Nabór do klas pierwszych? Jeśli chcesz dowozić dziecko do szkoły w mieście, to masz problem

Nabór do klas pierwszych ruszył już m.in. w Lublinie. Rodzice nie są do końca zadowoleni, bo na razie można zapisywać dzieci tylko do szkół obwodowych. Jeśli ktoś mieszka na wsi, a chce dowozić dziecko do szkoły w mieście - musi czekać. I liczyć na to, że znajdą się wolne miejsca.

Pani Ewa ma dwoje dzieci, czuje się lublinianką, mieszka na obrzeżach Lublina, choć - formalnie - poza granicami administracyjnymi miasta. Oboje z mężem pracują w Lublinie. Tu dowozili młodszą córkę do przedszkola, a syna Wojtka do szkoły. Ze szkoły są bardzo zadowoleni. Do tej placówki miała pójść też Ania, ich młodsza córka. Tyle, że dla Ani - jak usłyszeli w szkole - może zabraknąć miejsc. Bo pierwszeństwo mają dzieci z obwodu. Do tego jest też ściśle określony limit przyjęć.

Obwód obowiązkowy?

W związku z reformą edukacji i z tym, że z części gimnazjów powstaną podstawówki - nabór dla pierwszaków ma trochę inny przebieg niż wcześniej. W Lublinie na razie można zgłaszać dzieci wyłącznie do szkół obwodowych. Każda szkoła ma ustalony przez urzędników obwód, czyli ulice, na których mieszkają dzieci, które mają właśnie do tej szkoły chodzić. Dopiero od 10 kwietnia będzie można zgłaszać do szkół dzieci spoza obwodu danej placówki, ale... tylko pod warunkiem, że w szkole będą jeszcze wolne miejsca.

Szkoła Podstawowa nr 6 w Lublinie. Bardzo popularna wśród rodziców, wielu dowozi tu swoje dzieci z innych dzielnic, ale też spoza miasta. Co teraz? - Zainteresowanie jest bardzo duże, potwierdził to nasz Dzień Otwarty. A możemy przyjąć 70 dzieci, taki limit dostaliśmy od miasta. Czyli możemy utworzyć trzy klasy - mówi dyrektor Danuta Nowakowska-Bartłomiejczyk. Przyznaje, że jeśli organ prowadzący się zgodzi, niewykluczony jest jeszcze jeden, dodatkowy oddział klas pierwszych, ale na razie limit jest tylko na trzy oddziały. I pierwszeństwo mają dzieci z obwodu. Co z pozostałymi chętnymi? - Z przykrością będziemy musieli rodzicom odmawiać. Może się nawet okazać, że tak naprawdę nie będzie w ogóle rekrutacji dzieci pozaobwodowych i że zamkniemy listy, na których będą tylko dzieci zamieszkałe w obwodzie szóstki - mówi dyrektorka.

Rekrutacja później niż zwykle, więc i dużo pytań

Dyrektor SP 29 w Lublinie, Marek Woźniak przyznaje, że pytań od rodziców jest bardzo dużo. - Dzwonią, pytają, szczególnie chyba dlatego, że rekrutacja zaczęła się w tym roku później, bo wcześniej z reguły była na początku marca. Stąd jest pewien niepokój - mówi dyrektor. W jego szkole pierwsi rodzice już zapisali swoje dzieci do klas pierwszych.

Problem z naborem dostrzega dyrektor SP 38 w Lublinie, Mirosław Wójcik, bo u niego co roku było około 40 procent dzieci spoza obwodu. - Zobaczymy, jak teraz zachowają się rodzice, ile dzieci zgłosi się z obwodu szkoły. Mamy limit ustalony na 72 miejsca, czyli trzy klasy - mówi Wójcik. Dyrektor spodziewa się, że dwie klasy, a nawet więcej- mogą utworzyć same dzieci z obwodu. A to oznacza, że również tu dla dzieci dowożonych przez rodziców z innych rejonów może zabraknąć miejsca. - Nie ukrywam, że to może być problem, bo mamy sporo dzieci spoza obwodu, które mają rodzeństwo. I chcielibyśmy te dzieci u nas przyjąć, taką wolę wyrażają też rodzice. Ale na razie niczego nie mogę obiecać - mówi M.Wójcik.

Dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 4 w Lublinie, Krzysztof Szulej jest w nieco innej sytuacji - ma limit na utworzenie aż pięciu klas pierwszych. Do niego też dorośli dowożą dzieci na lekcje. - Telefon się urywa, rodzice dzwonią, ale też przyjeżdżają, ustawia się kolejka. Wolą na miejscu, bezpośrednio w szkole zapytać o szczegóły. Bo jednak zasady naboru są dość skomplikowane - mówi dyrektor. - Trzeba z systemu rekrutacyjnego on line wydrukować kwestionariusz, wypełnić go i przynieść do szkoły - dodaje. Na razie mogą to jednak zrobić tylko rodzice dzieci mieszkających w obwodzie.

Z czego wynikają ograniczenia?

M.in. z tego, że powstają nowe podstawówki (po gimnazjach) i miastu zależy na utworzeniu klas pierwszych również tam. Chodzi też o równomierne rozłożenie pracy dla nauczycieli, by w miarę możliwości uniknąć zwolnień. Tyle, że przy okazji... zabiera się rodzicom możliwość wyboru szkoły. - I to jest niezrozumiałe, że ktoś mi kategorycznie, odgórnie narzuca, gdzie ma chodzić moje dziecko - mówi jeden z rodziców.

TOK FM PREMIUM