Chodzi o wydarzenia z 9 listopada, gdy grupa obrońców puszczy przykuła się do bramek w siedzibie Dyrekcji Lasów Państwowych. Domagali się m.in. zaprzestania wycinki. Do protestujących wezwano kilkanaście radiowozów i około 80 funkcjonariuszy.
Całą grupę – 24 osoby - przewieziono na Komisariat przy ul. Opaczewskiej w Warszawie. O ich zatrzymaniach pisała „Gazeta Wyborcza”.
Jedną z osób zatrzymanych była pani Marta, aktywistka, od wielu miesięcy broniąca Puszczy Białowieskiej, brała m.in. udział w blokadach. – W budynku Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych byliśmy przykuci tak, że w żaden sposób nie broniliśmy dostępu do biur czy do budynku, bo można było swobodnie dostać się do urzędników. Nie blokowaliśmy też wszystkich drzwi do budynku – opowiada.
Rozbieranie do naga, przeszukiwanie. „Upokorzenie”
Gdy ok. godz. 17 do akcji wkroczyła policja, pani Marta razem z ponad 20 innymi osobami została przewieziona na komisariat. Wszyscy trafili do jednego pomieszczenia, skąd poszczególne osoby były brane na przeszukanie i przesłuchanie. Nasza rozmówczyni – podobnie jak kilka innych osób – musiała się rozebrać, łącznie z bielizną. – Kazano się nam wypinać po to, by policjantki mogły sprawdzić, czy aktywistki nie mają pochowanych jakichś innych narzędzi w ciele, na przykład żyletek. Ja też byłam w ten sposób przeszukiwana – mówi pani Marta. I nie kryje, że było to upokarzające i mocne przeżycie.
Z opowieści naszych rozmówczyń wyłania się obraz policjantów, którym się bardzo spieszyło, bo kończyli pracę, a kazano im zostać. Bywało, że niektórym z osób zatrzymanych dawano do podpisu dokument, którego nie miały szansy przeczytać. – Mnie ciągle pospieszano, że przecież nie muszę tego czytać, że inni czekają – opowiada jedna z kobiet.
Niektórzy policjanci - jak mówią aktywistki - mieli być wulgarni; część z nich docinała osobom zatrzymanym. – Padały słowa „głupie baby” albo pytanie jeden do drugiego z policjantów „To kogo dzisiaj złowiłeś?”. Takie seksistowskie teksty – mówią kobiety. Słyszymy też o poniżaniu jednego z zatrzymanych mężczyzn i mówieniu do niego, że jest brudny i brzydko pachnie (w bardziej dosadny sposób). – Jeżeli chodzi o to, co stało się na Opaczewskiej, to pierwszy raz było to aż tak mocne – dodaje pani Marta.
„Jakie mamy prawa?”
Inna z obrończyń puszczy, pani Zofia mówi, że w momencie zatrzymania nie zdawała sobie sprawy z praw, jakie jej przysługują. – Zostałam poproszona o rozebranie się i tak się stało. W pomieszczeniu były dwie policjantki. Dziś wiem, że obecność jednej z nich była nieuzasadniona. To powinno się odbyć w obecności jednej osoby – mówi nasza rozmówczyni. Dodaje jednak, że policjantki były kulturalne – jej akurat nie przeszukiwały w sposób intymny, choć samo rozebranie się – nie było niczym przyjemnym.
Pani Zofia opowiada nam też o innej aktywistce, która miała ze sobą tak zwany kubeczek menstruacyjny, który został jej odebrany w trakcie przeszukania. – Nie dostała w zamian podpasek ani niczego innego. A to jest zdecydowanie niestosowane, bardzo nieprzyjemne i upokarzające – dodaje nasza rozmówczyni.
Aktywiści mówią też o tym, że część z nich była rozbierana i przeszukiwana w toaletach. Zdarzało się, że ktoś z zewnątrz (w tym mężczyzna) wchodził do takiej toalety w trakcie przeszukania.
Kobieta chciała do toalety, na to policjant „Ja też chcę”
Pani Zofia, już będąc w celi, zapukała w kratę, prosząc o umożliwienie jej skorzystania z WC. – Policjant odpowiedział „Ja też chcę iść do toalety”. To prostacki, chamski tekst. Nie jestem osobą, która da sobie wchodzić na głowę i powiedziałam, że mnie to nie obchodzi. I żeby mnie natychmiast do tej toalety wypuścił – opowiada nasza rozmówczyni. Ale dodaje, że inni – bardziej wrażliwi – mogli nie wiedzieć, co zrobić po takiej odpowiedzi funkcjonariusza.
Aktywiści mają swojego prawnika, który w ich imieniu złożył zażalenie na zatrzymanie przez policję. – Chcemy, by sąd zbadał legalność, zasadność i prawidłowość zatrzymania. Pierwsza rzecz, którą kwestionujemy to w ogóle, czy istniała potrzeba, by tych ludzi zatrzymywać. A druga płaszczyzna, to pytanie o sposób, w jaki to wszystko przebiegało – mówi mecenas Paweł Osik, który reprezentuje prawie wszystkich obrońców puszczy. Jak mówi, prawnicy mieli utrudniony dostęp do osób zatrzymanych; jest też podejrzenie, że doszło do nieprawidłowości na poziomie przeszukań. Wszystko to ma zbadać sąd.
Co na to policja?
W piątek wydała oświadczenie w tej sprawie. Czytamy w nim m.in.:
W związku z nieprawdziwymi doniesieniami prasowymi Komenda Główna Policji stanowczo zaprzecza jakoby miało dojść do działań sprzecznych z prawem. W trakcie czynności dokonywanych w Komendzie Rejonowej Policji III w Warszawie obecni byli adwokaci. Nikt z zatrzymanych mimo przysługującego mu prawa oraz wsparcia będących na miejscu adwokatów, nie wniósł żadnych zastrzeżeń do protokołów zatrzymań i protokółów przeszukań. Przedstawiona w mediach relacja jest nieprawdziwa i stanowi nieuprawnioną próbę wywarcia presji oraz zwrócenia na siebie uwagi.
