Czeczeni zaatakowali funkcjonariuszy, czy na odwrót? "W trakcie interwencji panował wielki chaos"

- Po przesłuchaniach mam odczucie, że w trakcie interwencji panował wielki chaos - mówi Małgorzata Jaźwińska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, na procesie ws. ataku na funkcjonariuszy Straży Granicznej.

Chodzi o wydarzenia, do których doszło w strzeżonym Ośrodku dla Cudzoziemców w Białej Podlaskiej. W środę zeznawali funkcjonariusze Straży Granicznej, którzy mieli zostać zaatakowani przez trzech Czeczenów.

Proces dotyczy wydarzeń, które rozegrały się 6 kwietnia 2017 r. roku nad ranem, gdy miała być deportowana jedna z kobiet mieszkających w ośrodku. Razem z nią miała być wydalona dwójka jej małych dzieci. Gdy zaczęła krzyczeć, z pomocą chcieli ruszyć m.in. oskarżeni Czeczeni - ojciec i dwóch synów. Mocno uderzali w drzwi, które - jak twierdzą, ku ich zaskoczeniu - były zamknięte. Nie wiedzieli, że w drugim końcu budynku trwa deportacja. Jak wynika z ich zeznań, bali się, że kobiecie dzieje się krzywda i dlatego chcieli wyjść z pokoju, by jej pomóc.

Jak tłumaczyli przed sądem, nie usłyszeli od strażników granicznych słowa wyjaśnienia. Dopiero gdy powiedzieli, że wzywają policję, drzwi miały zostać otwarte, a do ich pokoju wpuszczono gaz, powalono ich na ziemię, a potem w kajdankach zamknięto w izolatce. Młodszy z synów opowiadał, że po użyciu gazu nie mógł złapać oddechu, dusił się - zaczął się modlić, bo był pewien, że to już koniec.

Straż Graniczna: To nasi funkcjonariusze zostali zaatakowani

Straż Graniczna twierdzi jednak, że było zupełnie inaczej, że to cudzoziemcy byli bardzo agresywni. Przed sądem w środę zeznawali funkcjonariusze z Białej Podlaskiej oraz pogranicznicy z Chełma, którzy wtedy, przed rokiem, zostali wezwani do Białej, bo ktoś przewidział, że w trakcie deportacji matki z dziećmi może być gorąco. Grupa z Chełma była w pełni wyposażona: mężczyźni mieli ręczne miotacze gazu, pałki
teleskopowe, hełmy, specjalne kamizelki, kajdanki.

W trakcie procesu jeden z pograniczników podkreślał, że nie byli "uzbrojeni po zęby", bo nie mieli przy sobie broni. Musieli ją zdać w trakcie odprawy, przed interwencją. Niektórzy mieli jednak paralizatory (nie zostały użyte, choć na nagraniach z monitoringu widać paralizator w dłoni jednego z funkcjonariuszy).

- Trzymałem go, był gotowy do użycia. Mógłbym go użyć, gdybym był narwany. Ale uznałem, że nie muszę go używać - zeznał jeden z pograniczników.

Z zeznań funkcjonariuszy wyłania się taki oto obraz: przyjeżdżają specjalnie z Chełma, na nocną interwencję, w pełni wyposażeni; wiedzą, że może być niebezpiecznie, ktoś może być agresywny. Gdy w nocy dochodzi do deportacji i krzyków na korytarzu, w drzwi swoich pokoi stukają nie tylko oskarżeni dzisiaj Czeczeni, ale również mieszkańcy innych pomieszczeń. Tyle że tylko do jednego pokoju zostaje wezwana "grupa specjalna" (ta z miotaczami gazu, kajdankami, specjalnie ubrana). Gdy drzwi się otwierają, ojciec i dwóch synów - według tego, co mówią pogranicznicy - są agresywni,
wymachują rękami, coś krzyczą. Brakuje komunikacji, bo większość funkcjonariuszy nie zna języka rosyjskiego/ czeczeńskiego. Przyznali to przed sądem.

"Ja tylko stanąłem mu na nodze"

Cudzoziemcy są wyrwani ze snu, mają na sobie jedynie spodnie od dresów i jakieś koszulki, są na bosaka albo w klapkach. Jeden z pograniczników staje całym ciężarem ciała na gołej nodze jednego z Czeczenów.

- Ja tylko stanąłem. Nie kopałem go, nie naciskałem, nie skakałem po nodze. Tylko stanąłem - mówił przed sądem jeden z funkcjonariuszy. - Nie po to tam pojechaliśmy, żeby się z nimi bić, tylko po to, by utrzymać porządek - dodał świadek ze Straży Granicznej. 

Zeznania wykute na pamięć?

W zeznaniach funkcjonariuszy można było dostrzec nieścisłości i wątpliwości. Jeden z nich mówił tak pewnie, jakby wszystkiego nauczył się na pamięć - nawet sędzia zwrócił uwagę na to, że dziś, po prawie roku, pamiętał więcej szczegółów niż w trakcie przesłuchania tuż po zajściu w ośrodku. Na pytanie sędziego, jak to możliwe, odpowiedział: "Tak to pamiętam".

W izolatce w kajdankach. Dlaczego?

Adwokat oskarżonych, mecenas Marek Siudowski pytał m.in. o to, dlaczego jeden z Czeczenów, gdy był już zamknięty w izolatce, nie został rozkuty z kajdanek. - Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie - stwierdził jeden z funkcjonariuszy.

Nieprecyzyjne są zeznania dotyczące uderzenia pogranicznika przez Czeczena: część świadków mówi, że widziała zamachnięcie ręką, ale samego momentu uderzenia - już nie.


Kolejna kwestia to groźby, które miały paść w kierunku funkcjonariuszy. "Ubijem was" - mieli powiedzieć cudzoziemcy. - Bałem się, że to realna groźba, że kiedyś mogę ich spotkać i że może mi się coś stać - zeznał pogranicznik, który ma status pokrzywdzonego. 

Kolejna rozprawa w kwietniu 

Wtedy mają zeznawać pozostali świadkowie ze Straży Granicznej. Sąd wtedy też obejrzy prawdopodobnie nagranie z monitoringu z Ośrodka dla Cudzoziemców. Zapis z kamer już wcześniej przeanalizowali pracownicy biura Rzecznika Praw Obywatelskich - nagranie, na którym widać, że od początku interwencji to Straż Graniczna blokowała drzwi do pokoi cudzoziemców, uniemożliwiając im wyjście na korytarz. Czeczeni sami nie wydostali się na zewnątrz – to funkcjonariusze, na polecenie przełożonego, otworzyli w końcu drzwi.

- W ocenie Rzecznika dwaj mężczyźni, którzy po otwarciu drzwi pojawiają się w nich jako pierwsi, nie atakują ani nie próbują uderzyć stojących przy drzwiach funkcjonariuszy. W stosunku do obydwu zostaje zastosowany przymus bezpośredni – siła fizyczna. Dopiero po użyciu siły fizycznej wobec dwóch cudzoziemców następuje gwałtowna reakcja trzeciego z mężczyzn. Również on zostaje obezwładniony przez funkcjonariuszy" - czytamy w komunikacie RPO.

Pracownicy RPO od początku twierdzili, że prokuratura powinna zbadać również wątek związany z przekroczeniem uprawnień przez funkcjonariuszy. To śledztwo zostało jednak umorzone.

Zobacz także: Co się wydarzyło o świcie w ośrodku dla cudzoziemców? Są nagrania. I dwie interpretacje tego, co na nich jest

TOK FM PREMIUM