Podliczono, jak "czyści" PiS: tylko w administracji wymieniono ponad 11 600 urzędników
Raport opublikowany przez fundację Forum Obywatelskiego Rozwoju może przyprawić o ból głowy. Z opublikowanego dokumentu wynika, że PiS wyjątkowo skutecznie - i systemowo - zajął się obsadą stanowisk. Mowa jest o tysiącach zwolnionych urzędników, a rzecz dotyczy tylko administracji publicznej.
- Spółki Skarbu Państwa to odrębny tryb i też kilka tysięcy zwolnionych ludzi. W naszym raporcie dokumentujemy, że uruchomiony został mechanizm opróżniania stanowisk poprzez tzw. ustawy kadrowe. Tych zmian doliczyliśmy się na ponad 11 600 stanowiskach. A ten proceder jest w toku: jest następnych pięć projektów ustaw rozpatrywanych w Sejmie- mówił w TOK FM Janusz Paczocha, autor raportu "Partia w państwie. Bezprecedensowa wymiana kadr w administracji rządowej i jej legislacyjne podstawy".
"Czyszczenie" od góry do dołu
Jak podkreśla gość TOK FM, tego typu zwolnienia przynoszą kolejną falę wymiany na urzędniczych stanowiskach. Bo nowo mianowany kierownik w urzędzie administracji publicznej... sam zaczyna zwalniać.
- No i wypada jeszcze dodać, takie skutki wtórne, jak samodzielne odejścia, rezygnacje z pracy. Środowisko dziennikarskie tego doświadczyło wiosną 2017 roku; ktoś doliczył się kilkuset dziennikarzy, którzy po prostu odeszli z pracy. Tak samo jest z decyzjami sędziów o odejściu w stan spoczynku - mówił Janusz Paczocha w rozmowie z Mikołajem Lizutem.
Poprzednicy też tak robili?
Zdaniem autora raportu, wymiana kadr urzędniczych jest związana z demokratycznym systemem wymiany władzy. Ale w przypadku Polski i rządów PiS skala wymiany jest niepokojąca.
- Nie mówimy o ministrach czy wiceministrach. Do tego dochodzą wszyscy szefowie agencji rządowych, inspekcji – także na szczeblu wojewódzkim i powiatowym. A jeśli dodatkowo znosi się konkursy na te stanowiska, to możemy mówić o systemie zawłaszczania, a obsadzanie tych stanowisk to kumoterstwo - ocenił Paczocha. I przypomniał, jak szybko PiS zabrał się za zmianę prawa, by ułatwić obsadzanie stanowisk swoimi ludźmi.
Lawina ruszyła błyskawicznie
Pierwsza ustawa dotycząca Służby Cywilnej pojawiła się już w grudniu 2015 roku, czyli dwa miesiące po wyborach wygranych przez Zjednoczoną Prawicę. Jednym z argumentów najczęściej podnoszonych przez rządzących były wysokie zarobki urzędników z korpusu Służby Cywilnej.
Zmiany wprowadzone przez rządzących to, między innymi, rezygnacja z konkursów na najważniejsze stanowiska w administracji rządowej, likwidacja wymogu doświadczenia na kierowniczym stanowisku.
Jak mówił w TOK FM Janusz Paczocha, w 2015 roku urzędnicy Służby Cywilnej to było ok. 1600 osób. Ponad 500 spośród nich zostało zwolnionych lub zdegradowanych.
- Najbardziej boli mnie, że zepsuto system naboru i skrzywdzono kilka tysięcy szeregowych kompetentnych urzędników służących temu państwu. Przygotowując ten raport przejrzałem kilka tysięcy stron, niepoliczalną liczbę witryn internetowych i z całą stanowczością mu powiedzieć: ta wymiana jest związana z pogorszeniem jakość kadr. Doświadczonych urzędników, opłacanych z pieniędzy podatników, zastępują krewni, koledzy, kolesie. Bez doświadczenia merytorycznego. Moja konkluzja autorska: związane to jest z apetytem na te stanowiska i na te pieniądze - uważa autor raportu opublikowanego przez fundację FOR.
Dla pokazania rozmachu, z jakim rządzący podeszli do wymiany kadr, warto przypomnieć, że zwolnienia dotyczyły nie tylko ministerstw czy agencji rządowych. Mówimy tu także m.in o centrali i oddziałach ZUS, mediach publicznych, instytutach badawczych, wojewódzkich i powiatowych lekarzy weterynarii oraz prokuratur i sądów, w których o obsadzie stanowisk decyduje minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro.