Czy nowe byty są coś winne istniejącym partiom? "Możemy powołać nową reprezentację. Hartmanowie i Millerowie polskiej polityki muszą się do tego przyzwyczaić"
Zdaniem Jana Hartmana, który popełnił emocjonalną notkę pt. "Drogie Razem", nazwa partii, do której należymy, zobowiązuje nas do tego, żeby iść do wyborów razem z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Wyjaśnię może, dlaczego się na nią zdecydowaliśmy: "Razem" odwołuje się do jednej z niewielu lewicowych wartości, które nie zostały zawłaszczone przez prawicę. Sprawiedliwość kojarzy się z PiS-em i pukaniem służb o poranku, bezpieczeństwo - z państwem policyjnym, "wolność" - z niestabilnym rynkiem pracy, a "Solidarność" jest zajęta przez związek zawodowy i swoją legendarną poprzedniczkę. Chcieliśmy więc nawiązać do wspólnoty. Wspólnoty pracujących, wspólnoty lokatorów, wspólnoty obywateli. Dlaczego ktokolwiek uważa, że zobowiązuje nas to do bratania się z Sojuszem Lewicy Demokratycznej i wchodzenia w "szerokie porozumienie", w którym mielibyśmy pełnić rolę listka figowego? Do bratania się z partią, która wprowadziła liniowy podatek dla przedsiębiorców, umożliwiła eksmisje na bruk, wplątała Polskę w nielegalną i kosztowną wojnę w Iraku, łamała prawa człowieka za przywiezione w plastikowych torbach dolary?
Koalicja z SLD po porażce ich kandydatki
Porozumień, podobnych do tworzonego obecnie, było w historii Sojuszu wiele - był LiD, była "Lewica Razem" - kto dziś pamięta, jakie ugrupowania, poza dominującym SLD, brały w nich udział? Jak na tym układzie wyszli Zieloni? Jak skończyła Unia Pracy? Co z bywania przystawką wyniosła Polska Partia Socjalistyczna? Doświadczenie uczy, że umowy z SLD to droga donikąd.
O ile można zrozumieć wchodzenie w koalicję z Sojuszem w roku 2001, o tyle w roku 2015 jest to całkowicie absurdalne. Kandydatka SLD w ostatnich wyborach zdobyła 2 proc. głosów. Według Hartmana, kierownictwo SLD byłoby zadowolone, gdyby do Sejmu dostało się "kilkoro" posłów z Razem - patrząc na wyniki sondaży, SLD powinno skakać ze szczęścia, jeśli w ogóle przekroczy próg wyborczy.
Inna polityka jest możliwa
Dlaczego Hartman, z konsekwencją godną lepszej sprawy, upiera się, że nowy byt polityczny jest coś winien istniejącym partiom? Gdybyśmy uważali, że warto pracować na sukces SLD, zapisalibyśmy się do tej formacji, zamiast wkładać ogromny wysiłek w zbudowanie nowej. Która, swoją drogą, jest wyjątkowo otwarta na współpracę - jedną z pierwszych uchwał było zaproszenie na listy wyborcze osób z Zielonych, Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, PPS, Partii Kobiet i niezrzeszonych działaczy i działaczek.
Nie jest prawdą, że nie dopuszczamy osób starszych od nas czy z nieodpowiednim: życiorysem - przykładem może być właśnie Adam Jaśkow, znany krakowski działacz społeczny, który ma "w życiorysie" członkostwo w SLD i - jak widać - nikt w Razem go za to nie sekuje. W Razem jest miejsce dla ludzi, którzy swoimi działaniami nie kompromitowali słowa lewica - ale to nie oznacza, że w pakiecie z Michałem Syską czy Pauliną Piechną-Więckiewicz kupimy Leszka Millera i Włodzimierza Czarzastego.
Naprawdę wierzymy, że inna polityka jest możliwa. Dlatego nie będziemy kolejnym kołem ratunkowym dla SLD-owskiego aparatu.
Łączą wartości, nie osoba lidera
Janusz Palikot, którego partię firmował niegdyś Jan Hartman, właśnie odchodzi w polityczny niebyt. Dzieje się tak dlatego, że nie podnosił postulatów ekonomicznych i socjalnych, z walki o świeckie państwo zrobił kabaret, a targetowanie elektoratu doprowadził do absurdu. Ludzi, którzy na niego głosowali, nie łączyło wiele poza przywiązaniem do znanej z telewizora twarzy.
Razem wybrało inną drogę, prezentujemy spójną wizję.
Odmowa udziału w jałowych kulturowych wojenkach to nie "lekki oportunizm i konserwatyzm", jak sugeruje prof. Hartman. Deklaracja programowa Razem nie pozostawia wątpliwości co do naszego stanowiska w kwestiach emancypacyjnych.
Łączą nas wspólne wartości, nie osoba lidera. Demokrację traktujemy poważnie, dlatego zaczynamy od siebie - partią zarządzają ciała kolegialne, demokratycznie wybrane i, w przeciwieństwie do Leszka Millera czy Donalda Tuska, odwoływalne. Rozumiemy, że Hartman może uważać, że jest to taktyka błędna. Wątpimy jednak w to, czy jego dotychczasowy dorobek polityczny daje mu mandat do pouczania innych.
"Nie jesteśmy dziećmi SLD"
Trudno zrozumieć, dlaczego politycy tzw. lewicy parlamentarnej traktują Razem jak niesforne dziecko, na co wskazują nieustanne odwołania do wieku jej członków i członkiń partii, coraz bardziej nieprzyjemne próby zdyscyplinowania urwisa. Nie jesteśmy dziećmi SLD ani Twojego Ruchu, mamy swój program, wizję i przekonania. Z komentarzy Hartmana i innych wynika, że już samo założenie nowego, samodzielnego bytu politycznego to arogancja i "plucie na wyciągniętą dłoń".
Demokracja polega między innymi na tym, że możemy powołać nową reprezentację, jeśli dotychczasowa nam nie odpowiada. Hartmanowie i Millerowie polskiej polityki muszą się do tego przyzwyczaić.
-
"Ktoś prezesa okłamuje, żeby się cieszył". Lubnauer o głośnych słowach Kaczyńskiego o marszu
-
Nagły zwrot Niemiec. "Traktują Ukrainę jako zasób"
-
Roman Giertych znów w rządzie? Tylko w tym scenariuszu to możliwe [podcast DZIEŃ PO WYBORACH]
-
Nagroda Nobla 2023. Laureatami w dziedzinie medycyny zostali Katalin Karikó i Drew Weissman
-
Byłam na kobiecym evencie Trzeciej Drogi. Można pomylić z Lewicą, gdyby nie jeden szczegół
- Musk naśmiewa się z Zełenskiego. W sieci burza. "Zachęta dla Rosji"
- Ceny paliw na stacjach hamują, frank ma tanieć, a metr kwadratowy zdrożeć. Hirsch wyjaśnia
- Gargamel, Stuu, Gonciarz. Ciemna strona youtuberów. "To może doprowadzić do tragedii"
- Niemcy oszukają Ukrainę? Poseł kreśli ponurą wizję
- "Talk like a Washington Insider" - czyli o amerykańskich wyborach i politycznych "buzzwords"