- List ministra finansów Pawła Szałamachy do prezesa TK prof. Rzeplińskiego, żeby ten wstrzymał się z wypowiedziami publicznymi do czasu ogłoszenia ratingu przez agencję ratingową, oceniam jako świadectwo strachu, próbę przerzucenia odpowiedzialności za ewentualne obniżenie ratingu na prezesa Trybunału, a także szantaż, dowód braku kultury politycznej i dyplomatycznej - pisze na swoim blogu Daniel Passent.
Wczoraj prezes TK ogłosił, że otrzymał pismo od Pawła Szałamachy, w którym prosi on prof. Rzeplińskiego o niewypowiadanie się do 13 maja. Zdaniem ministra finansów wypowiedzi mogą wpłynąć (negatywnie) na ratingi Polski.
Passent ma wątpliwości, co do intencji Szałamachy. - Gdyby minister finansów faktycznie pragnął uspokojenia polskiej sceny politycznej, to wystąpiłby z tym apelem (najlepiej w sposób dyskretny) do wszystkich głównych aktorów wydarzeń - do prezesa Kaczyńskiego, który bez przerwy dolewa oliwy do ognia, do premier Szydło, która nie publikuje orzeczenia TK, a o byłych prezydentach, ministrach i działaczach opozycji demokratycznej mówi per "ci panowie", do rzeczniczki PiS, która nazywa zgromadzenie ogólne sędziów Sądu Najwyższego "zespołem kolesiów", do ministra sprawiedliwości, który kręci bicz na sędziów itd. itp. - wylicza Passent.
Jego zdaniem Szałamacha "wyraźnie nie docenia kompetencji decydentów w wielkich agencjach". - Idzie tropem Szydło i Waszczykowskiego, że zagraniczni krytycy polskich władz są "niedoinformowani", pociągani za sznurki przez Platformę i niektóre polskie media - pisze publicysta.
I dodaje: Zgadzam się z opinią, że faktycznym adresatem listu Szałamachy jest prezes Kaczyński i opinia publiczna w kraju. "Panie Prezesie, Rodacy, ja zrobiłem, co mogłem - wskazałem winnego! Od tej chwili za ratingi odpowiada Rzepliński.
