"Gdyby nie osoby prywatne, byłoby źle. Pomoc państwowa zawiodła". Święta w Borach Tucholskich

Wichura, która przeszła w sierpniu nad Kaszubami i Borami Tucholskimi, spustoszyła kilkadziesiąt tysięcy hektarów lasów, zniszczyła wiele domów. Zginęło sześć osób. W okolicznych lasach cały czas słychać piły. Widok potrzaskanych pni w zimowej mgle, robi koszmarne wrażenie. - To się będzie do śmierci pamiętało - słyszy od mieszkańców reporter TOK FM.

Cztery miesiące, które minęły od nawałnicy, to czas odbudowy. I pomocy, który płynie praktycznie cały czas.

- Polacy przed świętami udowodnili, że mają wielkie serca - mówi reporterowi Radia TOK FM siostra Mirona, z położonego w zniszczonym lesie klasztoru w Orliku. - Tej pomocy jest bardzo dużo, my dzisiaj przyjęłyśmy olbrzymi transport żywności i chemii, z Diecezji Wrocławskiej. To było 800 kilogramów, więc od 4 przepakowywałyśmy, sortowałyśmy i cały dzień rozwozimy po ludziach.

Dla obdarowanych, jak podkreśla zakonnica, każda taka paczka to "znak pamięci". - To dla niech bardzo dużo znaczy

"O niebo lepiej"

Zakonnice z Orlika nie liczyły, ile darów przeszło przez ich ręce. - To były tony. Dla nas te liczby w ogóle nie miały znaczenia. Ważne, że można było pomóc - powtarza siostra Mirona.

Zakonnice pomagały i im także pomagano, bo wichura uszkodziła także budynki klasztorne.

Mieszkańcy, z którymi rozmawiał reporter TOK FM, bez wyjątku przyznawali, że bez wsparcia zwykłych ludzi, by sobie nie poradzili.

Zaraz po przejściu nawałnicy, zaczęli przyjeżdżali wolontariusze: pomagali usuwać powalone drzewa z dróg, sprzątać zniszczone gospodarstwa, zabezpieczać ocalały dobytek. Szybko zaczęły płynąć pieniądze i pomoc materialna. I cały czas płyną.

- Od ludzi dostałem i materiały, i pieniądze dostałem też. Co mogli, to dopomogli. Bardzo im dziękuję, za to, co dostałem - dziękuje Władysław Słomiński, który wprowadza się do odbudowanego domu. Do tej pory mieszkał w kontenerze.

Budynek jest jeszcze niewykończony i nieumeblowany. Ale pan Władysław nie ma żadnych wątpliwości: dom będzie o niebo lepszy od kontenera. -  To tak będzie cieplej niż w tym blaszanym kontenerze. Tam jest zimno jak nie wiadomo co...

Mężczyzna z nadzieją patrzy w nadchodząca przyszłość, ale jest coś, co spędza mu sen z powiek. To rachunki, które nie miały być jego zmartwieniem.

- Te kontenery dawali, razem z odpadami, śmieciami. Ja za to wszystko musiałem zapłacić. Rachunek za szambo mam niezapłacony. A nie wiadomo, ile jeszcze za światło przyjdzie. Dom już prawie mam. Jest nadzieja, że jak tak dużo się dało, to da się i to.

Najwięcej pomogli zwykli ludzie

Poszkodowani mieszkańcy dostali ponad 20 mln złotych rządowej pomocy. Ale zdaniem Teresy Warnke, ta kwota rozpłynęła się w skali potrzeb. - Rząd obiecywał dużo, ale jak przyszło co do czego, to zajęli się innymi sprawami. A o nas zapomnieli.

Poszkodowani mieszkańcy mówią zgodnie, że wychodzą na prostą tylko dzięki pomocy zwykłych ludzi. - Pomoc od osób prywatnych, różnych fundacji. Ale pomoc państwowa, niestety, zawiodła. Zapomnieli o nas, ale dobrzy ludzie nie zapomnieli - mówi Warnke.

Także jej rodzina spędzi święta w odbudowanym domu. A kibicowało i pomagało im bardzo wielu, bo rodzina Warnke liczy aż 13 osób. - Najmłodszy wnuczek ma pięć miesięcy. Jak wichura przyszła miał 10 dni

- Będziecie mu o tym opowiadać? - pyta reporter Paweł Radzewicz.

- Jak babcia walczyła i w biurach, i z przeciwnościami losu... To mogę mu potem opowiedzieć, jako bajkę.

Pani Warnke na pytanie, jak jej udało się zdążyć przed Świętami, pokazuje brudne spracowane dłonie. - To dom od nowa budowany, bo zostały tylko cztery ściany. Tylko dzięki dobrym ludziom się udało. Mamy ostatnie prace wykończeniowe  i wszyscy wracamy do domu. To były bardzo bardzo męczące dni. I stresujące. Po tej nawałnicy najbardziej rąk do pracy brakowało - wspomina.

Nim 13-osobowa rodzina mogła zamieszkać w odbudowanym domu, mieszkała w sumie w czterech miejscach.

Jak prawdziwy Mikołaj

Na dobrych ludzi ciągle można liczyć. Kiedy Paweł Radzewicz odwiedził gospodarstwo rodziny Warnke, przyjechał obcy mężczyzna, by pomóc.

- Za Mikołaja robię. Przywiozłem meble, które nam już nie są potrzebne. A tu się przydadzą, stół, krzesła i inne drobiazgi. Nikt mnie nie prosił,  wiedziałem, że tu są ludzie potrzebujący i tyle - mówi ze śmiechem.

Meble bardzo się przydarzą, bo jak mówi Teresa Warnke, ich sprzęty, które przez ostatnie cztery miesiące stały w stodole, do niczego się nie nadają. Przez wilgoć.

- Pan zrobił nam prezent. Odbudowę domu zaczęliśmy od zera i wyposażenie w sumie też. Nic się nie nadaje.

Mężczyzna prócz mebli przywiózł też inne prezenty.

-  Tu jest nowy płaszcz. Może znajdzie pani kogoś, komu się przyda - mówi kiedy Teresa Warnke zaprasza go na kawę.

Może na kolejne święta się uda

Ale nie wszyscy spędzą święta w odbudowanych domach. - Pani, która mieszkała w starej szkole, to jeszcze jest poza domem. Miało być na Nowy Rok zrobione, ale żeby na Wielkanoc było.... -  kręci głowa Maria Jenka.

Barbara Kloskowska odbudowała już garaż. Ale dachy na chlewni i stodole ciągle  czekają. Były za mało zniszczone, by otrzymać pieniądze na ich remont

- Radzimy sobie jako tako. Z ubezpieczenia dostaliśmy minimalna kwotę, trzeba się odwoływać. To bardzo mała suma. Gmina nam troszeczkę dała, ale też nie za dużo. Od rządu, co obiecywali, to my się nie kwalifikowaliśmy.

TOK FM PREMIUM