrainy, ale pieniądze szybko się skończyły. Chciałaby pójść do pracy, ale... Razem z poznaną w Lublinie panią Anią - kolejną osobą z wielkim sercem - była m.in. w Izbie Lekarskiej. Pytała o szanse na pracę w swoim zawodzie. Usłyszała, że trzeba nostryfikować dyplom, ale wcześniej musi zdać egzaminy, w języku polskim. A język to problem.
Pani Tatiana ma polskie korzenie, ale nie ma na to dokumentów. Podobna sytuacja zdarza się częściej. - Jest masa osób w takim położeniu. Ja wiem, że mają polskie korzenie, ale nie mogą tego udowodnić, nie mają dokumentów - mówi ksiądz Rapa. Podkreśla, że w wielu przypadkach znał polskie rodziny Ukraińców. - Znałem babcie, z którymi rozmawiałem po polsku, modliły się po polsku, zachowały wiarę przez cały komunizm. Ale nie ma na to żadnych dokumentów - dodaje.
Pani Tatiana, choć ma polskie korzenie, nie zna języka polskiego. Ale szybko się uczy. Po przyjeździe do Lublina, dzięki zaangażowaniu księdza, trafiła na zaawansowany kurs polskiego na uniwersytecie (5 godzin dziennie). W kontakcie z UMCS-em pomógł marszałek województwa. - Uczę się polskiego, a za naukę nie muszę płacić. Uniwersytet zwolnił mnie z tej opłaty - podkreśla lekarka.
Polska gramatyka? "Chyba blisko jej do chińskiego"
Pani Tatiana dodaje, że teraz najważniejsze zadanie życiowe to właśnie nauka języka. Słychać, że uczy się intensywnie - jak na kilka miesięcy nauki mówi biegle, ma bogate słownictwo. - Co jest najtrudniejsze? Polska gramatyka, chyba blisko jej do języka chińskiego - śmieje się.
Z czego żyją?
Finansowo pomaga przede wszystkim ksiądz Grzegorz Rapa. - Problem finansowy pozostał. Na początku pani Tatianie było naprawdę ciężko. To było w jakimś sensie upokorzenie, że musiała brać pieniądze ode mnie. Bardzo trudno było jej przyjąć jakąkolwiek sumę z moich rąk, ale nie miała wyjścia - opowiada ksiądz. I dodaje, że teraz jest już trochę łatwiej. Skąd ma pieniądze? Od ludzi dobrej woli, którzy go wspierają, wiedząc, że pomaga Ukraińcom ze wschodu. - Cały czas szukam możliwości, by pomagać. Znajduję sporo osób i jakoś sobie radzimy - dodaje duchowny.
Rodzinę wspiera też mąż lekarki, który z chorą mamą pozostał na Ukrainie. Dorabia jak tylko może. - Wiem, że chce jechać pracować do Afryki. Ma taki zawód, że może go tam wykonywać. Jest lotnikiem. Czeka na potwierdzenie, czy dostanie tam pracę - mówi ksiądz. I podkreśla, że kilka razy słyszał od męża pani Tatiany, że wszystko zwróci: zarówno księdzu, jak i innym, którzy pomagają jego rodzinie.
W przypadku lekarki z Ługańska nie ma jednak mowy o pomocy instytucjonalnej. Pani Tatiana, ze względu na to, że się uczy, dostała co prawda zgodę na pobyt czasowy w Polsce, ale to za mało, by móc liczyć choćby na niewielkie świadczenia z MOPR. Przepisy na to nie pozwalają.
- Dla nas najistotniejszą kwestią jest legalizacja pobytu na terenie RP. Jeśli chodzi o cudzoziemców, mają prawo składać wnioski o pomoc w momencie, gdy posiadają decyzję przyznającą im pobyt stały lub decyzję o pobycie rezydenta długoterminowego Unii Europejskiej - tłumaczy Magdalena Sudół, rzecznik MOPR w Lublinie. Pani Tatiana takiego statusu nie ma, nie może więc liczyć na wsparcie finansowe.
Były u niej pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, przeprowadziły wywiad, ale nic więcej nie mogły zrobić. - Najpierw pani Tatiana się ucieszyła, że dostanie jakąś zapomogę, że nie będzie się musiała wstydzić, prosić mnie o wsparcie. Ale później się okazało, że przepisy na to nie pozwalają - mówi ksiądz Rapa. Podkreśla, że nie ma do nikogo pretensji, pewnych rzeczy - na dziś - nie daje się przeskoczyć.
Stały pobyt wiele ułatwia - wiedzą to ewakuowani z Donbasu
Pani Tatiana z synem Antonem, uciekając z Ukrainy, przyjechała do Lublina na własną rękę. Inaczej niż osoby ewakuowane z Donbasu przy wsparciu polskiego MSZ. To grupa 178 osób, ewakuowana około trzy tygodnie temu ze wschodniej Ukrainy.
Już 62 osoby z tej grupy dostały od wojewody warmińsko-mazurskiego zezwolenia na pobyt stały. To duże ułatwienie. Jak informuje rzecznik MSW Małgorzata Woźniak, takie zezwolenie zrównuje cudzoziemca z obywatelem Polski we wszelkich uprawnieniach, z wyłączeniem praw politycznych. Osoby o takim statusie będą mogły legalnie mieszkać i pracować w Polsce.
Na pobyt stały mogą liczyć zarówno osoby, które posiadają już Kartę Polaka, jak i osoby, które udokumentują swoje polskie pochodzenie.
*W sprawie ewentualnej pomocy dla lekarki z Ługańska - kontakt z autorką tekstu pod adresem mailowym problem@tok.fm
-
Kto stoi za atakiem dronów na Moskwę? Trzy możliwe wersje. "Każda fatalna dla Rosji"
-
"Interwencja poselska" Grzegorza Brauna. "Won, wypad z Polski!"
-
Cień Rosji w tle wielkiej fuzji Orlenu z Lotosem? "W tej transakcji jest wiele znaków zapytania"
-
Wyniki Lotto 30.05.2023, wtorek [Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Kaskada, Mini Lotto, Ekstra Pensja, Ekstra Premia]
-
"Mężczyźni trzymali ją za włosy i gwałcili, a matka patrzyła. Czasem się uśmiechała". Dramat małych uchodźców z Ukrainy