Prywatna firma sfinansowała zabieg in vitro dla dziesięciu par. "Chciała pozostać anonimowa"

- Pierwszeństwo miały pary, które nie zdążyły się zakwalifikować do rządowego programu leczenia niepłodności - mówi dr Tomasz Dworniak, ginekolog położnik. - Drugim kryterium były kwestie natury ekonomicznej - kierowaliśmy się sytuacją finansową danej pary - dodaje.

TOK FM: Częstochowa miejski program wprowadziła już kilka lat temu. Teraz będzie kolejna edycja dla kilkudziesięciu par. Ale są i inni. Jak to na dziś wygląda?

Dr Tomasz Dworniak, ginekolog położnik z Kliniki InviMed: Częstochowa była miastem pionierskim. W latach 2012-2015 to właśnie tu mieszkańcy mogli liczyć na częściowe dofinansowanie kosztów związanych z realizacją programów leczenia pozaustrojowego. Natomiast w tym roku startują programy, które będą realizowane w części dużych miast Polski, m.in. w Warszawie, Sosnowcu, Gdyni i Poznaniu. Mamy powiedziane, że Agencja Rozwoju Technologii Medycznych, która zajmuje się akredytacją i zatwierdzaniem tego typu projektów, zrobi to niebawem i że z końcem marca mają tego typu programy już ruszyć.

Te miejskie programy rodzą jakieś problemy, jeśli chodzi o ich organizację czy realizację?

Nie, większych problemów nie ma, biorąc pod uwagę naszą kilkukrotną współpracę z władzami Częstochowy. Jedyny problem, jaki się w tej chwili nasuwa, to trudności związane z kwalifikowaniem pacjentów.

Czyli?

Pojawia się pytanie, czy uczestnikiem programu ma być osoba zameldowana w danym mieście czy wystarczy, aby była jego mieszkańcem i nie musi mieć meldunku? Przewiduje się, że jednak będzie to dotyczyło tylko osób zameldowanych. A to oznacza, że aglomeracje miejskie typu Warszawa, Trójmiasto czy Śląsk - niestety, ale rzesza ludzi tutaj, która mogłaby skorzystać, a nie jest formalnie zameldowana na terenie danego miasta, nie będzie mogła liczyć na to dofinansowanie.

Czyli znów się mogą pojawić fikcyjne meldunki. Ale programy miejskie to jedno. Wiem, że znalazł się też sponsor, który sfinansował zabiegi.

Tak, mieliśmy taki przypadek. Zgłosił się do nas darczyńca, który przekazał określoną kwotę na leczenie niepłodnych par. Dzięki temu wsparciu udało nam się pomóc dziesięciu parom w zakresie organizacji i realizacji programu leczenia pozaustrojowego.

Czym się kierowaliście przy wyborze tych akurat par?

Braliśmy pod uwagę dwa kryteria. Pierwszeństwo miały pary, które nie zdążyły się zakwalifikować do rządowego programu leczenia niepłodności. A drugim kryterium były kwestie natury ekonomicznej. Procedura in vitro jest droga, dlatego właśnie kierowaliśmy się również sytuacją finansową danej pary.

A te pary wiedzą, kto im to sfinansował?

Wiedzą, że taki darczyńca był, ale pozostaje on anonimowy.

Rozmawiając o in vitro, nie sposób nie wspomnieć o książeczkach zdrowia dzieci, w których w tym roku pojawił się zapis o „metodzie poczęcia”. Część rodziców nie chce, by ich dzieci były w ten sposób naznaczane – bo przecież nie ma różnicy między dzieckiem poczętym naturalnie i tym z in vitro?

Książeczka zdrowia ma zawierać niezbędne z punktu widzenia zdrowia i życia dziecka informacje: o przebiegu ciąży, o chorobach, porodzie, powikłaniach okołoporodowych. Nie jest jednak nigdzie powiedziane, nie jest też prawnie określone, że informacja dotycząca sposobu zajścia w ciąże musi się w takiej książeczce znajdować. Przecież to nie jest informacja kluczowa.

Ale taki zapis w książeczkach jest - napisał mi o tym jeden ze słuchaczy.

Opieka medyczna, opieka pediatryczna nad dzieckiem z in vitro nie różni się niczym od opieki nad dziećmi poczętymi metodą naturalną. Dlatego wydaje się, że tego typu informacje i ich obecność w książeczkach zdrowia dziecka powinna być przynajmniej przedyskutowana z rodzicami. Poza tym, jeśli chodzi o tak intymną sferę, jak metoda poczęcia, powinniśmy to rodzicom pozostawić decyzję o tym, kiedy i w jaki sposób chcą poinformować dziecko, że zostało poczęte na przykład metodą in vitro.

TOK FM PREMIUM