Jest dochodzenie prokuratury ws. bójki w Radomiu. Wszechpolakom grozi do 3 lat więzienia

Po ataku na demonstranta KOD Prokuratura Rejonowa w Radomiu zdecydowała się wszcząć dochodzenie z art. 158 paragraf 1 Kodeksu Karnego. Chodzi o udział w bójce lub pobiciu, za co grozi do 3 lat więzienia.

Prokurator rejonowy w Radomiu, Urszula Zajkowska przekazała nam, że materiały z policji dotarły do śledczych dzisiaj. Po ich wstępnej analizie prokuratura zdecydowała się wszcząć dochodzenie z art. 158 paragraf 1 Kodeksu Karnego.

Kto bierze udział w bójce lub pobiciu, w którym naraża się człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo nastąpienie skutku określonego w art. 156 § 1 lub w art. 157 § 1, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Czynności na zlecenie prokuratury będzie wykonywać policja. W tym dochodzeniu nie ma natomiast wątku dotyczącego wykroczenia, jakim jest zakłócanie legalnego zgromadzenia.

Zobacz też: Narodowcy twierdzą, że to oni zostali zaatakowani. Te zdjęcia pokazują, jak było

Z kolei Komitet Obrony Demokracji chce złożyć oficjalną skargę na zaniechanie ze strony policji. Jak mówią nam działacze KOD, policji zabrakło mimo, że manifestacja KOD w Radomiu była legalna, zgłoszona na ok. 500 osób, a w zgłoszeniu było napisane, że zagrożeniem może być kontrmanifestacja ze strony skrajnej prawicy. Także urzędnicy z Urzędu Miasta w Radomiu potwierdzają - policja przyjechała dopiero po 15-20 minutach od zgłoszenia. 

W sobotę w Radomiu były zgłoszone dwa zgromadzenia - jedno Młodzieży Wszechpolskiej, które odbywało się wcześniej i drugie - KOD - godzinę po zakończeniu pierwszego. Ale część młodych ludzi w czarnych koszulkach z napisem Młodzież Wszechpolska nie rozeszła się, tylko niejako czekała na KOD. Gdy młodzi mężczyźni zaczęli być agresywni i wykrzykiwać hasła o komunistach i czerwonej hołocie, zostali otoczeni przez straż Komitetu Obrony Demokracji.  Działacze KOD bili brawo, krzyczeli "Wolność i demokracja".

Gdy członkowie Młodzieży Wszechpolskiej zostali odsunięci na bok, straż KOD wypuściła ich z okręgu, który wcześniej wokół nich utworzyła. Odchodząc, wyrwali jednak jednemu z działaczy radiotelefon. To wtedy, jak mówi nam Waldemar Bukalski z radomskiego Komitetu Obrony Demokracji, doszło do ataku. Mężczyzna został powalony na ziemię, był bity i kopany. Na filmach i zdjęciach, które są dostępne w internecie widać tych, którzy to robią.

Kto jest winien tego, co się stało?

- Policja - nie ma wątpliwości Bukalski. Jak tłumaczy, w zgłoszeniu, które składał, było wyraźnie napisane, że może być zagrożenie ze strony kontrmanifestacji narodowców. - To samo powiedziałem też policjantowi, który do mnie jako do organizatora dzwonił kilka dni przed naszym zgromadzeniem. Powiedziałem, że możemy się spodziewać ONR, tak jak to bywało wcześniej, gdy stali i wykrzykiwali różne hasła. Policjant był zaskoczony, że narodowcy mają zwyczaj stać gdzieś przy naszym zgromadzeniu i coś wykrzykiwać. Tym razem było inaczej - bezczelnie nas zaatakowali - mówi Bukalski.

Miasto potwierdza: w zgłoszeniu było napisane, że może być niebezpiecznie

Także w Urzędzie Miasta w Radomiu słyszymy, że manifestacja była zgłoszona w pełni legalnie, a urząd - też informował policję, że może się coś wydarzyć. - Zabezpieczenie ze strony policji powinno być tym bardziej, że my w swojej informacji przekazanej policji uwzględniliśmy to niebezpieczeństwo, że może być podjęta próba zakłócenia marszu KOD - mówi Joanna Górska, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa. Zarządzania Kryzysowego i Ochrony. Jak wyjaśnia, na portalach społecznościowych już w piątek były takie a nie inne zapowiedzi i niewybredne komentarze. 

Szefowa Wydziału Bezpieczeństwa podkreśla, że na manifestacji KOD była urzędniczka z jej wydziału, która w razie potrzeby miała interweniować. To ona poprosiła pracowników miejskiego monitoringu o wezwanie policji. - Monitoring ma sztywne łącze z policją. Przekazaliśmy, że jest łamane prawo, że dochodzi do przepychanek. Policja przyjechała po ok. 15-20 minutach - mówi dyrektor Górska. Nie chce odpowiedzieć na pytanie, czy była zaskoczona, że radiowóz pojawił się tak późno. - Pozwoli pani, że nie będę oceniała zachowań policji - mówi reporterce TOK FM.   

"Pierwszy raz użyto wobec nas siły fizycznej"

- Do tego, że ONR pojawia się na naszych zgromadzeniach byliśmy przyzwyczajeni. Ale tu pierwszy raz została użyta siła fizyczna, wcześniej nigdy nie była przekraczana linia, gdzie jest nasze zgromadzenie. W sobotę policji po prostu nie było. Był jeden samochód Straży Miejskiej, który w momencie, gdy rozpoczęła się szarpanina, od razu odjechał - mówi Bukalski. Jak dodaje, na pikiecie KOD byli m.in. ci, którzy uczestniczyli w wydarzeniach w Radomiu w 1976 roku. - Wtedy narzucano nam pewne rzeczy, nie można było nic kupić, była ogromna bieda. Ta historia w tych ludziach tkwi. I teraz, gdy z nimi rozmawiałem, widziałem w ich oczach strach. Nie wiemy, co będzie dalej. Być może trzeba będzie wynajmować firmę ochroniarską, bo państwo przestaje nas chronić - dodaje lider radomskiego KOD.

Policja nie chce na temat sobotnich wydarzeń rozmawiać

Odesłano nas do komunikatu na stronie. Komunikat z dziś jest krótki i lakoniczny. Wynika z niego, że zgromadzone do tej pory materiały procesowe przekazano już prokuraturze, a w ramach policyjnych działań - trwa dalsza analiza wszystkich zabezpieczonych nagrań. Z komunikatu z niedzieli wynikało, że w sprawie sobotnich zajść nikt nie złożył oficjalnego zawiadomienia. Dziś zrobiła to Platforma Obywatelska. 

- To, co się wydarzyło, to rzecz niespotykana, absolutnie nie do przyjęcia. Zastanawiający jest brak reakcji policji. Tak, jakby policjanci dostali przyzwolenie na to, by grupy faszyzujących młodych ludzi mogły bezkarnie w taki sposób się zachowywać - mówi Andrzej Łuczycki, uczestnik radomskich wydarzeń sprzed lat. Jak dodaje, jako radomianin czuje się z tym fatalnie. - Gdyby była policja, ci młodzi ludzie nie odważyliby się na taki ruch - dodaje nasz rozmówca.

Kuźmiuk: "Ci ludzie są jak w amoku, jestem przerażony". Ale to nie o narodowcach

TOK FM PREMIUM