Nocne telefony od dzieci: Chcę się zabić. Było ryzyko, że zabraknie pieniędzy na telefon zaufania
Na szczęście dzięki wsparciu dwóch fundacji, dziś problemu już nie ma. Dyżury od 1 stycznia mogą być pełnione nie tylko od 12 do 20, ale aż do 2 w nocy. - To niezwykle ważne i bardzo potrzebne. Pokazały to już pierwsze dni nocnych dyżurów - mówi w rozmowie z TOK FM Lucyna Kicińska, koordynatorka programu pomocy telefonicznej w Fundacji "Dajemy dzieciom siłę".
TOK FM: Pani Lucyno, telefon 116-111 działa już długo, macie doświadczenie w prowadzeniu rozmów z dziećmi na różne, często bardzo trudne tematy. Wydawać by się mogło, że państwu, władzom powinno zależeć na tym, by taki telefon utrzymywać. Tymczasem, mieliście problem z pieniędzmi i było ryzyko, że w nocy tych telefonicznych dyżurów nie będzie.
Lucyna Kicińska z Fundacji "Dajemy dzieciom siłę": Tak, rzeczywiście. Nasz telefon wypełnia ważną lukę w systemie ochrony dzieci, zapewnia anonimową, bezpłatną pomoc. Ciężar finansowania od 2008 roku - wtedy telefon został uruchomiony - zawsze spoczywał na barkach naszej Fundacji. Tyle, że przez szereg lat ministerstwa ogłaszały konkursy na dofinansowanie działania telefonu, stąd mieliśmy środki i to była część naszego budżetu. Natomiast w roku 2017 po raz pierwszy konkursy nie zostały ogłoszone. W efekcie, stanęliśmy przed widmem, że będziemy musieli ograniczyć działanie telefonu. A i tak już zostało nam pięć linii z 9-10, które były jeszcze w 2016 roku.
Ale mimo problemów, działaliście dalej.
Tak, w 2017 roku udało nam się odebrać blisko 80 tysięcy telefonów i odpowiedzieć na ponad 7,5 tysiąca wiadomości przez internet. Środki przekazywali nam darczyńcy indywidualni i biznesowi, cały czas pomaga nam nasz partner technologiczny - Orange Polska. W drugiej połowie roku bardzo nas wsparła Fundacja Benefit Systems i to pozwoliło nam utrzymać pięć linii.
Ale jednocześnie rok 2017 pokazał, że mimo, iż jesteśmy ważnym ogniwem całego systemu, to mamy problemy. I usłyszały o tym m.in. dwie organizacje - Kulczyk Foundation i Fundacja "Ludzki gest" Jakuba Błaszczykowskiego. Dzięki temu, że poznali naszą pracę, uwierzyli w głęboki sens tego co robimy, dzięki ich finansowemu wsparciu mamy od stycznia dyżur nocny, czyli zapewniamy dzieciom możliwość rozmowy do drugiej w nocy.
No i właśnie, jak wyglądał ten pierwszy dyżur nocny?
Pokazał, że to jest dzieciom strasznie potrzebne. Wcześniej kończyliśmy dyżur o godz. 22, natomiast 1 stycznia tuż po 23 zadzwoniła do nas dziewczyna, która mówiła, że chce popełnić samobójstwo i była na to zdecydowana. Udało nam się jej pomóc.
Kto jeszcze dzwoni i z jakimi sprawami?
Jeśli chodzi o dyżury nocne, to dzwonią dzieci, które mają specyficzną grupę problemów. Są to problemy dotyczące zdrowia psychicznego - gdy niepokój, lęki, myśli samobójcze bardzo się nawarstwiają; z drugiej strony mamy też telefony od dzieci, w których domach jest przemoc: albo przemoc jest w danej chwili - wtedy słyszymy w tle awanturę, krzyki; albo przemoc jest codziennością tej rodziny, a dziecko dopiero w nocy - gdy wszyscy śpią - jest w stanie zadzwonić i porozmawiać. I trzeba podkreślić, że te dzieci, które późno w nocy do nas dzwonią, zupełnie nie są śpiące. Nie słychać po głosie, żeby myślały o śnie - one są w tak dużym napięciu, że ich głos brzmi tak, jak dziecko, które do nas dzwoni o 12 w południe.
Baliście się na poważnie, że telefon zamilknie, bo nie macie pieniędzy? Albo, że drastycznie trzeba będzie ograniczyć godziny dyżurów?
Tak, mieliśmy takie myśli, że będziemy musieli dalej zamykać kolejne linie czy skracać czas dyżuru do godz. 20 w 2018 roku. Bo mimo, że to jest pomoc bezpłatna, to nie znaczy, że to nic nie kosztuje. To są koszty superwizji, opieki merytorycznej, to są koszty tak prozaiczne jak czynsz, ogrzewanie czy opłata za prąd. Zepsuje nam się komputer, którego używamy do pomocy on-line i to są dla nas też realne koszty. Dlatego bardzo dziękujemy Fundacji "Ludzki gest" i Kulczyk Foundation, bo dzięki ich wsparciu wiemy, że dyżury nocne od godz. 20 do 2 w nocy na pewno będą, bo mamy na to 100 procent finansowania. Natomiast, jeśli chodzi o klasyczne godziny naszych dyżurów - czyli od 12 do 20 - to tu niestety dalej jeszcze nie mamy pewności, że przez cały rok będziemy dostępni przy 5 stanowiskach, tak jak to jest w tej chwili. Bo nadal brakuje nam środków.
Kto do was pisze i dzwoni? Co to są za dzieci? Niektórzy mogą pomyśleć, że to tylko dzieci ze złych domów, w których jest alkohol. A tak wcale chyba do końca nie jest?
Jeśli chcielibyśmy uznać, że kontaktują się z nami dzieci tylko z tzw. "złych" domów, to musielibyśmy powiedzieć, że mamy bardzo dużo takich "złych" domów w Polsce, bo w ciągu 9 lat, skontaktowało się z nami już ponad milion dzieci. Ale tak nie jest - to nie są tylko "złe" domy. Bardzo często słyszymy od dzieci, że kontaktują się z nami, bo nie chcą rodzicom dokładać problemów, bo życie rodziców jest już wystarczająco trudne. Albo dzwonią, bo chcą się upewnić, że ich problem jest wystarczająco poważny - to cytat z dziecka - i czy to jest coś, z czym na pewno już warto iść do rodzica, bo nie chcieliby, aby rodzic pomyślał, że z jakąś sprawą one sobie same nie potrafią poradzić. Wiele dzieci ma problem, którego same nie widzą, a my go widzimy jako konsultanci, że mylą samodzielność z samotnością.
Co to znaczy?
Chodzi o to, że dziś tak bardzo od naszych dzieci i od siebie - dorosłych wymagamy tego, by nie mieć problemów, by być samowystarczalnym, by nikogo nie obarczać niczym, że to prowadzi dzieci do samotności. A dziecko bez wsparcia opiekuna ma naprawdę niewielkie szanse na poradzenie sobie z problemami. I taka rozmowa z konsultantem motywuje dziecko do tego, by ujawnić problem; uświadamia mu, że warto skorzystać z pomocy i pomaga mu znaleźć w jego otoczeniu takie osoby, które są dla niego bezpieczne. Bo oczywiście są sytuacje, gdy w domu jest przemoc albo gdy rodziców nie ma, są niedostępni i wtedy szukamy wsparcia w dalszej rodzinie - u babci, starszego brata, wujka, cioci. Wszędzie tam, gdzie dziecko widzi dorosłych, którym ufa.
Wiem, że zdarzają się sytuacje, że po rozmowie z dzieckiem od razu podejmujecie interwencję.
Tak, robimy to w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zdrowia lub życia osób, które się z nami kontaktują. Prosimy o pomoc policję, mamy specjalne porozumienie. Najczęściej dotyczy to sytuacji, gdy dziecko chce odebrać sobie życie. I dzwoni, bo - nie mówiąc tego wprost - szuka dla siebie ratunku. W ubiegłym roku mieliśmy 183 telefony, w których podjęliśmy interwencję.
A jakie są te rozmowy z dziećmi? Jakie emocje?
Każde dziecko jest inne. My się nie nastawiamy na to, że jest jakiś schemat - np. że jest jakaś jedna porada dla dziewczyny, która dzwoni i mówi, że ma 17 lat, właśnie rozstała się z chłopakiem i potrzebuje pomocy. Przede wszystkim, nie udzielamy rad i gotowych rozwiązań. W trakcie rozmowy razem z dzieckiem analizujemy jego problem, zastanawiamy się, co jest najtrudniejsze i szukamy takiego rozwiązania, które byłoby dla tego konkretnego dziecka najlepsze, bezpieczne i uchwytne, czyli możliwe do wykonania.
Czy da się odpowiedzieć na pytanie, z czego biorą się problemy dzieci?
Problemy biorą się z samotności - samotności w rodzinie, ale też w grupie rówieśniczej. Rodzina jako instytucja bardzo nam się zatomizowała: kiedyś rodzina to była grupa 20-30 osób wokół nas: ciocie, babcie, wujkowie, dziadkowie. A dziś rodziny są małe, często nie ma bliższych kontaktów z dalszą rodziną, wsparcia. Jednocześnie mamy teraz tyle zadań, problemów, zmartwień, które nas pochłaniają, że sami czujemy się jako dorośli samotni, i dzieci też czują się samotne. Niektóre dzieci mówią wprost, że chciałyby poprosić o pomoc rodzica, ale blokuje je to, że rodzic nigdy nie powiedział "Jakby coś się działo, zawsze możesz do mnie z tym przyjść". Dzieci potrzebują dorosłych, a my często nie spędzamy z nimi czasu, nie mamy kilku chwil na rozmowę - i myślimy sobie "Ze mną rodzice też nie spędzali dużo czasu". Tyle, że życie było kiedyś inne. Nie było takiej ogromnej presji jaka jest teraz, porównywania, oczekiwań. Nie było też internetu, który osłabia nasze relacje.
A jak jest z relacjami w grupie rówieśniczej?
Jest podobnie - nastolatki mają po kilka tysięcy znajomych na Facebooku, a nikogo, do kogo tak naprawdę mogą się odezwać. Tak jakby dzieci założyły maski i udawały przed sobą fajne, sympatyczne, uśmiechnięte osoby ze zdjęć, które wrzucają na FB, a nie chciały pokazywać siebie. Boją się bardzo odrzucenia i tego, że ktoś im powie, że są nienormalne, bo mają problemy. Nikt im nie mówi, że problemy w życiu to rzecz normalna. Tu bym chciała jasno podkreślić - odpowiedzialnością rodziców jest to, by wiedzieć, co się z dzieckiem dzieje, by zabiegać o kontakt z nim, by rozmawiać. I nie trzeba wierzyć w to, że nastolatek na pewno się buntuje i dlatego nie chce z nami rozmawiać. Nastolatek może się buntować, to normalne, ale pamiętajmy, że nadal potrzebuje rodzica.
Rozmawiała: Anna Gmiterek-Zabłocka.
O samookaleczaniu się dzieci z Lucyną Kicińską rozmawiała Hanna Zielińska:
-
"Kto tyka Konfederacji ten znika"? Nowy sondaż Ipsos dla TOK FM i OKO.press
-
Mateusz ma 16 lat i nazywają go "agentem Putina". "Rówieśnicy grożą, że połamią mu nogi"
-
Orgia księży w Dąbrowie Górniczej. "Nie da się przejść obojętnie". Prezydent miasta zawiesza współpracę z diecezją
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
-
Latarnik Wyborczy nieobiektywny? "To nie jest nasza funkcja, żeby otwierać dyskusję"
- "Jesteśmy zakładnikami pornograficznej polityki". Symetryści o stanie gry przed wyborami i relacjach z Ukrainą
- Dwie strzelaniny w Rotterdamie. Policja: Liczne ofiary śmiertelne
- TVP płynnie przechodzi od reparacji do antysemityzmu. "Narcystyczna wizja historii"
- Tragedia w przedszkolu w Zabierzowie. Czterolatek wpadł do studni. Chłopiec nie żyje
- Kamienica na Mokotowie oddana w prywatne ręce. Mieszkańcy w strachu. "Nie powinniśmy być tak traktowani"