Nowe 500+? Na razie nie wiadomo skąd wziąć pieniądze na poprzednią kiełbasę wyborczą

Najbliższe dwa lata, ten i następny rok, to będą lata wyborcze: odbędą się aż 3 głosowania a więc kampanie, obietnic przybędzie więc w trójnasób. Na razie jednak nie wszystkie dotychczasowe obietnice zostały spełnione a karuzela kosztów tych zrealizowanych dopiero się rozkręca.

Punkt wyjścia do dyskusji o obietnicach wyborczych, tych starych i tych nowych, to zapowiedź, jaka padła ze strony PSL, czyli "emerytury bez podatku". Jak przypominała prowadząca magazyn EKG Aleksandra Dziadykiewicz świadczenia dla seniorów miałyby wzrosnąć o 25 procent. Z kolei, jak przypominała, wicepremier Beata Szydło jeżdżąc po Polsce już zapowiada, że gdyby okazało się, iż jest wystarczająco dużo pieniędzy w budżecie na rok 2019 to można by rozważyć wprowadzenie programu 500+ na każde dziecko.

Ruszyła zatem karuzela pod hasłem "kto da więcej"

- Rzeczywiście rozpoczęliśmy cykl "kto da więcej" - mówił ekonomista, dr Bogusław Grabowski i wspominał sytuację sprzed kilkunastu lat. - Rozpoczęło się na Węgrzech. Partie przed każdymi wyborami prześcigały się, podwyższały wynagrodzenia, zgłaszały postulaty podniesienia o 50 procent, o 30, emerytom, nauczycielom i co gorsza po dojściu do władzy realizowały te zapowiedzi. I skończyło się to katastrofą w finansach publicznych, znacznym kryzysem i tak dalej - mówił Grabowski.

Dziennikarka przypominała jednak argumentację obecnych polskich rządzących, że finanse publiczne mamy teraz bardzo w porządku, są wyższe wpływy z VATu, zadłużenie nie aż takie duże i szybki wzrost gospodarczy. - To może rzeczywiście jest moment, żeby robić takie rozwiązanie? - pytała Dziadykiewicz.

Banał, ale prawdziwy: koniunktura i wzrost zawsze kiedyś się kończą

Dr Grabowski podkreślał jednak, że szybszy wzrost gospodarczy trwa dopiero od roku, od półtora roku obserwuje się wyższe wpływy z VATu. - Mogę zagwarantować: to tempo wzrostu gospodarczego kiedyś będzie niższe, wpływy podatkowe łącznie z danin publicznych w takiej sytuacji też w takiej sytuacji zmaleją - mówił Grabowski.

- A złoty kiedyś osłabnie i zrobi się nie 52 proc. w stosunku do PKB zadłużenia a 57 i wtedy strach w oczy zaglądnie - dodawał Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion

- A na przykład w tym roku złoty się wzmocnił i rząd nie zobaczy żadnych 6-10 mld zysku NBP - dokładał Grabowski.

- Ale za to ma 20 mld mniej długu w złotych - mówił Kuczyński.

Koszty związane z dotychczasowymi obietnicami wyborczymi dopiero zaczynają się mnożyć

Dr Lidia Adamska, była członkini zarządu GPW podkreślała, że z retoryką wyborczą powinniśmy się już obyć i oczywiście pamiętać o zmienności sytuacji makroekonomicznej, dodawała jednak że powinniśmy także mieć w pamięci wydatki związane z już realizowanymi obietnicami wyborczymi z roku 2015.

Chodzi o wydatki związane z obniżeniem wieku emerytalnego. Ta kula śniegowa dopiero zaczęła się toczyć. Jeśli popatrzymy na wydatki związane z działaniami związanymi z realizacją strategii odpowiedzialnego rozwoju tam też są bardzo kosztowne i drogie przedsięwzięcia

- mówiła Adamska.

- W tym nieodpowiedzialne - wtrącił się Grabowski.

- W tym nieodpowiedzialne - zgodziła się Adamska podkreślając, że ograniczenia budżetowe, niezależnie od dobrej czy gorszej sytuacji gospodarczej zawsze będą i trzeba je brać pod uwagę.

Obietnice socjalne będą w modzie

- Prawda jest taka, że PiS pokazało, jak zdobywa się głosy wyborcze - mówił Piotr Kuczyński. - PiS pokazało, że zapowiedź obniżenia wieku emerytalnego czy 500+, te świadczenia socjalne w oczywisty sposób pomogły wygrać wybory. I oczywiste jest, że dopóki nie nastąpi super kryzys żaden polityk nie odważy się zlikwidować 500+. Także jest oczywiste, że ponieważ mamy wybory samorządowe, europejskie i parlamentarne skupione w dwóch latach: 2018 i 2019 to obietnice wyborcze będą się lały strumieniami, bo droga: jak zdobywa się głosy została pokazana. Dlaczego PSL mówi, to co mówi? Bo emerytów mamy ok. 7 mln - jest o co zawalczyć, taki emeryt od razu policzy sobie swoją emeryturę i mówi tak: bez podatku, jak by to było fajnie, gdyby tak mi skoczyła emerytura.

- Szczególnie, że nigdy tej obietnicy nie trzeba będzie realizować, bo przecież PSL ma gwarancję, że nie będzie miał większości bezwzględnej - zauważył, nieco złośliwie, dr Grabowski. - Jeszcze chcę tylko pani premier Szydło przypomnieć o jej obietnicach sprzed 3 lat w kampanii wyborczej i prezydenckiej, bo składała je jako organizatorka kampanii prezydenta Dudy a potem jako szefowa kampanii i kandydatka na premiera, że już wtedy obiecywała 500 zł na każde dziecko, potem zrobiła woltę. Do tej pory rząd PiS nie dał 8 tys. zł kwoty wolnej od podatku, tylko dla jakiegoś marginesu 300 tysięcy podatników, no i cały czas czekamy na obietnicę pana prezesa Kaczyńskiego i pana premiera Mateusza Morawieckiego: ten bilion 300 mld inwestycji. Przecież proszę zwrócić uwagę: to rozdawnictwo pieniędzy socjalnych między innymi dokonuje się kosztem zmniejszenia nakładów inwestycyjnych.

A jaki jest efekt zrealizowania jednej z kluczowych obietnic?

- Zatrudnienie w grudniu wzrosło, a nie jest przecież miesiąc, w którym zazwyczaj tak się dzieje. Czy dobrym tropem jest trop, którym idą ekonomiści z banku BZ WBK: "Nawet obniżka wieku emerytalnego w październiku nie była widoczna w tempie wzrostu zatrudnienia, co naszym zdaniem sugeruje, że przytłaczająca większość nowych emerytów wróciła do pracy zaraz po uzyskaniu uprawnień emerytalnych" - cytowała, pytając, Dziadykiewicz.

- Tak jest, bo da się tak zrobić - mówił dr Grabowski. - Nawet niektórzy ekonomiści mówili, że tylko głupi nie przeszedłby na emeryturę. Bo jeśli można łączyć emeryturę z pracą a wiek emerytalny został obniżony, to trzeba skorzystać, brać emeryturę i nadal pracować.

Piotr Kuczyński zauważył jednak, że takie sytuacje częściej możliwe są w prywatnych firmach niż w służbie publicznej, w której często, by zająć jakieś stanowisko, trzeba np. wygrać konkurs. Lidia Adamska dodała, że opcja zatrudniania dalej pracownika jako emeryta i pracownika jest interesująca dla obu stron: pracownika, który mając emeryturę może mieć wyższe dochody i pracodawcy, który nie musi szukać nowego pracownika na rynku tylko nadal ma u siebie osobę sprawdzoną i doświadczoną.

- Z drugiej strony prawda jest też taka, że z tych 390 tys. osób, które zgłosiły się po emeryturę 60% albo i więcej to ludzie, którzy i tak nie pracowali - mówił Piotr Kuczyński. Oni byli poza rynkiem pracy, nie dostawali świadczeń. I dla nich to było wybawienie, że teraz zaczęli dostawać emeryturę.

- Czyli pozyskanie przez nich emerytur nie zmniejszyło zatrudnienia, bo nie pracowali a ci, którzy byli zatrudnieni, biorą emerytury i nadal pracują. Dlatego wpłynęło to wszystko i będzie wpływać na finanse publiczne a na rynek pracy w niewielkim stopniu - puentował Grabowski.

Całej audycji wysłuchasz tutaj:

Do czego przyzwyczaiły nas dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości?

TOK FM PREMIUM