Inna strona protestu lekarzy. Łamistrajki mogą zyskać finansowo

W części placówek na razie jeszcze grafiki z lekarskimi dyżurami udało się załatać, ale w kolejnych miesiącach będzie coraz trudniej, bo w części szpitali lekarze klauzule opt-out wypowiadali w grudniu. A co, podobno, dzieje się na marginesie protestu?

Tak jest m.in. w wojewódzkim szpitalu im. Jana Bożego w Lublinie, gdzie blisko połowa lekarzy klauzule opt-out (która pozwala na prace ponad maksymalny tygodniowy wymiar przewidziany prawem, czyli 48 godzin) wypowiedziała w grudniu. To oznacza, że dopiero od lutego nie będą pracować w wymiarze powyżej 48 godzin tygodniowo. – Na razie dajemy radę, jeśli chodzi o zabezpieczenie dyżurów, styczeń funkcjonuje po staremu – mówi dyrektor do spraw lecznictwa, dr Grzegorz Czupkałło.

Lekarze na etacie i na kontrakcie w innym szpitalu

Dr Czupkałło przyznaje równocześnie, że są oddziały, na których wszyscy lekarze wypowiedzieli opt-outy. - Mamy jednak również lekarzy zatrudnionych na kontraktach i dzięki nim powinniśmy być w stanie zapewnić ciągłość opieki w kolejnych miesiącach. Natomiast jak będzie dalej? Nie wiem – mówi dyrektor.

Lekarze zatrudnieni na kontrakcie często etat mają w zupełnie innym - macierzystym - szpitalu. A na wspomnianym kontrakcie dorabiają sobie jedynie na dyżurach. Są one zdecydowanie lepiej płatne niż dyżur w macierzystej placówce (w ramach
klauzuli opt-out) – bo za godzinę dyżuru nie bierze się np. 30 zł, ale 50 czy 60 zł. a są specjalności, w których stawka sięga nawet 100 zł. Zatrudnianie się na dodatkowy kontrakt w innym szpitalu to rodzaj normy, która funkcjonowała od lat. Na kontrakcie nikt nikogo nie rozlicza z czasu pracy - można brać dyżur za dyżurem. I nie narzekano.

Czytaj też: Protest lekarzy: "Jego skala przerosła nasze oczekiwania. A kulminacja problemu dopiero nastąpi"

A dziś? Podobno są przypadki wypowiadania opt-outów a potem...

Z naszych informacji, które mamy od dyrektorów szpitali (w tym przypadku nie chcą ujawniać nazwisk) wynika, że są lekarze, którzy w tej chwili - po wypowiedzeniu opt-outu w ramach protestu - podpisują kontrakt w innej placówce (w której brakuje lekarzy do obsadzenia dyżurów). I mogą liczyć na większy zarobek. Dyrektorzy nie chcą podać przykładowych nazwisk takich lekarzy, zasłaniając się ochroną danych osobowych.

„Tak być nie powinno”

- Jeśli takie przypadki rzeczywiście się zdarzają, to jest to forma "łamania" strajku i takiego czegoś absolutnie nie pochwalamy – mówi nam dr Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Dodaje, że sam w ostatnim czasie o takich przypadkach nie słyszał - wie natomiast, że takie sytuacje zdarzały się wcześniej.

Nie można wykluczyć, ale to "czarne owce"

Sygnały o wypowiadaniu opt-outów w ramach protestu i podpisywaniu kontraktów w innych szpitalach nie dotarły oficjalnie także do Związku Lekarzy Rezydentów. Ale nie wykluczają, że może mieć to miejsce.

- Ludzie są różni i w każdej grupie zawodowej są osoby, które będą chciały wykorzystać sytuację dla własnych, osobistych celów. Są to "czarne owce", które zdarzają się w każdym zawodzie. I być może takie jednostkowe sytuacje się zdarzają - mówi dr Marcin Sobotka z Porozumienia Rezydentów. Dodaje jednak, że cel samych rezydentów i ich akcji jest jasny: lekarze docelowo mają pracować maksymalnie 48 godzin. Nasze główne hasło brzmi: jeden etat, jeden lekarz - podkreśla Sobotka.

"Przekonujcie obywateli, a nie Morawieckiego" - Głogowski apeluje do ekonomistów ws. strefy euro

TOK FM PREMIUM