"Frasyniuk i Wałęsa to nie są panowie, którzy by się bali konsekwencji. Pozostaje konfrontacja"

- Gdyby Wałęsa i Frasyniuk zrobili swoją demonstrację gdzieś indziej, to by nie miało takiej wymowy, takiej siły, jako gest polityczny - uważa dr Katarzyna Kasia. Publicystka z Kultury Liberalnej nie zgadza się z Kamilą Baranowską z "Do Rzeczy", która nie widzi sensu w proteście byłych opozycjonistów podczas nadchodzącej miesięcznicy.

Kamila Baranowska z "Do Rzeczy" stwierdziła, że nie rozumie "dlaczego trzeba bronić wartości demokratycznych". Dziennikarka skrytykowała apel Lecha Wałęsy i Władysława Frasyniuka, którzy w liście otwartym w "Gazecie Wyborczej" wspólnie zapowiedzieli protest w kolejną miesięcznicę smoleńską 10 lipca w Warszawie.

- Można się nie zgadzać z tym, co robi PiS i można przeciwko temu protestować, ale dlaczego trzeba to robić w sposób blokujący i agresywny inną demonstrację? Czy Lech Wałęsa z Władysławem Frasyniukiem nie mogą zorganizować sobie własnej demonstracji pod swoimi hasłami i poprowadzić te tłumy, które - jak rozumiem - chcą wyprowadzić na ulicę, a chcą blokować legalną manifestację przy okazji tak delikatnej okazji jak miesięcznica smoleńska? -  mówiła Baranowska, według której, to pomysł "przeciwskuteczny". 

"Staniemy naprzeciwko Jarosława Kaczyńskiego"

Lech Wałęsa i Władysław Frasyniuk w liście otwartym zapowiadają czynny protest w obronie "podstawowych swobód obywatelskich i wolności zgromadzeń".

"W obliczu zagrożeń wynikających z serii antydemokratycznych i niekonstytucyjnych decyzji rządu Prawa i Sprawiedliwości stajemy w obronie podstawowych wolności należnych każdemu człowiekowi i obywatelowi RP. Walczymy o utrzymanie wartości demokratycznego państwa prawa oraz konstytucji nagminnie łamanych przez prezydenta Andrzeja Dudę i rząd premier Beaty Szydło" - napisali legendarni działacze opozycji solidarnościowej. 

"Stajemy w obronie naszych dzieci i ich dzieci, którym należy się prawo do wolnej, demokratycznej i nowoczesnej ojczyzny na miarę XXI wieku. Apelujemy do wszystkich, którym bliskie są te wartości, o zaangażowanie. 10 lipca my, Obywatele, staniemy na Krakowskim Przedmieściu naprzeciwko Jarosława Kaczyńskiego w obronie naszych praw" - zaapelowali Wałęsa i Frasyniuk. 

Zobacz też: "Czysto instrumentalne" wykorzystywanie religii. Prymas senior krytycznie o miesięcznicach

"Siadamy i blokujemy zadekretowaną manifestację. To ma sens"

Z kolei dr Robert Sobiech z Collegium Civitas zauważył, że jeżeli protest do którego namawiają byli opozycjoniści ma odnieść skutek, powinien zostać zawężony do jednej sprawy - ustawy o zgromadzeniach.

Dla mnie ten protest miał swoje źródło w bardzo konkretnej sprawie, chodzi o ustawę dopuszczającą manifestacje cykliczne. Innymi słowy zarezerwowanie przestrzeni publicznej dla jednego ugrupowania i zadekretowanie, że będzie tak  przez cały czas, bo to jest zgodne z prawem. W tym sensie taki protest obywatelski polegający na tym, że my siadamy i blokujemy taką manifestację, wydaje się słuszny

- powiedział Sobiech. Dodał też, że uczestnicy takiego obywatelskiego protestu muszą się liczyć ze wszelkimi konsekwencjami, czyli wyniesieniem przez policję, postawieniem zarzutów. 

- I wtedy to ma sens, bo opinia publiczna będzie miała jasny sygnał: my nie zgadzamy się, żeby jakaś partia polityczna miała zagwarantowane cykliczne prawo do manifestowania w jednym miejscu - podkreślił ekspert z Collegium Civitas.

"To nie są panowie, którzy by się bali konsekwencji"

- Władysław Frasyniuk ma świadomość konsekwencji, bo już ich doświadczył na własnej skórze. To samo Lech Wałęsa. To nie są panowie, którzy by się bali konsekwencji - zwróciła uwagę dr Katarzyna Kasia z Kultury Liberalnej. W jej ocenie taka potrzeba zorganizowania tego typu kontrmanifestacji jest tym większa,  im bardziej są ograniczone swobody demonstrowania.

Takie stawienie oporu, czy też pokazanie, że jednak w Polsce jesteśmy wstanie walczyć o to, żeby ta wolność zgromadzeń istniała, jest bardzo ważny. Gdyby Wałęsa i Frasyniuk zrobili swoją demonstrację gdzieś indziej, to by nie miało takiej wymowy, takiej siły, jako wypowiedź, jako gest polityczny. Dlatego wydaje mi się, że jest to jedyna możliwość - niestety - żeby doszło do jakiegoś rodzaju konfrontacji. Bo nie oszukujmy się, z tą konfrontacją mamy do czynienia na co dzień w mediach i na ulicach, we wszystkich przejawach życia społecznego

- oceniła Katarzyna Kasia.

TOK FM PREMIUM