Prof. Antoni Dudek: Platforma sięga dna, ale jest sposób na odbicie się

- Gdyby opozycji udało się wykreować kandydata na prezydenta zdolnego osiągnąć połowę poparcia społecznego, to rządy Prawa i Sprawiedliwości mogą się załamać w przyszłym roku - mówił w TOK FM prof. Antoni Dudek z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Zobacz wideo

Państwowa Komisja Wyborcza podała wyniki wyborów parlamentarnych z blisko 91 proc. komisji wyborczych. PiS ma 44,57 proc., KO - 26,65 proc., SLD - 12,27 proc., PSL - 8,63 proc., a Konfederacja - 6,76 proc. 

Jak wskazała na wstępie Zuzanna Dąbrowska z "Rzeczpospolitej", wraz z ogłoszeniem cząstkowych na razie wyników wyborów "pękły bańki, w których wszyscy żyjemy". - Ogłoszenie wyników to jest zawsze taki moment prawdy i uświadomienia sobie, jak świat naprawdę wygląda. A im grubsze były ściany tych naszych baniek, tym większy jest szok tych, którzy w nich siedzą. To widać i po stronie PiS, i w PO - mówiła dziennikarka. Jak dodała, zwolennicy Koalicji Obywatelskiej nie mogą zrozumieć, dlaczego przegrali, a zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości - dlaczego nie mają większości absolutnej. 

Wyniki wyborów. "PiS musi mieć swojego prezydenta"

Zdaniem profesora Antoniego Dudka Prawo i Sprawiedliwość rzeczywiście liczyło na więcej. Jego zdaniem próg, "o którym Jarosław Kaczyński marzył", to 276 mandatów, czyli większość 3/5, która dawałaby szanse na odrzucenie prezydenckiego weta. - Gdyby udało się osiągnąć taki wynik, wybory prezydenckie straciłyby na znaczeniu, a przy takiej większości PiS musi mieć swojego prezydenta - stwierdził prof. Dudek. 

Politolog przekonywał jednak, że mimo wyniku, który nie jest szczytem politycznych marzeń, Prawo i Sprawiedliwość będzie teraz budowało narrację, że zagłosowało na nich blisko osiem mln obywateli, że po czterech latach udało im się zdobyć o siedem punktów procentowych więcej niż w 2015 roku, co świadczy o tym, że ludzie im ufają. - Tak to będzie przedstawiane masom i na tym będzie także budowana narracja w kampanii Andrzeja Dudy - mówił prof. Dudek. 

Czy PiS wygraną w wyborach prezydenckich ma w kieszeni? Zdaniem prof. Dudka - niekoniecznie. Politolog przekonywał, że Prawo i Sprawiedliwość jest formacją osamotnioną i nie ma za bardzo gdzie szukać ewentualnych sojuszników. Z drugiej strony - nie ma ponad 50 proc. poparcia społecznego. - Ma nieco poniżej, co jest kluczowe dla wyborów prezydenckich. To oznacza, że jeśli opozycji uda się wykreować kandydata zdolnego osiągnąć połowę, to rządy Prawa i Sprawiedliwości mogą się załamać w przyszłym roku - stwierdził gość TOK FM.

Potrzebny wspólny kandydat opozycji na prezydenta

Zdaniem politologa najwięcej do powiedzenia w kontekście wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich będzie miała Platforma Obywatelska (jako najliczniejsza partia opozycyjna). - Jeśli w Platformie zwycięży myślenie o partyjnym kandydacie, to Andrzej Duda bez wątpienia wygra. Ale jeśli PO zdoła wykreować jakiegoś kandydata, który będzie do przyjęcia przez lewicę i PSL, to wtedy może się okazać, że to będzie sposób na odbicie się Platformy od dna, bo teraz ta partia sięga dna - przekonywał prof. Dudek. 

Do tej pory spekuluje się, że kandydatką PO w wyborach na prezydenta Polski miałaby być Małgorzata Kidawa-Błońska, która startowała z "jedynki" w Warszawie i zdobyła ponad 100 tys. głosów więcej niż "jedynka" PiS, Jarosław Kaczyński. Antoni Dudek podkreślił jednak, że Kidawa-Błońska to kandydatka stricte partyjna, która nie zdoła zjednoczyć wokół siebie innych ugrupowań. 

Jeśli opozycja się nie obudzi, twierdzi profesor Dudek, i nie będzie szukała porozumienia w kwestii wyborów prezydenckich, przez cztery lata "będzie gniła w ławach opozycji". - I w takim wypadku podejrzewałbym, że za cztery lata wykreuje się jakaś nowa opcja liberalna, to znaczy duch Ryszarda Petru wróci - wskazał gość TOK FM. I dodał, że nie wyobraża sobie tego, że liberalny wyborca miałby być reprezentowany w Sejmie przez ludzi pokroju Sławomira Neumanna. Profesor odniósł się tym samym do taśm ujawnionych pod koniec kampanii przez TVP. Przekonywał, że nagrania zaszkodziły PO i pokazały, jak naprawdę funkcjonuje ta partia i "jak głęboko jest zdegenerowana".

Czy PO może się zmienić?

Zdaniem prof. Jarosława Flisa to, czy Platforma Obywatelska będzie w stanie się zmienić, zależy w dużej mierze od samorządowców wywodzących się z tej partii. Politolog ocenił, że właśnie oni mają taką siłę, która pozwoliłaby na pewne oczyszczenie tej formacji. - Oni nie muszą się obawiać Schetyny, on im nic nie zrobi, nie zwolni ich. A do tego są to ludzie, którzy mają mandat wyborców i sprawdzone kompetencje polityczne. Może przyjdzie taki czas, że uznają, że są ważniejsi niż szefostwo partii - zastanawiał się prof. Flis. 

Mniejszą optymistką względem takiego scenariusza była Zuzanna Dąbrowska z "Rzeczpospolitej". Wskazała, że samorządowcy - gdyby chcieli się jednoczyć - także musieliby mieć jakiegoś lidera, a nikogo takiego nie widać. - Nie wiem, czy Borys Budka, który jest cichym konkurentem Schetyny, ma w sobie tyle siły i nowości, żeby móc scementować całą partię i dać jej jakiś nowy pomysł - mówiła dziennikarka. 

Dąbrowska na koniec podkreśliła też, że "osobistą porażką" Grzegorza Schetyny jest też słaby wynik opozycji w wyborach do Senatu. Po zliczeniu przez PKW wyników z ponad 82 proc. komisji - w izbie wyższej także wygrywa PiS (45,79 proc.), a KO jest na drugim miejscu z wynikiem 33,9 proc. 

- Na razie mamy tylko część danych, ale już widać, że przewaga PiS jest zdecydowana. Nawet jeśli ta różnica będzie wynosiła tylko kilka głosów na korzyść PiS, to będzie oznaczało, że cały wysiłek [tworzenia tzw. paktu senackiego - red.] poszedł w gwizdek. I to jest bardzo duży błąd Grzegorza Schetyny. On nie chciał tego paktu. Chciał przynajmniej 90 proc. miejsc dla Platformy - stwierdziła Dąbrowska. Jak dodała, gdyby Schetyna zgodził się szerzej otworzyć miejsca na listach dla osób spoza PO, wynik mógłby być lepszy. 

Pobierz Aplikację TOK FM, słuchaj i testuj przez dwa tygodnie za darmo:

TOK FM PREMIUM