"Uogólnianie, że wszyscy migranci są źli, jest nie do przyjęcia z punktu widzenia nauki Kościoła "
TOK FM: W przyszłym roku ONZ planuje przyjęcie dużej rezolucji w sprawie migracji i uchodźstwa na świecie. Stolica Apostolska chce, by poszczególne kraje realizowały ten program u siebie. Czy jest już jakiś plan, jeśli chodzi o Polskę?
Ksiądz biskup Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek w Konferencji Episkopatu Polski: Jesteśmy na początku tej drogi, będziemy nad tym pracować przez najbliższe miesiące tak, by przełożyć ten program - według wskazówek Watykanu - na warunki i możliwości naszego kraju. Założenia programu to 20 punktów, które opierają się na czterech filarach: przyjęcie, ochrona, promocja i integracja.
W ramach programu będziecie rozmawiać z rządem? Choćby o tym pierwszym filarze, czyli przyjęciu uchodźców w Polsce?
W programie jest kilka inicjatyw, które są formą komunikacji ze wszystkimi instytucjami społecznymi, w tym z rządem, na temat tego, jak może wyglądać przyjęcie migranta czy uchodźcy we współczesnym świecie. Uchodźca i tak, i tak stanie na naszej granicy, która powinna być strzeżona przed napływem ludzi w sposób niekontrolowany i nieprzemyślany. Wskazania z tego programu mówią przede wszystkim o tym, by mieć otwarte serca, a jednocześnie, by pamiętać o godności człowieka, o okazaniu mu solidarności, czyli o ewangelicznym podejściu do człowieka jako jednostki. Tam nie ma mowy o jakichś liczbach czy używaniu terminu "kwoty uchodźców", bo cała istota tego programu polega na tym, że skupiamy się na wysłuchaniu konkretnego człowieka - o co prosi i co ze sobą przynosi. Chodzi o to, by nie uogólniać i by nie mówić, że wszyscy migranci bez wyjątku zagrażają naszemu poczuciu bezpieczeństwa i nie możemy ich przyjmować.
Czyli, jak rozumiem, przyjmowanie uchodźców powinno się, zdaniem Kościoła, odbywać w taki sposób, by poznać konkretnego człowieka, jego historię, wiedzieć o nim jak najwięcej i otworzyć się na pomoc. A budowanie murów na granicach? Bo takie pomysły też są.
To nie jest rozwiązanie. Kiedy człowiek jest zdeterminowany, aby uciec przed śmiercią, to te mury obejdzie nawet, gdyby miał iść przez kilka tysięcy kilometrów.
Wiem, że był ksiądz biskup ostatnio w obozach dla uchodźców na Lampeduzie. Tam są dwie siostry zakonne z Polski.
Tak, i ich doświadczenie odmitologizowuje straszne, negatywne rozumienie zjawiska uchodźstwa. One mówią to, o czym mówi Papież - trzeba wsłuchać się w konkretnego człowieka. I w czasie tej rozmowy wyjdzie, co w nim jest, z jakiego powodu wyjechał z kraju, czym się zajmował, przed czym uciekał. Siostry mówią o tym, że osoby przebywające w obozach to ludzie bardzo mocno straumatyzowani, że trzeba bardzo dużo czasu im poświęcić, by odbudować w nich poczucie człowieczeństwa i godności. A dopiero potem można myśleć o tym, gdzie znaleźć dla nich miejsce, pracę, gdzie mogliby stworzyć dom. By nie stali się ofiarami dalszego wykluczenia.
Ksiądz biskup w swoich wypowiedziach mówi o tym, że nie można tolerować naiwnego myślenia, że mamy obowiązek przyjąć każdego.
Już w 2015 roku Konferencja Episkopatu przygotowała stanowisko, w którym napisaliśmy, że otwartość na drugiego człowieka - zwłaszcza jeśli są to duże grupy migrantów - musi być czyniona roztropnie. To oznacza, że nie wolno przyjmować grup z różnych stron świata (etnicznych czy religijnych) bez odpowiedzialnego przewidywania, co dalej. Nie możemy obiecywać migrantowi: "Przyjdź do nas, a my ci zagwarantujemy przyszłość", nie wiedząc o nim zbyt wiele. A to oznacza, że jest potrzebne jest wypracowanie polityki migracyjnej jako takiej, wobec każdego migranta, nie tylko uchodźcy.
Ale z drugiej strony mówi ksiądz biskup, że najważniejszy jest człowiek.
Tak, to Papież Franciszek mówi, że bezpieczeństwo człowieka jest ważniejsze niż bezpieczeństwo społeczności przyjmujących. Jeśli ucieka przed wojną, przed śmiercią - to najważniejsze, by go przyjąć. Ale - o czym zapominamy w dyskusjach - przyjęcie nie musi oznaczać, że pozostanie u nas na dłużej czy na stałe. My mu udzielamy pomocy, ale potem on z uchodźcy staje się migrantem. Nie ma obowiązku zatrzymywania wszystkich migrantów, jeśli oni sami tego nie chcą albo lokalna społeczność nie widzi takiej możliwości. Każde państwo powinno mieć politykę migracyjną, czyli kogo przyjmujemy, ile osób rocznie, komu mamy prawo odmówić, na jakich warunkach. Wtedy jesteśmy w stanie zagwarantować poczucie bezpieczeństwa w naszym społeczeństwie.
W Polsce tej polityki migracyjnej brakuje?
Istnieje dokument pod taką nazwą, choć zdaje się, że już nie obowiązuje i trwają prace nad nową polityką migracyjną. Jest to dokument o tyle ważny, że pomaga obywatelom czuć się bezpiecznie, że wiedzą, iż państwo czuwa nad tym, kogo przyjmujemy, skąd, komu odmawiamy. Jeśli o konkretnej osobie mamy bardzo niepokojące informacje, to powiedzenie jej "Nie możesz do nas wjechać" wcale nie jest naiwnością czy błędem politycznym - wręcz przeciwnie, jest to naszą powinnością moralną. Ale z drugiej strony, uogólnianie, że wszyscy migranci są źli i nie będziemy ich przyjmować - jest nie do końca uczciwe i z punktu widzenia nauki społecznej Kościoła - nie do przyjęcia. Człowiek ma prawo szukania dla siebie i dla swojej rodziny takiego miejsca, w którym będzie mógł się najlepiej rozwijać, gdzie będzie wolny, twórczy, będzie mógł godnie żyć. A my jesteśmy teraz w pewnym maglu zwrotów, zjawisk, oskarżeń i ten konkretny człowiek, który ucieka przed śmiercią, przed wojną, przed prześladowaniami - niestety gdzieś ginie.
W tym roku mija rok od podjęcia przez Konferencję Episkopatu uchwały w sprawie programu "Rodzin rodzinie" i korytarzy humanitarnych. Jak można ocenić dziś, po roku, oba te programy?
Jeśli chodzi o program "Rodzina rodzinie", okazało się, że jest to chyba największy program pomocy społecznej, jaki w powojennej historii Polski jest zauważalny wśród dobrowolnych darczyńców. Objęliśmy nim ponad 7 tysięcy rodzin syryjskich (w tym ponad 4 tys. już otrzymało pomoc, pozostałe są w fazie deklaracji), które znalazły się w sytuacji uchodźstwa zewnętrznego i wewnątrz Syrii i Iraku. Te rodziny zostały objęte pomocą przez ponad 14 tysięcy indywidualnych podmiotów i kilka tysięcy instytucji, na łączną kwotę ok. 29 milionów złotych (udzielonej pomocy i deklarowanej). Liczymy na to, że program będzie kontynuowany, ze względu na to, że kryzys wojenny w tamtym regonie trwa. I chciałbym wszystkim podziękować za wsparcie tego programu - to jest bardzo konkretny program adresowany do konkretnych ludzi, którzy są w absolutnej konieczności, by przeżyć - czy to w samej Syrii, czy w sąsiednich krajach.
Co z korytarzami humanitarnymi?
Uchwała Konferencji Episkopatu Polski sprzed roku została utrzymana i mamy nadzieję, że uda się spełnić konkretne warunki, by otworzyć ten program. Gwarantuje on bezpieczeństwo i legalność ocalenia ludzi, którzy są w absolutnej konieczności ratowania życia. Oczywiście, nie chodzi o to, by w sposób bezkrytyczny otwierać przed migrantami nasze ramiona i drzwi, bez żadnych warunków wstępnych. Potrzebny jest rozsądek.
-
Nagły zwrot Niemiec. "Traktują Ukrainę jako zasób"
-
Spór o religię w lubelskim liceum. "Mamy się tłumaczyć?". Rodzice oburzeni, dyrekcja dementuje
-
Wyborcy Trzeciej Drogi popierają decyzję liderów o braku udziału w Marszu Miliona Serc. "To mnie przekonało"
-
Marsz Miliona Serc mają zobaczyć dwie grupy wyborców. "Komunikaty są precyzyjnie adresowane"
-
Ile ludzi w Marszu Miliona Serc? Ratusz podał liczbę, policja też. Różnica jest kolosalna
- Marsz Miliona Serc bez liderów Trzeciej Drogi. "To nie musi być błąd"
- "Bezpardonowy roast Tuska". Konwencja PiS i spot z wulgaryzmami, czyli jak wzbudzić "wstręt, odrazę wobec opozycji"
- Donald Tusk na finał Marszu Miliona Serc z obietnicą i mocnym apelem. "Proszę was na wszystkie świętości"
- "Nie powiem, o co walczymy, tylko o co chodzi". Konwencja PiS bez obietnic i zaskoczeń
- Terlecki z pogardą o Marszu Miliona Serc. "To zabolało" - usłyszał reporter TOK FM od uczestników