MEN prosi, by nie niepokoić rodziców niepełnosprawnych dzieci. Tylko kto ten niepokój wprowadza?

Rodzice dzieci niepełnosprawnych są oburzeni i bezsilni. Chodzi o nowe rozporządzenie MEN, dotyczące nauczania indywidualnego w szkole. Rodzice mówią wprost: Państwo chce zamknąć nasze dzieci w czterech ścianach. MEN odpowiada, że chce maksymalnie wspierać uczniów niepełnosprawnych i publikuje wyjaśnienia, które wcale nie przekonały rodziców.

Nasz poprzedni tekst o obawach rodziców dzieci niepełnosprawnych, dotyczący projektu rozporządzenia MEN o nauczaniu indywidualnym, wywołał burzę.

Zobacz: Rodzice są wściekli: Brawo MEN. Wprowadźcie od razu zakaz kształcenia dzieci niepełnosprawnych

W środę po południu dostaliśmy mail od rzeczniczki Ministerstwa Edukacji, Anny Ostrowskiej, która napisała m.in., że „w działaniach Ministerstwa Edukacji Narodowej nie mam mowy o jakimkolwiek wykluczaniu uczniów”. „Naszym priorytetem jest stworzenie takiego systemu edukacji, który zapewni maksymalne wsparcie uczniów niepełnosprawnych w szkole” – napisała Ostrowska, odsyłając nas do szczegółowych wyjaśnień na stronę MEN.

„Prosimy nie wprowadzać niepokoju wśród rodziców”

Mail do reporterki TOK FM został zakończony słowami „Prosimy nie wprowadzać niepokoju wśród rodziców dzieci z niepełnosprawnościami”. 

Tyle, że sygnał o tym, że rodzice są mocno zaniepokojeni i czują się bezsilni dostaliśmy od nich samych. To oni przeczytali uzasadnienie do rozporządzenia, w którym jest m.in. zdanie, że zniknie nauczanie indywidualne w szkole. I to oni poprosili o pomoc.

Z nauczania indywidualnego w szkole korzystają m.in. dzieci z autyzmem, których liczba systematycznie rośnie. Część lekcji – np. matematykę czy język polski – realizują indywidualnie, ale na takich zajęciach jak plastyka czy WF są razem z całą klasą. Rodzice mówią, że nie wyobrażają sobie, by ich dziecko miało samo nauczanie indywidualne w domu albo aby musiało chodzić na wszystkie lekcje z dużą klasą. – A to przecież jest w tym nowym rozporządzeniu. I stąd nasze protesty i nasz sprzeciw. Jeśli ministerstwo pisze do pani jako do dziennikarki, żeby nie wprowadzać rodziców w błąd, to chyba nie wie co pisze. Albo samo nie zna swojego rozporządzenia – mówi jedna z mam.

Zobacz: Fundacja "Prodeste" zorganizowała zbiórkę podpisów pod petycją do MEN: "Rezygnacja z projektu rozporządzenia w sprawie nauczania indywidualnego"

"Państwo chce zabrać naszym dzieciom szansę na rozwój”

Rozmawiamy z mamą Kacpra*, panią Ewą*. Kapcer chodzi do szkoły masowej, w małej miejscowości na północy Polski (mama nie chce, by podawać szczegóły, bo i tak ma problemy w swojej gminie; o wszystko musi walczyć).

TOK FM: Pani Ewo, pani syn jest 9-latkiem z autyzmem, ale wysokofunkcjonującym. Mówi, dobrze się uczy. Chodzi do 25-osobowej klasy. Jak sobie radzi?

Pani Ewa, mama chłopca: Syn jest w klasie masowej, ma nauczyciela wspomagającego, choć aby uzyskać to wsparcie na cały czas pobytu dziecka w szkole – przeszliśmy gehennę. Wstępnie wójt zaoferował nam nauczyciela wspomagającego zaledwie na 10 godzin, na co się absolutnie nie mogliśmy zgodzić, bo to za mało przy autyzmie. Teraz syn ma pełne wsparcie, ale ta batalia trwała długo.

Wiem, że przez jakiś czas Kacper miał zaledwie 7 godzin z nauczycielem wspomagającym. Jak radził sobie bez niego w tak dużej klasie?

Nie wytrzymywał tego napięcia, nie wytrzymywał hałasu w klasie, bo jest nadwrażliwy na hałasy, był rozdrażniony. Doszliśmy niestety do tego, że zaczął się okaleczać nożyczkami, zaczął nie wytrzymywać psychicznie tego, co się dzieje w klasie. I od psychiatry dostaliśmy zalecenie, by go jak najszybciej zabrać z klasy, dać mu nauczanie indywidualne, ale w szkole. Takie z włączaniem go do klasy, ponieważ dziecko z autyzmem ma problemy w kontaktach społecznych, więc jeśli my go zamkniemy w domu, to on nam się całkowicie zamknie na świat. A my cały czas robimy wszystko, by syn się jednak integrował z dziećmi.

Syn chce chodzić do szkoły?

Na razie codziennie wstaje i płacze, że nie chce iść do szkoły. Bo na razie jest w tej dużej klasie i nie może tam wytrzymać. Ale cały czas powtarza, że chciałby być sam z nauczycielem na tych trudnych lekcjach jak matematyka czy język polski. Bo w dużej grupie nie może się skoncentrować. Ale jednocześnie bardzo chce do dzieci, chce się z nimi bawić, integrować. Na WF-ie jest wszystko w porządku, na plastyce – tam nie musi się tak mocno skupiać i sobie radzi.

Co daje pani synowi to, że codziennie wstaje i idzie do szkoły?

Mój syn jest wysokofunkcjonujący, ma szanse być samodzielnym człowiekiem, ale musi nauczyć się żyć w społeczeństwie. A jeśli nie będzie miał kontaktu z innymi dziećmi, to jako dorosły człowiek nie będzie umiał z innymi dorosłymi pracować. Bo siedząc w domu będzie docięty całkowicie od ludzi.

Jak pani zobaczyła nowe rozporządzenie dotyczące nauczania indywidualnego, to…?

Wszystko nam się zawaliło. Mieliśmy plan, że będzie chodził do szkoły, że będzie miał to nauczanie indywidualne, razem z tym włączaniem w życie klasy. A teraz się okazuje, że to nie będzie możliwe.

Widzi pani syna w szkole specjalnej?

Zacznijmy od tego, że u nas w powiecie nie ma takiej szkoły. Owszem, jest jedna szkoła niepubliczna, która przyjmuje dzieci, ale wyłącznie z upośledzeniem w stopniu umiarkowanym, a mój syn jest w normie intelektualnej. W powiecie nie mamy też żadnej klasy integracyjnej.  Dlatego tak liczyliśmy na nauczanie indywidualne w szkole. Jeśli teraz państwo nam to zabierze – to  zabierze tym dzieciom szansę na to, by w przyszłości być samodzielnym i nie pobierać od państwa renty. Takie jest moje zdanie.

*Imiona zostały zmienione.

TOK FM PREMIUM