NFZ Taxi. Dyrektorzy Funduszu korzystali ze służbowych aut. Dziennie 167 km w mieście. ''Dokąd pan jechał?'' ''Nie pamiętam''
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasNawet 250 km dziennie przejechanych w mieście, identyczna liczba kilometrów dzień po dniu - to wyniki kontroli w jednym z oddziałów NFZ, do których dotarły TOK FM i "Dziennik Gazeta Prawna".
Kontrola została przeprowadzona w marcu tego roku przez centralę Funduszu po skardze, która wpłynęła do ministerstwa zdrowia. Dołączono do niej pełną dokumentację min. zdjęcia samochodów należących do NFZ stojących pod domami szefów oddziału.
Krótka pamięć dyrektorów
Dyrektorzy szczecińskiego Funduszu pytani, gdzie tyle podróżowali, zasłaniają się brakiem pamięci. Z rubryki pt. "opis trasy wyjazdu" można się dowiedzieć niewiele więcej: wpisywano tu jedynie "Szczecin-miasto". Więcej za to mówią liczby. Jeden z dyrektorów przez 4 dni z rzędu "robił" dokładnie po 98 kilometrów dziennie, by kilka tygodni później przejechać 110 km, a w następnym tygodniu nawet 167 km. Był też taki tydzień, w którym codziennie przez dwa dni pokonywał po 266 km.
Biuro w aucie?
Podobnie to wyglądało w przypadku drugiego kontrolowanego dyrektora, któremu też się udawało pokonać koło 200 km dziennie. Rocznie przejeżdżali - tylko po mieście - od 7 do blisko 23 tys. Łatwo wyliczyć, że trzymając się dozwolonej prędkości 50 km/h, w tych najintensywniejszych dniach, musieliby spędzić w aucie ponad 5 godzin. A biorąc pod uwagę miejskie realia, prawdopodobnie znacznie więcej.
Może ktoś inny korzystał?
Kiedy kontrolerzy poprosili o wytłumaczenie, skąd się bierze tak wysoka ilość kilometrów - wicedyrektor oddziału odpisał, że nie jest w stanie podać szczegółów 27 wyjazdów służbowych (tyle wzbudziło niepokój kontrolerów). Podpowiadał, że powodem mogło być korzystanie z auta przez innych pracowników, ale jednocześnie przyznawał, że przyczyna może wynikać z tego, że ewidencja była wypełniana okazjonalnie, wiec dokumentacje wypełniał po dłuższym czasie.
Szeroka definicja "celu prywatnego"
Wynika z tego, że informacje o ilośći kilometrów nie zawsze były zgodne z prawdą. Istotne było, by papier zgadzał się ze stanem licznika. Kiedy wprost kontrolerzy zadali pytania "czy wykorzystywał Pan samochód do celów prywatnych?", jeden z dyrektorów odpowiedział dość enigmatycznie.
Przekonywał, że "nie poruszam się samochodem służbowym do celów prywatnych", by następnie zaprzeczyć sobie w tym samym zdaniu, mówiąc że "zdarza się, że po drodze zabiorę dziecko ze szkoły. Nie mogę wykluczyć pojedynczych przypadków wykorzystania samochodu służbowego do celów prywatnych". Drugi przyznał, że jeździ nim do domu i trzyma u siebie na parkingu strzeżonym.
Przepytani pracownicy oddziału nie dostrzegli żadnych nieprawidłowości. Jeden z pracowników dodawał, że pewne niejasności w ewidencji, może wynikać z błędów technicznych.
To nie nowość
Efekt? Kontrolerzy stwierdzili nieprawidłowości w prowadzeniu książek przebiegu pojazdów służbowych. Jednocześnie przyznali, że w związku z tym nie można stwierdzić faktycznej liczby przejechanych przez dyrekcje kilometrów, w tym w celach prywatnych.. Wobec dyrektorów nie zostały wyciągnięte konsekwencje. Zlecono jedynie zmianę przepisów.
Co ciekawe to nie pierwsze takie "zlecenie". W efekcie kontroli przeprowadzonej w 2013 roku miało nastąpić doprecyzowanie przepisów dotyczących korzystania z samochodów.
Powód? Od 2007 roku dyrektor ZOW NFZ i jego zastępcy mieli prawo używać samochodów bez konieczności wypełniania karty drogowej, bo własnym zarządzeniem, ówczesny dyrektor szczecińskiego oddziału takie prawo ustanowił. I choć kontrole z poprzednich lat zwracały na to uwagę i wskazywały, że jest to niezgodne z procedurami. Nikt przepisów nie zmienił i nikt nie jest w stanie wytłumaczyć dlaczego tak się stało i dlaczego dyrektorzy sami siebie postawili ponad prawem. Pytani podczas tegorocznej kontroli, dlaczego się nie posłuchali - przekonywali, że właśnie wprowadzają zmiany.
W zarządzenie szefa NFZ dotyczące wykorzystywania samochodów służbowych nie ma ani słowa o możliwości wykorzystywania aut NFZ do celów prywatnych. Czytamy jedynie, że auto ma być wykorzystane do celów funduszu. Jest za to wzmianka, która dotyczy parkowania auta. Wynika z niej, że auto może zostać pod domem kierowcy. Po pierwsze musi się na to zgodzić szef oddziału, po drugie ma się to odbywać w "wyjątkowych przypadkach". Trzeba to też odnotować w karcie drogowej pojazdu. Jak czytamy w raporcie właśnie uzupełnianie tych kart stanowi poważny problem w NFZ.
A podatek?
Oddział NFZ niechętnie mówi o całej sprawie. Przyznają, że odbyła się kontrola. - Wnioski dotyczyły sposobu prowadzenia książek przebiegu pojazdu. W jej wyniku Oddział dostosował w tym zakresie procedurę korzystania z samochodów służbowych do uregulowań wewnętrznych obowiązujących w Funduszu - przyznaje rzeczniczka. I dodaje, że samochody służbowe w oddziale NFZ są wykorzystywane wyłącznie w celach służbowych wynikających z realizacji zadań Funduszu.
Oprócz kwestii procedur wewnętrznych funduszu, pojawia się też problem związany z płaceniem podatków. Od początku 2015 roku obowiązują przepisy które jednoznacznie wskazują, że prywatne podróże firmowym samochodem, to przychód, który trzeba uwzględnić w swoim rozliczeniu. W dodatku odprowadzić podatek. Jeśli samochód ma do 1.6 litra pojemności to przychód wynosi 250 złotych. Jeśli silnik jest większy to 400 złotych miesięcznie, od których trzeba odprowadzić podatek.
Dyrektor nie chce rozmawiać
W wynikach kontroli nie ma o tym nawet słowa. Dyrektor oddziału nie chciał z nami rozmawiać, nie możemy go więc zapytać czy podatek płaci. Warto jednak zaznaczyć, że obaj panowie w rozmowie z kontrolerami zapewniają, że do celów prywatnych aut nie używają lub robią to "incydentalnie". Kontrola nie porusza też kosztów benzyny oraz zużycia aut służbowych.
A jak jest w innych regionach?
Inne odziały Funduszu pytane przez nas przekonują, że wszyscy trzymają się litery prawa. W niektórych oddziałach nawet zamontowano w autach GPS i lokalizator, które pozwalają prowadzenie monitoringu tras (tak jest m.in. w oddziale śląskim).
O tym, że sprawy mogą być traktowane bardzo poważnie, może świadczyć włoski przykład. Tu parlamentarzyści proponują by włoscy urzędnicy, którzy pojadą po zakupy, odbiorą dziecko ze szkoły czy wykorzystają samochód w innym prywatnym celu - stawali za to przed sądem.
Czekamy na Wasze sygnały: reporterzy@tok.fm
A TERAZ ZOBACZ: Ziobro chciał dopiec Platformie, ale wtedy powiedział TO
-
Przez euro Chorwacja już nie na polską kieszeń? "Panuje jakaś chora propaganda"
-
PiS ściga się z Braunem? Spot z Auschwitz pojawił się, "by przebić we wzmożeniu patriotycznym posła" Konfederacji
-
Tanio już było. Czy drogie bilety na muzyczne festiwale odstraszyły fanów?
-
"Popełniliśmy błąd". Łukaszenka szokuje, mówiąc o wojnie w Ukrainie
-
Nagranie Andrzeja Seweryna wyciekło do sieci. PiS oburzone: Skandaliczna wypowiedź
- Wyniki Lotto 3.06.2023, sobota [Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Kaskada, Mini Lotto, Ekstra Pensja, Ekstra Premia]
- Erdogan złożył przysięgę. Rozpoczął trzecią kadencję na stanowisku prezydenta Turcji
- Kaczyński komentuje zaskakujący ruch prezydenta. Czy PiS przyjmie nowelizację "lex Tusk"?
- W Trzebini na korcie tenisowym zapadła się ziemia. "Jeszcze pod wieczór ludzie tam grali"
- "Jesteśmy gotowi, by rozpocząć kontrofensywę". Zełenski: Nie możemy czekać miesiącami