"To walka nie o wolne sądy, tylko o wolne wybory, media i demokrację". Adwokaci o skardze nadzwyczajnej
W zaproponowanych przez Andrzeja Dudę zmianach prawa jest mowa m.in. o skardze nadzwyczajnej - nowym instrumencie, skierowanym do tych, którzy mają głębokie poczucie krzywdy, spowodowanej orzeczeniami sądów.
Prezydent mówił o tym, że taka skarga pozwoli obywatelom odzyskać wiarę w sprawiedliwość i państwo prawa. O nowym pomyśle prezydenta rozmawiamy z dwoma adwokatami, Bartoszem Przeciechowskim i Krzysztofem Sokołowskim. Poniżej dwugłos dwóch mecenasów.
Mecenas Bartosz Przeciechowski, członek Naczelnej Rady Adwokackiej i zarządu Stowarzyszenia im. Prof. Z. Hołdy: Spróbowaliśmy jako adwokaci oszacować skalę zjawiska, czyli w ilu sprawach może być wniesiona skarga nadzwyczajna. Jeśli przyjąć, że z kilkunastu milionów spraw, które co roku wpływają do polskich sądów, pozostawimy tylko sprawy sporne (spór na linii jednostka-państwo czy między jednostkami) i mając na uwadze, że propozycja prezydenta mówi o tym, że skarga nadzwyczajna może być wniesiona od orzeczeń, które uprawomocniły się od października 1997 roku - to w grę może wchodzić kilka milionów wniosków o skargę nadzwyczajną. Czyli potencjalnie czeka nas zalew takich skarg.
Mecenas Krzysztof Sokołowski, adwokat, syn znanego działacza Solidarności z WSK Świdnik (Andrzej Sokołowski kierował Komitetem Strajkowym w WSK do pacyfikacji zakładu): Zaproponowane przez prezydenta zmiany nie wprowadzają żadnych rozwiązań, które usprawniałyby pracę sądów. Nie ma tam ani jednego zapisu, który pozwoliłby na przyspieszenie postępowań, na ich usprawnienie, na wzrost jakości orzecznictwa.
B.P: Nierzadko adwokaci, w swojej praktyce sądowej, stykają się z orzeczeniami, które budzą ich wątpliwości. I bywa, że po dwóch instancjach dalej nie mają już ścieżki odwoławczej, choćby w sprawach karnych, gdy sąd nie wymierzył kary bezwzględnego pozbawienia wolności. Ale, by zweryfikować takie orzeczenie i usunąć wątpliwości nie jest konieczne - jak chce prezydent - utworzenie całkiem nowej instytucji, która tworzy jakaś paralelny świat w stosunku do rzeczywistości i trybów procedur sądowych. Łatwiej chyba byłoby wprowadzić pewne zmiany w procedurach, które już istnieją.
K.S.: O co więc chodzi? Wiemy o tym, że Trybunał Konstytucyjny został sparaliżowany. Dlatego sędziowie Sądu Najwyższego podnosili, że należy powrócić koncepcje stosowania Konstytucji wprost – przez sądy powszechne. Rządzący stanęli więc przed dylematem, co zrobić? Bo zrozumieli, że to, o co im chodziło, czyli wyjęcie ich działalności ustawodawczej i wykonawczej spod kontroli Trybunału Konstytucyjnego i sądów, jest zagrożone, bo mimo sparaliżowania TK nadal ta kontrola może być sprawowana przez sądy i Sąd Najwyższy.
Dziś ten projekt zmierza tylko i wyłącznie ku temu, by uniemożliwić realizację idei stosowania Konstytucji wprost. W projekcie tej ustawy jest wręcz zapis mówiący o tym, iż w przypadku rozpatrywania skargi nadzwyczajnej, jeżeli pojawi się wątpliwość, czy naruszone zostały prawa i wolności konstytucyjne obywatela, to Sąd Najwyższy nie będzie mieć uprawnienia do samodzielnego orzeczenia, że zostały one naruszone, tylko będzie musiał wystąpić do TK. W ten sposób ustawowo niejako wyrzuca się z obrotu prawnego możliwość samodzielnego powoływania się na Konstytucję przez sądy rejonowe, okręgowe i Sąd Najwyższy. Jedynym organem uprawnionym do wykładni przepisów z punktu widzenia ich zgodności z Konstytucją staje się TK, który – jak obecnie funkcjonuje – wszyscy widzimy.
B.P.: Co roku do polskich sądów trafia kilkanaście milionów spraw. W części z nich wydawane są wyroki, które strony uznają za niesprawiedliwe i krzywdzące. W tej sytuacji - gdy postępowanie w sądach zostało całkowicie zakończone - strona szuka wsparcia u posłów, u prezydenta czy w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Ale do tematu trzeba podejść na chłodno. Mam przekonanie, że w wielu z tych spraw ta – subiektywnie ujmowana niesprawiedliwość - wynika po prostu z tego, że ktoś działał nieporadnie, zabrakło mu przed sądem fachowej pomocy, odpowiednio wcześnie nie poszedł do adwokata. Bo w takich sytuacjach bardzo często dochodzi do sytuacji, że apelacja jest wnoszona po terminie, pewne wnioski są zgłaszane w nieodpowiednim czasie.
Oczywiście są też takie sprawy, w których samo orzeczenie możemy uznawać za merytorycznie niewłaściwe. Ale trzeba pamiętać, że nie ma takiej możliwości, by poseł czy grupa posłów mogła zweryfikować dokładnie akta sprawy i zbadać, co mówiła druga strona, jak to wyglądało z drugiej perspektywy. A zawsze w sporze mamy przecież te dwie strony i dwa punkty widzenia. I to jest chyba pierwsze, systemowe złe założenie przy tym projekcie.
Wydaje mi się, że lekiem na patologię w wymiarze sprawiedliwości - jeśli można takiego właśnie pojęcia użyć - nie jest ścieżka zaproponowana przez prezydenta Andrzeja Dudę. Łatwiejszą ścieżką byłoby uproszczenie procedur, zwiększenie możliwości pomocy prawnej z urzędu, przekazanie szeregu spraw z sądów na zewnątrz
- np. oceną, czy ktoś się kwalifikuje do pomocy prawnej mogłyby się zajmować gminy. Poza sądy można byłoby też przenieść sprawę wpisów wieczysto-księgowych, których jest ogromna liczba.
K.S: Załóżmy, że mamy sytuację związaną z naruszeniem prawa do wolności zgromadzeń. Odwołujemy się do sądu okręgowego, bo wojewoda zabronił nam organizacji danego zgromadzenia. Sąd okręgowy, powołując się na nasze wolności, o których jest mowa wprost w Konstytucji, orzeka, że wolno nam to zgromadzenie zorganizować. Wojewoda składa apelację, a sąd apelacyjny potwierdza: można się powołać wprost na Konstytucję, bo mamy niezbywalne prawo do tego, by się gromadzić i wyrażać swoje poglądy w sposób nieskrępowany.
Dziś od tego orzeczenia nie ma skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego. I co robią rządzący w tej chwili? Chcą, by wobec sędziów, którzy wprost zastosują Konstytucję, wszcząć postępowanie dyscyplinarne. Ale nie tylko. W myśl tego projektu, projektodawca chce mieć też możliwość wzruszenia takiego orzeczenia, które jest mu nie na rękę. W mojej opinii, pomysł skargi nadzwyczajnej, proponowany przez prezydenta wcale nie służby wzruszaniu orzeczeń sprzed 20 czy 15 lat – nie o to chodzi, choć taki jest przekaz, ale jest to przekaz tylko pod publikę. W rzeczywistości chodzi o coś znacznie poważniejszego – o możliwość wzruszania orzeczeń wydawanych dzisiaj przez sądy rejonowe, okręgowe, apelacyjne, od których dziś nie przysługuje skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego.
B.P: Nie zauważa się chyba tego, że skargi nadzwyczajnej nie będzie można wnosić do rozstrzygnięć, które nie podlegają Sądowi Najwyższemu, czyli do spraw sądowo-administracyjnych, którymi zajmuje się Naczelny Sąd Administracyjny i Wojewódzkie Sądy Administracyjne. Chodzi o sprawy niezwykle istotne, które dotyczą większości sporów obywatela z państwem, na przykład o podatki, o kwestie, zasiłkowe, celne. I w tych sprawach, mimo tego, że zdarzają się orzeczenia, do których można mieć zastrzeżenia - nie będzie możliwości złożenia skargi nadzwyczajnej.
K.S.: Moim zdaniem, w tej chwili nie mamy walki o wolne sądy, tylko o wolne wybory, o wolność mediów, o demokratyczne państwo. Rządzącym chodzi o umożliwienie władzy wykonawczej i ustawodawczej, które są zdominowane przez jedną formację polityczną – nieskrępowanego realizowania swoich koncepcji. To, co dziś obserwujemy, niestety prowadzi do sytuacji, w której przeciętny obywatel może nie być w stanie skorzystać ze swoich praw. Być może będą nam ograniczane podstawowe prawa – prawo do tego, czego słuchamy, co oglądamy, co czytamy. Bo de facto, zgodnie z projektem, w nowej Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym będą również rozpatrywane sprawy związane z rynkiem mediów. Jeśli na dane medium zostanie nałożona kara, jeśli dane medium zostanie pozbawione koncesji, to kontrola prawidłowości tego postępowania będzie się odbywać właśnie w tej izbie. W całości wybranej przez ciało polityczne, czyli sejm i senat. No i w konsekwencji, gwarancja tego, że prawa mniejszości będą zachowane, niestety jest bardzo ograniczona.
B.P.: W uzasadnieniu do projektów prezydenta napisano m.in., że pojawienie się instytucji skargi nadzwyczajnej jest odpowiedzią na pojawiające się postulaty przywrócenia rozwiązania podobnego do rewizji nadzwyczajnej, ale dostosowanego do warunków dzisiejszego ustroju. Trzeba tu wyjaśnić wszystkim, którzy nie żyli w czasach rewizji nadzwyczajnej, czym była ta rewizja. Otóż, była to instytucja PRL-owska, która funkcjonowała jeszcze jakiś czas po 1989 roku, potem dokonano zmiany na system kasacji. Miała szeroki zakres ingerencji - mówiąc wprost - trochę sterowanej, bo Sąd Najwyższy był pod kontrolą polityków. Czy my się budzimy w rzeczywistości, która wraca, sprzed kilkudziesięciu lat? Chciałbym, aby to jednak był tylko zły sen.
-
Radlin jak śląskie Pompeje? Mieszkańcy żądają wyjaśnień. "Nie wiemy, co na nas spadło"
-
PiS boi się "Zielonej granicy"? "To nie Holland zrobiła z polskich funkcjonariuszy bandytów"
-
Generał Skrzypczak poruszony doniesieniami o inwigilacji. "Nie wiem, czym sobie zasłużyłem"
-
Co Błaszczak ujawnił w spocie, a co przemilczał? Ekspert odsłania kulisy manipulacji PiS
-
Księża zorganizowali imprezę z męską prostytutką. Interweniowało pogotowie i policja
- Duda jednak spotkał się z Zełenskim w Nowym Jorku. Prezydent Litwy w roli negocjatora?
- Europie brakuje diesla, paliwa mocno drożeją, a u nas taniej. Cud czy przedwyborcze ręczne sterowanie?
- W Warszawie chcą walczyć o "rowerolucję". "To są sprawy, które muszą się zmienić"
- Cimoszewicz o spocie MSWiA przed filmem "Zielona granica". "Wiadomo, jak to się skończy"
- Kinga Gajewska po zatrzymaniu dostała wsparcie od policjantów. "Było im strasznie przykro za to co się stało"