Dr Mirosław Oczkoś o kampanii wyborczej: PiS wszedł w dziwną fazę. Miał być sprint, a jest zadyszka

- Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało, że musi wygrać wybory bez względu na to, co się wydarzy - ocenił w TOK FM dr Mirosław Oczkoś. Ekspert do spraw wizerunku uważa, że w kampanii partia Jarosława Kaczyńskiego złapała lekką zadyszkę.
Zobacz wideo

Do wyborów parlamentarnych pozostało 25 dni. Partie polityczne i komitety wyborcze intensyfikują kampanię. Jedni jeżdżą busami po kraju, inni organizują konwencje regionalne. - Żeby wygrać wybory, trzeba chcieć i pokazać wyborcom, że chce się chcieć. Strategie są różne, a zweryfikują się przy urnie wyborczej. Dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, czy ci, co jeździli i się spotykali, mieli rację, czy ci, co zastosowali tzw. nalot dywanowy, jak w przypadku partii rządzącej - stwierdził w TOK FM dr Mirosław Oczkoś. Jak dodał, w przypadku partii rządzącej  "widać wielkie pieniądze, które na 100 procent przekraczają dozwolony budżet, ale to pewnie nie będzie nigdzie wykazane".

Ekspert podkreślił, że konwencje wyborcze (organizowane w wielkich halach, z setkami uczestników i pełną oprawą wizualną), których w tej kampanii jest wyjątkowo dużo, są bardzo drogie. - Jakby na to nie patrzeć, nie da się tego zrobić za 5 zł. To nie jest rękodzieło artystyczne, ktoś musiał za to zapłacić - powiedział. - Może Polska Fundacja Narodowa, która transferuje pieniądze do jakiejś mitycznej agencji w Stanach Zjednoczonych - ironizował dalej gość Piotra Maślaka.

Oczkoś: Jest lekka zadyszka w PiS

W kontekście strategii Prawa i Sprawiedliwości, dr Oczkoś stwierdził, że "partia ta zdecydowała, że musi wygrać wybory bez względu na to, co się wydarzy". Ale - jak dodał - kampania partii rządzącej "weszła ostatnią w dziwną fazę". - Miał być sprint, a widać, że jest lekka zadyszka w PiS spowodowana jednak nie tym, że im się nie chce, tylko tym, że oni uznali, że już wygrali te wybory - ocenił ekspert ds. wizerunku.

Przestrzegał, że takie podejście może się dla polityków Prawa i Sprawiedliwości źle skończyć, bo jeśli zrezygnują z walki na ostatniej prostej kampanii - wcale nie muszą wygrać. A tym bardziej - zdobyć większości, która pozwoli na samodzielne rządzenie. 

Gość TOk FM zwrócił też uwagę na jeszcze jedną kwestię. - PiS osiągnął już pułap takiego sposobu poniżania przeciwnika, że ten przeciwnik zaczyna w oczach wyborców wyglądać jak ofiara, a my się lubimy solidaryzować z ofiarami - stwierdził. Przestrzegał, że PiS może zwyczajnie "przegiąć" w poniżaniu innych - nie tylko przeciwników w walce wyborczej, ale też na przykład przedstawicieli LGBT, lekarzy - rezydentów czy nauczycieli.

- Bo ja nie pamiętam takiego stopnia pogardy po 1989 roku dla swoich przeciwników. Rzadko się traktowało ich jako wrogów, a tu są to właśnie wrogowie do wyeliminowania. I pomysł jest taki, żeby nie tylko z nimi wygrać, ale ich wykończyć. Poniżyć tak, by "umierając", mieli poczucie, że są przegrani i opluci. To jest straszne - ocenił. Przyznał, że podobne praktyki widoczne są nie tylko w Polsce. Choć w naszym kraju, w ogniu kampanii, szczególnie rzucają się w oczy "na przykład w sposobie wypowiadania się polityków PiS i dziennikarzy PiS-owskich". - Mają poczucie mocy i władzy - powiedział dr Mirosław Oczkoś. 

Wycofanie "Solid gold". "To jest coś niebywałego"

Na koniec politolog odniósł się też krótko do sprawy wycofania filmu "Solid Gold" z Konkursu Głównego 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Film został wycofany przez producenta - firmę Akson Studio. Powodem miały być rozbieżności między producentem a koproducentem, którym jest Telewizja Polska. W efekcie dzieło nie otrzymało kolaudacji. Reżyser filmu Jacek Bromski o całej sprawie dowiedział się od dziennikarzy i nie krył zdziwienia. - To jest coś niebywałego, żeby po 1989 roku działy się takie rzeczy - stwierdził w TOK FM dr Oczkoś. - Jeden może uderzyć celnie słowem, a inny musi wziąć kamień do ręki. Cenzura wchodzi takimi właśnie zakusami - dodał.

Cała sprawa może mieć kontekst polityczny. Fabuła filmu "Solid Gold" budzi skojarzenia z aferą Amber Gold. Opowiada historię policjantki Kai (w tej roli Marta Nieradkiewicz), która po nieudolnej próbie ujęcia przestępcy w sopockim kasynie gry zostaje przez niego porwana i zgwałcona, a uciekając z pułapki, zabija swoich oprawców, w końcu odchodzi z pracy. Po wielu latach wraca, zajmuje się rozpracowaniem przestępców zajmujących się budowaniem piramidy finansowej o ogromnym zasięgu.

Jak pisała "Gazeta Wyborcza" - Telewizja Polska miała nalegać, aby premiera filmu odbyła się przed wyborami parlamentarnymi. Odpowiednio zmontowane spoty i reklamy miały bowiem uderzać w opozycję, której PiS zarzuca związki z Amber Gold. Datę premiery początkowo przesunięto z lipca na 11 października, ostatecznie - na wniosek m.in. ekipy filmowej - zdecydowano o przesunięciu premiery na 18 października.

Pobierz Aplikację TOK FM, słuchaj i testuj przez dwa tygodnie za darmo:

TOK FM PREMIUM