Żona Piotra S.: Mąż to wszystko dokładnie i na chłodno przemyślał. Zostawił nam listy, dokumenty, dyspozycje ws. pogrzebu

Jak minie trochę czasu, to naszym obowiązkiem będzie dbać o to, by przekaz mojego męża i jego cierpienie nie poszło na marne. Żeby to doszło do ludzi - mówiła w TOK FM żona Piotra S. Mężczyzna dokonał samospalenia. Zmarł w szpitalu.

19 października Piotr S. podpalił się pod Pałacem Kultury i Nauki. Zrobił to w proteście politycznym, zostawiając manifest. "PiS ma moją krew na swoich rękach" - napisał 54-latek. Po 10 dniach zmarł w szpitalu. Rozmowa z żoną Piotra S. w TOK FM została nagrana dwa dni przed jego śmiercią.

Anna Wacławik-Orpik, TOK FM: Chciałabym panią poprosić, aby opowiedziała pani coś więcej o swoim mężu. Jakim był człowiekiem?

Żona Piotra S.: Muszę powiedzieć, że mój mąż jest moim najlepszym przyjacielem. Tak mogę określić naszą relację. Człowiekiem spokojnym, wyważonym. Bardzo się kochamy. Jest niesłychanie inteligentny. Jest człowiekiem pracowitym, niesłychanie odpowiedzialnym za rodzinę. Nigdy mnie nie zawiódł, zawsze mogłam na niego liczyć.

Jesteście państwo rodziną rozpolitykowaną? Czy Polska jest ważnym tematem?

- Tak, Polska jest ważnym tematem dla nas wszystkich. Dla męża, dla mnie oraz dla naszych dzieci. Mąż angażował się w działalność jeszcze w czasach, gdy był w liceum. Wiele robił na temat demokracji i samorządności uczniowskiej. Jak się zaczął stan wojenny roznosił ulotki. Byliśmy obydwoje członkami Niezależnego Stowarzyszenia Studentów, braliśmy udział w strajku studentów. Tak to wyglądało. Przeżyliśmy już razem ten czas, kiedy w Polsce zaczęło dziać się lepiej - kiedy przyszedł rok 1989, kiedy przyszły obrady Okrągłego Stołu - opowiadała w Radiu TOK FM żona Piotra S.

Ogromną radością była dla nas możliwość wzięcia udziału w wyborach 4 czerwca 1989 roku. Potem, jak Polska budowała się, jak ta nasza demokracja powstawała i to wszystko rodziło się od podstaw, mąż brał w tym udział. On żył tym. Boli nas to, co się dzieje teraz, przez ostatnie dwa lata. Na pewno mąż to ogromnie przeżywał, on to wszystko śledził na bieżąco. Wiem, że to na pewno przyczyniło się do jego problemów z wyjściem z depresji

Sam napisał w pozostawionym liście "od kilku lat choruję na depresję, więc jestem tzw. osobą chorą psychicznie." Nie zgadzam się na to, by duża część publicznej rozmowy sprowadzała się do rozważań o sytuacji psychicznej męża. Myślę, że to jest próba zdyskredytowania.

- Ja bym to nazwała manipulacją. Jak wiemy, osoby, które cierpią na głęboką depresję, zdarza się, że targną się na własne życie. Natomiast tutaj wybranie takiej formy to nie jest chęć zakończenia życia z tego powodu cierpienia i depresji, tylko jest to forma zamanifestowania swoich poglądów i tego, że on nie mógł tej sytuacji już dłużej wytrzymać. Postanowił zrobić coś, co wstrząśnie ludźmi, co da im do myślenia.

Końcówka tego manifestu pana Piotra nawiązuje wprost do manifestu Ryszarda Siwca z 1968 roku. Pan Piotr niemalże parafrazuje jego słowa. "Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej! Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj, zanim całkowicie pozbawi nas wolności."

- Nie są to słowa szaleńca, człowieka niepoczytalnego czy kogoś, kto powiedział coś w afekcie. To jest ściśle przemyślane, dokładnie sprecyzowane w charakterystyczny dla niego sposób. Jak teraz patrzę na to wszystko - od miesięcy przemyślane.

Ale nie miała pani świadomości, że dojrzewa do tak dramatycznej decyzji?

- Zupełnie. Jeszcze w tym wszystkim potrafił to ukryć. Różne plany mieliśmy na przyszłość, o różnych rzeczach myśleliśmy. Jak się dowiedziałam o tym, było to dla mnie tak wielkim zaskoczeniem, że nie mogłam w to uwierzyć. Planował to zupełnie sam. Ostatnio mniej pracował, więc pewnie miał dużo czasu na przemyślenie tego wszystkiego, jak to sformułować. Wydaje mi się, że lepiej nie dało się tego wszystkiego ująć, wyrazić. I on też mówi tu o swoich uczuciach. To jest wynikiem jego głębokich przemyśleń i sytuacji, która ma miejsce w naszym kraju.

Nie chodził na manifestacje, raczej ja to robiłam. On nigdy nie brał w tym udziału, ale jak widać, postanowił w inny sposób, szkoda, że tak drastyczny, wyrazić swój żal i swoją bezsilność. Mąż wszystko wcześniej przemyślał w szczegółach. Zostawił listy, zostawił przekaz dla ludzi, dla mediów. Wyjeżdżając do Warszawy, na biurku syna zostawił teczkę, z bardzo wzruszającymi, osobistymi listami do mnie i do nich. Zostawił wszelkie informacje na temat polis, dostępu do kont. Przygotował to wszystko z zimną krwią, na trzeźwo, logicznie. On zawsze postępował w taki sposób.

Natomiast wczoraj przyszła paczka. Duży list, nadany przez niego w Warszawie w dniu przed dokonaniem tego czynu. W tym liście było kilka kopert, które były osobiście zaadresowane do jego matki, braci, do mojej mamy, czyli teściowej i do naszej przyjaciółki, Anny Hejdy. Każdemu chciał jeszcze coś powiedzieć.

Podał dyspozycję, jak ma wyglądać jego pogrzeb, że ma być skremowany. Również zadysponował, co mamy zrobić z jego osobistymi rzeczami. W każdym detalu o wszystkim pomyślał. Ponad rok temu zmarł nasz pies. Kochał tego naszego psa i taką dyspozycję wydał, żeby jego najbardziej osobiste rzeczy zakopać tam, gdzie Dorę. Chciał, żeby nie było kwiatów, tylko żeby pieniądze przeznaczyć na organizacje, które pomagają zwierzętom. 

Pani dzieci mówiły, że nie są w stanie zaakceptować tego radykalizmu. Jest w nich dużo żalu wobec tej decyzji i wobec tego, że w jakimś sensie tata opuszcza rodzinę. Nawet przy takim uzasadnieniu, równocześnie mówią o wielkim szacunku dla jego gestu.

- I ja to zdanie podzielam, bo tak to wygląda z punktu widzenia osoby najbliższej. Dla nas to jest coś strasznego. Natomiast ja rozumiem, to co on zrobił i też chylę czoła i mam ogromny szacunek dla niego. Jak można zrobić coś takiego i zdecydować się z własnej woli na tak ogromne cierpienie dla idei, dla dobra nas wszystkich? Mam dla niego ogromny szacunek i rozumiem, ale cierpię bardzo. Ta sytuacja budzi we mnie też bunt, żal, złość. Dzięki pomocy przyjaciół i rodziny, a nawet wielu osób, których nie znałam wcześniej, zaczynam to sobie porządkować i nabierać do tego odpowiedniego podejścia.

Jan Palach, czeski student, który dokonał aktu samospalenia w 1969 roku po agresji na Czechosłowacji, też protestował przeciwko apatii społeczeństwa.

- Tak, ta apatia jest. Rzeczywiście, ludzie są uśpieni. Myślę, że też bardzo podatni na propagandę, na to co usłyszą. Telewizja ma ogromny wpływ i wiele osób się temu poddaje.

Pani mąż napisał też w liście do mediów: "mój wkład w odzyskanie niepodległości był mikroskopijny. Wstydzę się, że do tej pory tak mało zrobiłem dla ojczyzny i wiem, że muszę to zmienić." Czy użyłaby pani takiego dużego słowa - "patriotyzm"?

- Tak, użyłabym tego słowa przez duże 'P'. Brał czynny udział w budowaniu siły społeczeństwa obywatelskiego.

Być może trzeba będzie poczekać wiele lat, żeby ten akt doczekał zrozumienia.

- Tak. W tej chwili jest to zbyt świeże. Wszyscy jesteśmy w wielkim szoku i ciężko jest to zrozumieć. Ale ja wiem jedno. Jak minie trochę czasu, jak to wszystko się uspokoi, to naszym obowiązkiem będzie dbanie o to, żeby przekaz mojego męża, jego cierpienie i nasze cierpienie nie poszło na marne. Żeby to doszło do ludzi, żeby wszyscy to przeczytali, przemyśleli, i żeby dało to jakieś dobre owoce w przyszłości.

Czego boi się pani najbardziej?

- Wiem, że nasze społeczeństwo jest bardzo podzielone. Nie ma obiektywnych prawd i bardzo dużo jest hejtu i nienawiści. Ja to odrzucam od siebie. Boję się działań ludzi radykalnych, nachodzenia przez dziennikarzy. Boję się, żeby nikomu z nas nic się nie stało. Każdy człowiek ma prawo mieć swoje zdanie, ale ma też obowiązek wyrażać to w kulturalny sposób. Natomiast wszelkie słowa i kroki kierowane nienawiścią są złe.

Pani mąż napisał też "pamiętajcie, że wyborcy PiS to nasze matki, bracia, sąsiedzi, przyjaciele i koledzy. Nie chodzi o to, żeby toczyć z nimi wojnę (tego właśnie by chciał PiS) ani 'nawrócić ich' (bo to naiwne), ale o to, aby swoje poglądy realizowali zgodnie z prawem i zasadami demokracji."

- Cóż więcej można dodać do tego? Napisane w sposób wyważony i skłaniający do refleksji. Bo taka jest prawda. Demokrację trzeba szanować, nie wolno jej deptać i nie wolno na to pozwalać.

Cała rozmowa do odsłuchania poniżej>>

Samopodpalenie Piotr S. mną wstrząsnęło

TOK FM PREMIUM