Park Jurajski made in Poland. Dropie, tury, rysie - wielkie powroty gatunków

Na polskich łąkach mamy znowu zobaczyć dropia pospolitego. Najcięższy latający ptak w Europie ma wrócić dzięki programowi reintrodukcji. Może więc czas, by pomyśleć o powrocie tura.

- Drop pospolity może ważyć nawet 18 kg i mieć rozpiętości skrzydeł do dwóch metrów. - To najcięższy latający ptak na naszym kontynencie. To ptaki migrujące, ale nie tak daleko dystansowe jak bociany. Migrują z terenów rozrodczych na zimowiska, które mogą być oddalone o kilkadziesiąt - kilkaset kilometrów - mówi w TOK FM Beata Kojtek, prezes Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.

Ostatni osobnik padł pod koniec lat 80. XX wieku. I nie był to ptak wolno żyjący, bo takich już w Polsce nie było. - Ostatnie ptaki to były osobniki hodowlane - podkreśliła Kojtek.

Czytaj też: Sięga do pasa dorosłemu człowiekowi, waży do 17 kg. Drop - ptak gigant ma wrócić na polskie łąki>>>

Od lat programy przywracania populacji tych ptaków prowadzone są w wielu krajach Europy. - Niemcy, Wielka Brytania, Węgry - tam trwają programy które przynoszą pozytywne efekty. Mamy skąd brać przykład

Ludzie - to od nich wszystko się zaczyna

Programów reintrodukcji nie trzeba byłoby inicjować, gdyby nie ludzie. - Człowiek z jednej strony oddziałuje na przyrodę w destrukcyjny sposób, ale potem znajduje się garstka osób, które zaczynają tę szkodę zauważać - mówi prof. Krzysztof Schmidt, zastępca dyrektora ds. naukowych Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.

Jednym z najbardziej znanych programów odtworzenia populacji zwierząt była reintrodukcja żubrów, zapoczątkowana przed II wojną światową. Bo ostatni żyjący na wolności żubr padł w 1919 roku. Populację zaczęto odbudowywać dzięki zwierzętom z zagranicznych ogrodów zoologicznych.

ŻubrŻubr Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Wyborcza.pl

W latach 60. XX wieku znikły z Polski sokoły wędrowne, których populację próbuje się od lat odbudowywać.

Jak zadbać o rysie?

Specjalne programy dotyczą też największego kota żyjącego w Polsce: rysia. W latach 90. XX wieku pojawił się pomysł reintrodukcji rysia w Puszczy Kampinoskiej. Jak podkreśla prof Schmidt, projekt  realizowano praktycznie "od tyłu", bo były zwierzęta z ogrodów zoologicznych, "z którymi nie wiedziano co zrobić".

- Wybór obszaru też nie był dobrze uargumentowany, bo Puszcza Kampinoska to las pod Warszawa - blisko do dużego miasta, mało pokarmu, to obszar mało urozmaicony. To nie było najlepsze  środowisko. Tamten projekt już dawno się skończył, podobno jakieś rysie przetrwały.

Ryś w Dolnie WapienicyRyś w Dolnie Wapienicy Mat. prasowe Stowarzyszenie dla Natury 'Wilk'

Lepiej przygotowano i przeprowadzono projekt dotyczący Puszczy Piskiej. -  Projekt wyszedł od tego, że rysie zostały tam wytępione stosunkowo niedawno - przez zbyt intensywne polowania; a jednocześnie obszar ten znajduje się w dosyć niewielkiej odległości od terenów, gdzie rysie naturalnie występowały. Pomysł więc był taki, by rozciągnąć ten teren naturalnego występowania.

Jak podkreślił prof. Schmidt, w tego typu projektach nie można myśleć jedynie o zwierzętach, których populację chce się odbudować. 

- W tym projekcie pomyślano o dostępności pokarmu, żeby duże drapieżniki były w stanie polować. Dbano więc o to, by tym potencjalnym ofiarom było lepiej, wzbogacano podaż pokarmu dla zwierząt roślinożernych - dla jeleni i saren, żeby te zwierzęta bardziej trzymały się w lesie. Projekt też nie do końca się udał, trochę rysi udało się tam wypuścić, nie wszystkie przeżyły, ale jest tam zalążkowa populacja - więc jest nadzieję, że to się z biegiem czasu rozwinie.

Obecnie rozpoczęto realizację programu reintrodukcji rysia na zachodzie kraju, w lasach w okolicy Wałcza. - Przeprowadziliśmy wstępne analizy środowiska, wybraliśmy miejsca które potencjalnie mogłyby się nadawać. Potencjalne to ma szansę powodzenia: tereny są duże, penetracja człowieka też nie jest w sumie tak wielka, więc jest jakaś szansa. Zaczęto hodować rysie z zamiarem, by potomstwo tych zwierząt kiedyś wypuścić. Ale problem jest tam taki, że to dość odległy obszar od terenów na wschodzie, gdzie rysie bytują, więc szansa że one kiedyś utworzą wspólną populację jest bardzo niewielka. Dlatego też ten projekt będzie wymagał dużych nakładów pracy, długoletniego istnienia, wzmacnia tej populacji, by coś z tego wyszło.

A może tur?

Skoro udało się doprowadzić do tego, że żubry ponownie żyją na wolności, to może udałoby się przywrócić tarpany? Albo tury.

Te zwierzęta z rodziny wołowatych w zachodniej Europie całkowicie wymarły do XV wieku. W Polsce, na Mazowszu, te zwierzęta przetrwały dłużej - do pierwszej połowy XVII wieku.

- Jest pytanie, po co?  Były kiedyś dinozaury i nikt ich nie żałuje. Podobne pytanie można zadać w przypadku tura. Był kiedyś taki projekt, pomysł – na ile realny, to inna kwestia. Tura nie ma, trzeba byłoby go odtworzyć. Ale podstawowe pytanie brzmi - gdzie? Bo zwierzę musi gdzieś żyć. Głównym czynnikiem który trzeba wziąć pod uwagę, zanim zacznie się myśleć o przywracaniu jakiegoś gatunku, to jest kwestia środowiska - tłumaczy prof. Schmidt.

No i właśnie o miejsce życia dla tura cały pomysł mógłby się rozbić.

- Tury to zwierzęta z terenów otwartych, a wiadomo, że takie tereny zawsze były zajmowane. Ocenia się, między innymi na podstawie badań naszego instytutu, że żubry przetrwały, bo były zwierzętami bardziej plastycznymi, potrafiącymi dostosować się do różnych środowisk. Żubr został "zepchnięty" do lasów, czyli na obszary, które nie nadawały się do innego zagospodarowania. I tam przetrwały. A tury były - jeszcze bardziej niż żubry - nastawione na bytowanie na otwartych terenach. W lasach nie potrafiły się uchować. Możemy więc próbować z jakichś tkanek odtworzyć tura. Ale po pierwsze nie wiadomo, czy to będzie ten tur co kiedyś, a po drugie, czy on będzie siedział w klatce i będziemy go podziwiać, czy będzie mógł gdzieś normalnie funkcjonować? - pyta prof. Schmidt.

To nie jest kraj dla dropia?

Pytanie o odpowiednie tereny do życia trzeba też zadać w przypadku najcięższych ptaków Europy. A trzeba wiedzieć,że drop pospolity to ptak zamieszkujący "na otwartych terenach rolniczych, dużych przestrzeniach terenów bezleśnych". 

- Chemizacja, mechanizacja rolnictwa wpłynęły negatywnie na ten gatunek. Do tego dochodziło kłusownictwo i płoszenie ptaków, które powodowały straty w plonach, uprawach.

I to, zdaniem Beaty Kojtek,aspekt o którym nie można zapominać. Bo najlepszym jedzeniem dla dropia są pędy, zboże. Czy odtworzona populacja nie znajdzie szybko przeciwników w postaci rolników czy myśliwych?

Dr Krzysztof Adamski z Instytutu Ochrony Przyrody PAN uspokaja. - Oczywiście z racji swojego trybu życia dropie będą żerować na polach, ale bardzo wątpliwe, by ich obecność zwiększyła straty w plonach, które i tak są przecież "podjadane" przez inne gatunki ptaków, np. kuropatwy, bażanty, gawrony. Co ciekawe w północnej Polsce od pewnego czasu mamy bardzo poważny wzrost liczby żurawi żerujących na polach i jakoś nie słyszy się o większych konfliktach.

Zdaniem naukowca warto zawczasu pomyśleć o zarezerwowaniu pieniędzy na "rekompensaty dla rolników, którzy poniosą straty związane z restytucją, a w dalszej perspektywie wciągnięcie dropia na listę gatunków, za które odpowiada państwo". - W przypadki bobrów świetnie zdało to egzamin - podkreśla dr Adamski.

Prof. Krzysztof Schmidt z Białowieży przypomina o doświadczeniach wynikających z realizacji programu dotyczącego żubrów. 

- Póki żubry siedziały w Puszczy Białowieskiej, w mateczniku i były dokarmiane w dwóch-trzech miejscach, to był spokój. Kiedy pojawiły się pomysły, by zwierzęta zacząć chronić w bardziej naturalny sposób, to żubry zaczęły powracać na tereny które preferują, na tereny otwarte. A to oczywiście pola. I już wchodzą w konflikt. Więc jest pytanie, gdzie znajdziemy miejsca dla zwierząt? - zastanawia się prof. Krzysztof Schmidt z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.

TOK FM PREMIUM