"Jako ranny weteran jestem bardzo niezadowolony". Tak Polska traktuje swoich żołnierzy

- Koledzy z Rumunii czy Ukrainy spotykają się z dużo większym szacunkiem ze strony państwa - mówi żołnierz postrzelony w Afganistanie. - A weterani pozostawieni sami sobie są niebezpieczeństwem.

- Trudno ocenić od razu, kto po powrocie z misji zagranicznej potrzebuje pomocy. Gros jest osób, które ukrywają problem, by nie stracić przyjaciół czy pracy, trzymają to w domu. Dochodzi do wielu rozwodów, awantur - mówi w TOK FM starszy chorąży Tadeusz Sąsiadek, weteran misji ONZ w Syrii i Libanie, wiceprzewodniczący Zrzeszenia Weteranów Działań Poza Granicami Państwa. - Nagminne są ucieczki w alkohol, a także twardsze używki, które pozwalają zapomnieć o problemach psychicznych - rozwija.

Chociaż polskie państwo roztacza opiekę nad powracającymi z działań żołnierzami (np. dając dodatkowe 5 dni urlopu i zapewniając szpitalne leczenie psychiatryczne), to według weteranów jest ona niewystarczająca.

Pomaga sport i życzliwość

- Koledzy z Rumunii czy Ukrainy spotykają się z dużo większym szacunkiem ze strony państwa. Kiedy byłem w Stanach Zjednoczonych, spotykałem się z życzliwością obcych ludzi. W muzeum lotnictwa legitymacja weterana dała mi nie tylko wejście na wystawę, ale też propozycję przelotu bojowym odrzutowcem - opowiada Przemysław Wótowicz, uczestnik misji w Afganistanie, szef zespołu ds. weteranów fundacji Stratpoint.

Czytaj też: W tym zawodzie prawie zawsze zabija się człowieka. Stres jest porównywalny z przeżyciami z frontu

- A w Polsce taka legitymacja nie daje nawet ulgi na basem - dodaje, podkreślając jak bardzo sport pomaga mu radzić sobie z fizycznymi i psychicznymi skutkami ran postrzałowych, które odniósł na służbie.

MON odrzuca pomysły weteranów

Goście Mikołaja Lizuta zwracali uwagę, że chociaż w Polsce jest 750 zarejestrowanych rannych weteranów, to potrzebujących może być znacznie więcej. Legitymacji nie dostaje bowiem każdy wracający do kraju żołnierz, a jedynie ci, którzy o to wystąpią.

Przedstawiciele weteranów chcieliby, by o taki status mógł ubiegać się również personel wsparcia, w tym pielęgniarki, sanitariusze i tłumacze. Według obowiązującej ustawy to niemożliwe, a projekt nad którym pracuje MON również nie wskazuje na taką możliwość. Większość propozycji środowisk weteranów została w procesie konsultacji odrzucona.

Weteran pozbawiony pomocy staje się niebezpieczny

- Jako ranny weteran mogę wyrazić swoje zdanie: jestem bardzo niezadowolony zarówno ze starej ustawy, jak i z nowelizacji, bo dzielą nas na mniej i bardziej rannych - mówi Wójtowicz. Pewne świadczenia, takie możliwość wyjazdu do sanatorium, będą bowiem nadal mieli jedynie żołnierze, u których stwierdzono 30-procentowy i większy uszczerbek na zdrowiu. - Musi istnieć ustawowa norma pomocy dla wszystkich. Nie można dzielić ludzi - mówi weteran.

Czytaj też: Depresja główną przyczyną niezdolności do pracy. Tak może być w Polsce już za kilka lat

- Weterani pozostawieni sami sobie są niebezpieczeństwem. Wspaniały serial “Peaky Blinders” opowiada o bandzie z Birmingham złożonej z weteranów I wojny światowej. Nawet w starym podręczniku KGB jest napisane, że jeżeli szuka się agenta w innym kraju, warto znaleźć weterana, który stracił nogę na wojnie, najlepiej przystojnego; osobę sfrustrowaną.

TOK FM PREMIUM