Była dziennikarką, została fryzjerką. "Przemyślałam to. Kto chce oceniać - jego sprawa. A moje życie"
Anna Dryjańska, Tokfm.pl: Czy odejście z dziennikarstwa i zatrudnienie się w salonie fryzjerskim to twoja wersja "rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?
Małgorzata Serafin: Tak, bo w Bieszczadach jest już zbyt duży tłok (śmiech). Kocham Żoliborz, kocham Warszawę, więc chciałam tu zostać, ale jednocześnie pragnęłam robić coś zupełnie innego.
Jak to przyjęli twoi najbliżsi?
Moi bliscy doskonale widzieli, jak wygląda moje życie. Kibicują mi. Nie dziwili się, nie pytali, nie oceniali. Całkowicie wspierają moją decyzję. Tylko tata prosi, bym nie porzucała całkowicie dziennikarstwa. Chce się chwalić córeczką (śmiech). Ale on też rozumie, że już wystarczy takiego życia. Mam teraz tak luźną głowę...
A jak twoją decyzję komentowali koledzy, znajomi, internauci?
Dostałam mnóstwo telefonów od dziennikarek, dziennikarzy i ludzi z pokrewnych dziedzin, którzy byli pod dużym wrażeniem tego co robię. Niektórzy wprost mówili, że też chcieliby coś radykalnie zmienić w swoim życiu, ale nie mają odwagi. Gratulowali mi mojej decyzji. Inni żałowali że odchodzę.
Z kolei internet to już zupełnie inna bajka. Koleżanka podesłała mi kilka komentarzy i najłagodniejszy z nich brzmiał: "Jak ona może zostać fryzjerką, skoro ma włosy jak szczotka od toalety?".
Dlaczego media cię zraziły?
Newsy miały coraz gorszy poziom, a politycy przestali odpowiadać na pytania dziennikarzy. Zamiast tego mówią "pomidor". Tak nie było, gdy 10 lat temu zaczynałam pracę w dziennikarstwie. Albo politycy byli mniej wyszkoleni w mówieniu nie na temat albo czuli się mniej bezkarni. Poza tym znudziłam się newsami politycznymi.
Czyli nie śledzisz...?
Nie, nie, nie! (śmiech) I jest to absolutnie cudowne. Kiedyś cały czas byłam na Facebooku i Twitterze. Tak jak wielu innych dziennikarzy żyłam w internecie, myślałam, że cała Polska od razu czyta wpisy. Od rana do nocy oglądałam programy informacyjne.
Często było tak, że budziłam się w środku nocy i sprawdzałam Twittera. Miałam wolne, sprawdzałam Twittera. Byłam na urlopie - wchodziłam na Twittera. To było chore. Byłam od tego uzależniona, ale miałam dobrą wymówkę - przecież w każdej chwili mogło się coś stać, a ja powinnam o tym wiedzieć.
O której wstawałaś?
O 4. gdy wydawałam "Poranek TVP Info". O 5. już byłam w pracy. Gdy prowadziłam program "Polityka przy kawie" wstawałam o 5. To było tak ekstremalne, że miałam dwa budziki: jeden przy głowie, drugi przy drzwiach od łazienki. Musiałam wstać, wstawić twarz pod kran i miałam gwarancję, że się dobudzę.
Wtedy dorobiłam się bezsenności. Bałam się tego, że zaśpię na "Poranek...", rozmyślałam o tym, czy wszystko jest gotowe. Gdy organizm mówi "zwolnij!", to to pomaga w podjęciu różnych decyzji.
Kiedy wyrzucili mnie z TVP, pomyślałam, że już nie chcę newsów, nie chcę polityki, nie chcę telewizji. Ale zadzwoniła Wirtualna Polska z rewelacyjnym projektem. Ten rok był dla mnie świetną dziennikarską przygodą. Tworzyliśmy telewizję internetową od zera. To było fajne, ale i ciężkie. Moje życie było wypełnione pracą. To był jeden z powodów, dla których podjęłam decyzję, by postawić na życie prywatne, a nie tylko zawodowe. Stwierdziłam, że już się nabiegałam.
Chcę zwolnić i zacząć budować rodzinę. Postawiłam na swoich bliskich. Kariera nie jest najważniejsza w życiu.
Wiesz, że wreszcie mam psa? Od dawna o tym marzyłam, ale nigdy nie było mnie w domu. Tuż przed świętami adoptowałam Ryśkę. Jesteśmy w sobie zakochane (śmiech). Czasami zabieram ją ze sobą do salonu. Ubieram się w dresy, tak jak lubię. Garsonki i szpilki schowałam na samym dnie szafy.
Nadal cierpisz na bezsenność?
Nie, wyleczyłam się po pół roku. To było typowo stresowe. Strasznie upierdliwa dolegliwość, łącząca się z poczuciem bezradności. Dostałam tabletki i się wyleczyłam. Byłam bardzo grzeczna, przestrzegałam wszystkich zaleceń lekarza. Miło jest się wysypiać.
Teraz w ogóle się nie stresujesz?
Tylko tym, czy wyjdzie mi kolor, farba, czy równo tnę i tak dalej. Ale nie mam już takiej gonitwy myśli, takiego napięcia, jakie miałam w związku z wchodzeniem na antenę na żywo. Nawet, gdy miałam wolne, cały czas dotykałam telefonu by zobaczyć która godzina, bo o pełnej godzinie zaczynałam serwis informacyjny. Wariatkowo!
To oczywiście moja indywidualna historia i subiektywna ocena, być może inni dziennikarze radzą sobie z tym inaczej i inaczej oceniają media. Każdy ma prawo do swojego podejścia, do swoich poglądów. Nigdy zresztą nie wyrażałam swoich poglądów na antenie. Zawsze starałam się być obiektywna.
A mimo to wywalili cię z TVP. Albo raczej: właśnie dlatego.
TVP wyrzuciła mnie za obronę standardów dziennikarskich.
Tymczasem przeglądam Twittera, a tam twoje zdjęcia z salonu ze znanymi klientami, w tym z ikoną pisowskiego narybku w TVP, czyli Samuelem Pereirą. Nożyczki ci nie zadrżały?
Nie, wręcz przeciwnie, super nam się rozmawiało. Fotel fryzjerski ma w sobie coś takiego, że człowiek siada i się otwiera.
Nie miałabyś problemów z ostrzyżeniem Jacka Kurskiego?
Nie (śmiech). Nie miałabym też problemu z zajęciem się włosami osób, które żądały ode mnie łamania zasad etyki dziennikarskiej i wyrzuciły mnie z TVP. Fryzjerzy nie mają klauzuli sumienia (śmiech).
Trybunał Konstytucyjny, jeszcze zanim przejął go PiS, orzekł że wszyscy mają prawo do klauzuli sumienia. Nie uwierzę, że nie chowałaś urazy za to, jak cię potraktowali.
To trwało może miesiąc. Najgorsze było poczucie niesprawiedliwości, tego, że nie zasłużyłam na takie potraktowanie. Ale potem emocje minęły. I przyszła nawet ulga, że to się stało, bo było wiadomo, że tak się to skończy.
A co sądzisz o ludziach, którzy zostali w TVP i o tych, którzy tam przyszli wraz ze zwycięstwem partii rządzącej?
Nie wypowiadam się na ten temat. Prywatnie mogę sobie pomyśleć, że w przyszłości boleśnie przekonają się o tym, że źle zrobili.
Może łamią zasady etyki dziennikarskiej, bo mają kredyt?
Ja też mam kredyt i miałam go, gdy broniłam rzetelności w TVP. To nie jest żaden argument. Ale to było już tak dawno... W ogóle o tym nie myślę.
Dasz radę spłacić ten kredyt z zarobków fryzjerki?
Jasne.
Dlaczego zajęłaś się akurat fryzjerstwem?
To było całkowicie spontaniczne. Najpierw przez pięć lat przychodziłam do salonu na paznokcie. Mówiłam dziewczynom, że jestem zmęczona i już nie wyrabiam. Kilka miesięcy temu na manicure znowu zaczęłam narzekać, mówiłam, że mam już dosyć mediów. Jedna z właścicielek salonu powiedziała mi wtedy "Gocha, tyle lat przychodzisz i zawsze jesteś zmęczona. Pracuj dla nas. Zróbmy coś razem".
I co ty na to?
Naturalnie odpowiedziałam, że nic nie umiem. A ona na to: "To się nauczysz". I wtedy dziewczyny wpadły na pomysł, bym poszła na kurs fryzjerski. Poszłam i spodobało mi się. Teraz robię dobrą zmianę na włosach (śmiech).
Nie bałaś się?
I to jak! Zrobiłam sobie kartkę plusów i minusów. Płakałam nad tą kartką. Płakałam też po pierwszym dniu kursu fryzjerskiego - byłam wykończona, stałam przez osiem godzin. Bolały mnie plecy. Pytałam się, co ja robię. Ale nie miałam czego wpisać do medialnej kolumny plusów. Przemyślałam czego chcę w życiu. I zrozumiałam: chcę się nauczyć czegoś nowego, chcę mieć fach w ręku.
Mogłaś zostać specjalistką od PR albo rzeczniczką prasową.
Ale to by było dalej to samo. Obudziłabym się za kilka lat i okazałoby się, że nic się nie zmieniło. A ja chciałam zmiany. Fryzjerstwo i kosmetyka dają dobrą energię, ludzie wychodzą odmienieni, zadowoleni. Po latach relacjonowania różnych złych wydarzeń potrafię to docenić.
Nie boisz się, że powiedzą że rzuciłaś poważny zawód dla robienia loków i podcinania grzywek?
Fryzjerstwo to nie jest gorszy zawód. Chciałabym to odczarować. Ktoś może myśleć, że robienie newsów jest bardzo ambitne, ale to znaczy, że nie zna sprawy od środka. Jak ktoś chce mnie oceniać - proszę bardzo. Jego sprawa, a moje życie. Jeśli jednak komuś pomoże moja zwariowana historia, to będzie mi bardzo miło.
-
"Roszczeniowe zetki" rozwścieczyły pracodawców. "Rozwydrzone dzieci, które nie dorosły do pracy"
-
"Bujaj się Andrzej, robimy swoje". "Przetłumaczył" komentarz Kaczyńskiego na "paradę absurdu" Dudy
-
Francja. Atak nożownika. Sześć osób rannych, w tym czworo dzieci. "To tchórzostwo"
-
Iga Świątek wygrała z Beatriz Haddad Maią. Polka w finale French Open
-
Nowy Jork utonął w gęstym dymie. Obrazki niczym z apokaliptycznego filmu
- Ujarzmić kobiece lęki. Czego i z jakiego powodu się boimy?
- "Kanibalizować" partie opozycyjne, czy nie? Symetryści bez ogródek o marszu 4 czerwca
- Abp Marek Jędraszewski w Boże Ciało nie zapomniał o polityce. Było o aborcji i "niektórych partiach"
- ETPC podjął decyzję w sprawie skargi ośmiu kobiet. Oskarżały Polskę o brak dostępu do aborcji
- Komisja Europejska rozpoczęła procedurę naruszeniową w sprawie "lex Tusk". Co dalej?