Mało wody w rzekach i kolejna susza. "Mówi się, że musimy coś z tym zrobić, ale nie ma działań"

Wiosna to okres najwyższych przepływów w rzekach. Zamiast tego mamy w tym roku suszę. Doskonale widać to na Odrze w Ścinawie. Wszystko za sprawą mało śnieżnych zim i niewielkiego poziomu opadów. Przed problemami z tym związanymi powinien nas chronić system małej retencji, jednak od lat niewiele się w tej sprawie robi.
Zobacz wideo

Poziom wody w rzekach w Polsce na wiosnę jest niski lub najwyżej średni. A to właśnie teraz powinno jej być najwięcej. Słuchacz TOK FM, mieszkaniec Ścinawy, dolnośląskiego miasta, przez które przepływa Odra, alarmuje, że niski stan wody utrzymuje się tam już od czterech lat. Podobne zdjęcia mogłyby powstać w innych miejscach kraju, nad innymi rzekami.

Odra w ŚcianawieOdra w Ścianawie Paweł Flunt

Gdzie indziej nie jest lepiej

Stan wody w najdłuższej polskiej rzece - Wiśle - w centrum Warszawy wynosi obecnie 64 cm.

Prof. Artur Magnuszewski z Zakładu Hydrologii UW zwrócił uwagę na wielkość przepływu wody w rzece. Średni poziom przepływu na wysokości Warszawy wynosi 500 metrów sześciennych na sekundę. Teraz to zaledwie 280 m3/s. To powód do zmartwień. Jak podkreślił profesor, jeśli spojrzeć na historyczne dane dotyczące przepływu rzek nizinnych w Polsce, to powinien on być w okresie wiosennym wyższy. 

- Nizinne rzeki w Polsce mają ustrój hydrologiczny śnieżno-deszczowy, czyli maksymalne przepływy wody powinny się w nich pojawić w marcu i kwietniu. W normalnych warunkach jest to efekt stopnienia pokrywy śnieżnej - wyjaśniał. Drugie maksimum, jeśli chodzi o poziom wody, może pojawić się zaś po intensywnych letnich opadach. 

Ekspert dodał, że ostatnie lata są nietypowe. - Głównie za sprawą bardzo ciepłych zim. Kiedy popatrzymy na ostatnie zimy, to można powiedzieć, że prawie ich nie było. Pokrywa śnieżna była bardzo uboga, szybko zrobiło się ciepło. A kiedy jest ciepło, to jest parowanie, a więc są straty wody - tłumaczył. 

Problem z zaopatrzeniem rzek wynika z tego, że po zimie nie ma warunków to odbudowy wód podziemnych. A to właśnie przez nie - w 70-80 procentach - zasilane są rzeki. - Jeżeli nie ma wody w gruncie, jest przesuszony, nie było warunków do odbudowy zasobów wód podziemnych, to potem mamy problem w ciągu roku - powiedział profesor Magnuszewski.

Podkreślił, że martwi to nie tylko w kontekście wykorzystania rzek jako dróg wodnych, ale także ze względu na rolnictwo, energetykę czy zaopatrzenie miast w wodę. 

Polska ma problem z wodą. "Duża część jest bardzo zanieczyszczona"

Kolejny suchy rok. Co robi państwo?

Irena Krukowska-Szopa, prezeska Fundacji Ekologicznej Zielona Akcja, także podkreśla, że kolejny rok z rzędu nie mamy w Polsce dostatecznej liczby opadów. - Od pewnego czasu nakładają nam się na siebie bardzo suche lata i nie następuje odbudowa zasobów wodnych - mówi w rozmowie z TOK FM.

Czeka nas więc pogłębiająca się susza.

Można z nią walczyć, rozwijając system małej retencji, czyli zatrzymywania wody, gdzie tylko się da: poprzez tworzenie małych zbiorników, spowalnianie biegu małych rzek, chronienie dolin rzecznych i tworzenie polderów zlewni, zatrzymywanie wody w rowach melioracyjnych, dbanie o oczka wodne i mokradła. 

Każdy metr sześcienny wody, który będzie dzięki temu zachowany, to rezerwa, z której można czerpać w czasie suszy. 

W poprawie sytuacji nie pomogą za to stopnie wodne czy zbiorniki budowane na dużych rzekach, ponieważ nie poprawiają one stanu wód gruntowych na dużym obszarze. 

Zapowiedzi były. Co z ich realizacją?

Co Polska robi, aby poprawić sytuację? Aktywistka wskazuje, że w 2013 roku Ministerstwo Środowiska opracowało "Strategiczny plan adaptacji dla sektorów i obszarów wrażliwych na zmiany klimatu". Jednak działania, które powinniśmy podejmować, zostały w tym dokumencie tylko bardzo ogólnie zarysowane. A trzeba podejmować działania lokalne i regionalne

- Koniecznością wydaje się planowanie działań adaptacyjnych na poziomie województwa. W latach 2004-2008 większość województw przygotowała programy małej retencji. To dokumenty, które są nieaktualne. W niektórych z nich skupiono się na wielkich zbiornikach wodnych. To się nazywało programy małej retencji, ale tak naprawdę służyło tworzeniu dużych zbiorników lub systemu obwałowań. A to nie załatwia sprawy - podkreśliła Krukowska-Szopa w rozmowie z TOK FM.

Czytaj też: Czekacie na truskawki? Susza dała się owocom mocno we znaki, a to oznacza kłopoty

- Na wielu szczeblach mówi się o tym, że musimy coś z problemem zrobić, ale nie ma rekomendacji, nie ma działań powszechnych, przekrojowych, które by od poziomu planowania do etapu wdrażania wspierały małą retencję - oceniła aktywistka. 

Dodała, że mała retencja była w niewielkim stopniu finansowana w ramach regionalnych programów operacyjnych. - A w tej chwili kończą się fundusze unijne, więc nie będzie w ogóle środków na robienie tego - zaznaczyła. Warto pamiętać, na co zwróciła uwagę nasza rozmówczyni, że unijne fundusze na lata 2021-2027 będą w 30 proc. przeznaczone na przeciwdziałanie zmianom klimatu. - Jest szansa, żeby na poziomie województw się pod to lepiej przygotować i pilnie uruchamiać środki krajowe - zaznaczyła. Bo inwestycje realizowane ze środków unijnych muszą być zasilane pieniędzmi krajowymi.

Wyschnięte koryta rzek? Jeszcze nie teraz

Polska nie ma dobrych warunków do tworzenia zasobów wodnych. Winne jest temu jej położenie geograficzne i klimatyczne. - Polska jest nizinnym krajem, nie mamy takich gór, które mogłyby zatrzymać czy wywołać opady. Układ polskich pasm górskich jest taki, że one praktycznie nie są w stanie zatrzymać transportu wilgoci, który znad Oceanu Atlantyckiego przemieszcza się nad Europą w stronę Uralu. Do tego oczywiście dochodzi problem zmian klimatu i z tym będziemy mieć problem w przyszłości - ostrzega prof. Magnuszewski.

Ekspert podkreślił, że nie grozi nam wizja wyschniętych koryt rzek. - Takie zjawiska występują przede wszystkim w górach. Na górskich potokach takie rzeczy rzeczywiście będzie można obserwować. W lecie będą - i już były - problemy z ujęciami wód, które czerpią ją właśnie z potoków górskich. Jeśli chodzi natomiast o Wisłę i inne duże rzeki, to nie zobaczymy takiego obrazka, że suchą nogą będzie można przez nie przejść. Zawsze jakaś woda będzie płynęła, tylko to mogą być niskie stany - uważa naukowiec.

Niższy przepływ wody w rzece to jej niższa jakość

Niski przepływ wody to także problem z jej jakością. Woda jest bowiem potrzebna również do rozcieńczania ścieków. A zanieczyszczenia mogą pojawić się też z niekontrolowanych źródeł. 

- One wszystkie potrzebują wody do rozcieńczania. Jeżeli przepływ wody na Wiśle jest niski, to trudniejsza jest także technologia oczyszczania wody, trzeba uruchomić więcej procesów technologicznych, żeby doprowadzić ją do oczekiwanych standardów. To przekłada się też na jakość wody w miejskich wodociągach - podkreślił naukowiec z Zakładu Hydrologii Uniwersytetu Warszawskiego.

TOK FM PREMIUM