Ameryka Południowa walczy z produkcją narkotyków?

Ameryka Południowa walczy z produkcją kokainy. W Boliwii zlikwidowano dwie fabryki narkotyków. Peruwiańscy komandosi tropią narkoterrorystów w rejonie Rio Negro, a Wenezuela deportowała osiemnastu Hiszpanów oskarżonych o przemyt. Czy to przełom dla regionu, którego gospodarki opiera się w dużej mierze na uprawie liści koki? - Te pokazowe działania to zwrot, ale nie rozwiązanie problemu - uważa Jacek Klisowski, wieloletni korespondent KAI w Peru.

W boliwijskim Santa Cruz policja antynarkotykowa skonfiskowała ponad 2,5 tony base, kokainowego półproduktu. Narkotyki zapakowane w torby i paczki ukryte były w jednym z domów i samochodzie. Aresztowano przy tym dwóch Peruwiańczyków. Mieli dostarczyć towar do jednej z fabryk kokainy w boliwijskiej selwie. Tydzień wcześniej żołnierze wytropili i spalili dwie takie wytwórnie kokainy w dżungli niedaleko Santa Cruz. W każdej z nich produkowano 200-250 kilogramów kokainy tygodniowo. Takich ukrytych fabryk jest jeszcze kilkanaście do kilkudziesięciu tysięcy w samej tylko Boliwii. W każdej z nich pracuje 15-30 osób z Boliwii, Peru czy Kolumbii. W miejsce niszczonych powstają nowe fabryki. Podobnie jak w miejsce niszczony plantacji krzewów koki powstają kolejne w bardziej niedostępnych miejscach tropikalnego lasu. W tych policyjnych nalotach zatrzymano w sumie tylko 4 osoby.

Metody wojenne niewiele dają

W peruwiańskim regionie Junin, w powiecie Rio Negro, komandosi i policja walczą z narkoterrorystami ze Świetlistego Szlaku. W starciach żołnierzy ze szmuglerami kokainy giną i jedni i drudzy. Kontrole na jedynej drodze prowadzącej do Satipo w Amazonii Centralnej zdarzają się nawet kilka razy w ciągu dnia. Wszystko po to, by wyłapać transporty kokainy z selwy na wybrzeże, do stolicy kraju, Limy.

- Walka zbrojna z narkotykami nie prowadzi do ich wyeliminowania. Przeciwnie. Nasilają się konflikty społeczne i jest dużo ofiar - ocenia Klisowski. - I to głównie wśród rdzennej ludności - dodaje. Wojskowe akcje przeciw producentom narkotyków przynoszą marne efekty, bo godzą w biednych Indian. - Gdyby nie było rynków zbytu, nikt by kokainy nie produkował - na Europę i Stany Zjednoczone - wskazuje Tomasz Morawski, konsul honorowy w Ekwadorze. - Człowiek, który uprawia liście koki, ma z nią takie same relacje, jak my z marchewką - dodaje.

- Nie ma upraw, które mogłyby konkurować cenowo z uprawą liścia koki - podkreśla z kolei Klisowski. - To bardziej opłacalne niż np. uprawa ananasów - dodaje. Wtóruje mu Aldo Vargas, przewodnik i znawca boliwijskich społeczności. - Nie można łączyć liści z narkotykiem. Koka to cześć kultury, jak święta roślina - podkreśla Vargas. Tamtejsze grupy przestępcze skupują ją jednak od rolników i przetwarzają produkując narkotyki. Niszczą społeczeństwo w takim samym stopniu, jak środowisko - dodaje.

Legalne liście

Same liście koki są zupełnie legalnym produktem. Można je kupić na każdym indiańskim targowisku. I tu koło się zamyka. Niszczenie upraw koki czy fabryk kokainy to za mało w krajach, gdzie najbiedniejsi ludzie po prostu nie mają innego zajęcia. Kraje Ameryki Południowej, w tym Boliwia, Peru i Kolumbia, to najwięksi producenci liści koki i kokainy, z której ogromna większość (ponad 80 proc.) szmuglowana jest potem do Europy i Ameryki Północnej. Do tej pory władze tych krajów walczyły, ale nie z uprawą koki, tylko z kampanią innych państw i organizacji przeciw niej. Głównym argumentem obrońców uprawiania koki jest przekonanie, że lokalni rolnicy nie będą chcieli uprawiać jakichkolwiek innych roślin. Narkotykowa wojna trwa - czytaj w Wyborcza.pl . - czytaj też: Przysługa, która kończy się w więzieniach .

TOK FM PREMIUM