"Wymiar sprawiedliwości się myli, mylił się i zawsze będzie się mylił". Tomasz Komenda nie jest jedyny
Tomasz Komenda został warunkowo zwolniony po 18 latach spędzonych w więzieniu. Był skazany na 25 lat za zamordowanie 15-latki. Według najnowszych ustaleń prokuratury to nie on popełnił zbrodnię.
Kluczowe w tej sprawie może się okazać to, że na początku śledztwa pan Tomasz przyznał się do zarzucanych mu czynów. I choć odwołał swoje zeznania, bo jak przekonywał, zostały one wymuszone biciem. I choć alibi dało mu 12 osób, został uznany za winnego.
- W potocznym przekonaniu nikt o zdrowych zmysłach nie przyznaje się do zabójstwa.Jeśli się przyzna, to od razu szukamy dowodów potwierdzających, że to on. Samo przyznanie się nie jest - i nie powinno być - koroną dowodów, tym co przesądza o winie. Ale to ukierunkowuje śledczych - mówi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
A pamiętać trzeba, że policjanci i prokuratorzy działają pod presją. Szczególnie gdy sprawa dotyczy zabójstwa. - Wtedy, jeśli jest człowiek, który przyznał się do winy, ktoś może uznać, że nie ma co dalej szukać. A przecież człowiekiem, który się przyznaje, mogą kierować różne emocje i motywy - mówi Kładoczny.
"Tak będzie lepiej"
Wątek przyznania się do winy pojawia też w sprawie dotyczącego pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Do którego doszło na Lubelszczyźnie. - Mam, delikatnie mówiąc, poważne wątpliwości, czy osoba skazana słusznie odbywa karę za zabójstwo. Policjant przez pół godziny rozmawiał - bez protokołu - z osobą podejrzaną, a następnie skazaną. I wytłumaczył, że będzie dużo zręczniej - i dla niego lepiej - gdy się przyzna. Bo dostanie niższą karę, będzie miał lepsze warunki, może nie będzie aresztowany - wymienia dr Kładoczny.
Śledczy poza przyznaniem się do winy mieli niewiele dowodów.
- To właściwie poszlaki. Pierwsza - kastet, który mógłby być narzędziem zbrodni. Ale nie ma na nim żadnych śladów, a z opinii biegłych tylko wynika, że obrażenia mogły być zadane kastetem. Na ubraniu sprawcy zabezpieczono też krew. Ale potem okazało się, że to krew zwierzęca. Były też zeznania świadków, które nie wykluczyły udziału zatrzymanego - wyliczała Maria Ejchart-Dubois z Kliniki Niewinność Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Sąd I instancji uznał, że dowody nie są mocne - uniewinnił mężczyznę. Ale sąd II instancji uchylił uniewinnienie i ostatecznie mężczyzna odsiaduje wyrok za zabójstwo.
Długa lista
Do winy sam przyznał się też inny Tomasz K., który został skazany za zabójstwo dziecka. Do zbrodni doszło w Lisewie Malborskim. - Niepełnosprawny
intelektualnie młody mężczyzna przyznał się po tym, jak policjanci obiecali, że
dadzą mu postrzelać i założyć moro. W ciągu 24 godzin od zatrzymania był
kilkukrotnie przesłuchiwany i w dzień i w nocy. Opisywał, że go rozebrali, nie
dawali jeść, nie mógł iść do toalety, aż w końcu się przyznał - wspomina Ejchart-Dubois
Przeczytaj: 1 mln zł dla Tomasza K., jeśli potwierdzi się, że jest niewinny? "Mało. To będzie kolosalna kwota">>>
W tej sprawie - tak jak w przypadku Tomasza Komendy - nie pomogli świadkowie, którzy dali podejrzanemu alibi. Po błyskawicznym procesie zapadł wyrok - 15 lat pozbawienia wolności. Po trzech latach wyszedł na wolność, bo śledczy mieli innego podejrzanego.
- Jestem daleka od tego, żeby kogokolwiek oceniać za to, że coś podpisał, przyznał się. Bo trudno sobie "na chłodno" wyobrazić stres towarzyszący zatrzymaniu i przesłuchaniu - podkreśliła prawniczka.
Nic nie da się zrobić?
W przypadku sprawy Tomasza Komendy oraz morderstwa w Lisewie Malborskim skazani mieli sporo szczęścia. Znacznie mniej mają dwaj mężczyźni skazani na dożywocie za zamordowanie nastoletnich braci w Giżycku.
Jesienią od morderstwa minie 20 lat.
- Myślę, że to zbadana przez nas najlepiej. Chyba w ogóle nie ma sprawy lepiej zbadanej - oceniła prawniczka z HFPC.
O zabicie braci oskarżonych zostało pięciu mężczyzn. Dwóch z nich skazano na dożywocie, choć nigdy nie przyznali się do dokonania zbrodni.
- Nie umieli też nic powiedzieć o tym zabójstwie. Natomiast trzech pozostałych zeznawało na ich niekorzyść, obciążyli ich. Protokoły z ich przesłuchań są praktycznie takie same. Mimo tego, że znam tę sprawę na wylot, nie wiem, jak to się stało. Nie wiem, dlaczego oni... Jeden z mężczyzn, który obciążył naszych klientów, wcześniej był przesłuchiwany w charakterze świadka. Mógł usłyszeć, jeśli się przyznasz i ich obciążysz, to nie będzie dla ciebie tak najgorzej. I rzeczywiście nie było – dostał 25 lat. Nasi klienci dostali dożywocie - mówi Ejchart-Dubois.
I wspomina jedną z rozmów z policjantami, którym przedstawiała wątpliwości dotyczące sprawy: Jak nam się nie udało przez kasację nadzwyczajną tej sprawy wzruszyć, to szukaliśmy innego sposobu. Myśleliśmy w ten sposób: skoro sprawca bądź sprawcy podwójnego zabójstwa chodzą po ulicy, to policja musi się tym zainteresować. A usłyszeliśmy, że skoro jest prawomocny wyrok, to po co ruszać taką sprawę.
Nie pomogły wątpliwości prawników z HFPC, interwencje polityków, a nawet przyznanie się przez jednego z trzech mężczyzn obciążających skazanych na dożywocie, że ich wrabiał.
Panowie Marcin i Krzysztof cały czas odsiadują dożywocie.
Temida jest ślepa...
Są kraje, w których stworzono system zabezpieczeń by, jak najrzadziej dochodziło do pomyłek w wymiarze sprawiedliwości. Czy Polska może iść podobną drogą?
- Żeby takie rozwiązania wprowadzić trzeba uznać, że pomyłki się zdarzają. My
jesteśmy jeszcze przed tym etapem, żeby w debacie publicznej uznać: tak to się
zdarza; wymiar sprawiedliwości się myli, mylił się zawsze i zawsze się będzie
mylił - stwierdziła Maria Ejchart-Dubois.
Na pewno w takim systemie zabezpieczeń powinna się znaleźć pomoc prawna.
Bo choć - zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami - każdy ma prawo do
obrońcy, nie tylko sprawy opisane w tym artykule pokazują, że nie jest dobrze. A
bez dostępu do adwokata, od momentu zatrzymania człowieka, nie możemy mieć
zagwarantowanego prawa do rzetelnego procesu.
Na pewno w takim systemie zabezpieczeń powinna się znaleźć pomoc prawna. Bo choć - zgodnie z obowiązującymi w Polsce - każdy ma prawo do obrońcy, nie tylko sprawy opisane w tym artykule pokazują, że nie jest dobrze. A bez dostępu do adwokata, od momentu zatrzymania człowieka, nie możemy mieć zagwarantowanego prawa do rzetelnego procesu.
Przeczytaj: W Polsce nadal bywają problemy z dostępem do adwokata. Zasobność portfela to tylko jedna z przyczyn>>>
- To problem systemowy: policjant traktuje obecność adwokata jako "przeszkadzacza", przeszkodę w tym, by załatwić sprawę szybko. Bardzo często, szczególnie o sprawach nie dotyczących najcięższych przestępstw, mówią: po co ci adwokat, to tylko koszty są, a my się tu dogadamy - alarmuje dr Piotr Kładoczny.
Kolejnym zabezpieczeniem przed nadużyciami i ew. błędami mogłoby być nagrywanie wszystkich dokonywanych w sprawie czynności.
Pozytywnej zmiany nie będzie też bez edukacji prawnej, bo dzięki temu obywatele mogą mieć świadomość przysługujących im praw. Będą też mogli ocenić wagę obietnic składanych im przez śledczych.
Zdaniem Marii Ejchart-Dubois edukacja powinna obejmować także policjantów.
- Żeby mieli świadomość, że to, co dzieje się na początku postępowania jest kluczowe. I błędy, które wtedy się popełnia niezwykle ważą na przebiegu sprawy. Przypomnijmy sprawę zabójstwa gen. Marka Papały. Trudno o lepszy przykład i bardziej prestiżową sprawę. Po wielu latach od morderstwa okazało się, że niedopałki papierosów znalezione na miejscu - zabezpieczone jako dowody - należą do policjantów. Ważna jest też edukacja sędziów, którzy nie są przygotowani do tego, by oceniać opinie biegłych - mówi.
Prawniczka przytacza też rozwiązania stosowane w Norwegii i Wielkiej Brytanii. Działają tam rady złożone z osób powszechnie szanowanych, autorytetów, które zajmują się analizowaniem spraw, w których "mogło dojść do pomyłki". - Nie mogą podejmować decyzji procesowych, ale mogą kierować do sądu najwyższego wniosek o wznowienie i takie sprawy są wznawiane. Takie rady cieszą się wielkim szacunkiem i autorytetem - mówiła prawniczka.
W skład takich rad wchodzą np. byli sędziowie sądu najwyższego.
Czy u nas takie rozwiązania dałoby się wprowadzić? W sytuacji firmowanej przez rządzących "reformy" wymiaru sprawiedliwości i dyskredytowania środowiska sędziowskiego trudno to sobie wyobrazić. Bo kto miałby zostać uznany za osobę z niepodważalnym autorytetem?
Jedna drużyna
- Musimy przyjąć, że dochodzi do pomyłek i wszyscy - od policjantów do adwokatów - gramy w tej samej drużynie, a nie przeciwko sobie. Po to, żeby sprawiedliwości stało się zadość - przekonuje dr Kładoczny.
Sprawa Tomasza Komendy nawet największych niedowiarków powinna przekonać, że wymiaru sprawiedliwości bez pomyłek po prostu nie ma.
- Jeśli mamy około 75 tysięcy więźniów i jeżeli przyjmiemy, że pomyłki dotycząc 5 proc. przypadków, to mamy niecałe 4000 osób. Nawet jeśli podzielimy to jeszcze na połowę, jest 2000 osób. To przerażające - ocenia Ejchart-Dubois.
Przypadki spraw, w których skazywano osoby niewinne, powinny doprowadzić do zmian systemowych. Ale czy przy towarzyszącej nam retoryce "silnego państwa" to możliwe do zrealizowania? - To sytuacja w której mówimy o tym, co jest dla państwa ważne: czy pokazanie, że państwo jest silne, łapie i karze przestępców; czy to że państwo dba o najsłabszych. A zazwyczaj tracą osoby najsłabsze, którymi w tym wypadku są osoby, które mogą być niesłusznie skazane - podsumowuje prawniczka z HFPC.
-
Politycy nadużywający kłamstwa otrzymali "turbodoładowanie". "Pojawiła się możliwość oszukiwania społeczeństwa na masową skalę"
-
PiS znów obniży wiek emerytalny? Ekspert: Tym nie da się już wygrać wyborów
-
"Zwijała z ulic" polskich chłopców, by kopulowali dla III Rzeszy. Kim była Inge Viermetz?
-
Ulewy oraz burze z gradem. IMGW wydało ostrzeżenia dla kilku województw
-
Tusk czy Morawiecki? Polacy wskazali, który z polityków byłby lepszym premierem [SONDAŻ]
- Iga Świątek wygrała w finale wielkoszlemowego French Open. Pokonała Czeszkę Karolinę Muchovą
- "To przekażcie Putinowi". Zełenski o kontrofensywie: Wszyscy dowódcy nastawieni są pozytywnie
- Iga Świątek gra z Czeszką Karoliną Muchovą w finale French Open. Ma szansę na czwarty w karierze wielkoszlemowy tytuł
- Wysadzenie tamy w Nowej Kachowce. "Zapasów jedzenia pozostało na dwa dni, brakuje wody pitnej"
- Boris Johnson ustąpił z funkcji posła. Były premier Wielkiej Brytanii ogłosił "natychmiastową rezygnację"