Czarnobyl - serial a rzeczywistość. "Jest kilkaset teorii o tym, co naprawdę wydarzyło się w elektrowni i w reaktorze"

Serial HBO "Czarnobyl" bije rekordy popularności i zbiera fantastyczne recenzje. Wielu widzów traktuje go jako dokument, który mówi prawdę o wydarzeniach z kwietnia 1986 roku i kolejnych miesięcy. Czy słusznie?

"Z miejsca, gdzie stałem, widać było wielki, przypominający laser strumień światła, wydobywający się z reaktora. Pewnie powstał na skutek jonizacji powietrza. Światło miało kolor jasnoniebieskawy i było bardzo piękne. Oglądałem to widowisko kilkanaście sekund. Gdybym tam został jeszcze kilka minut, prawdopodobnie zginąłbym na miejscu zabity przez promienie Gamma, neutrony i przez wszystko, co się stamtąd wydobywało" - tak pierwsze chwile po wybuchu relacjonował Aleksander Juwczenko, który w nocy 26 kwietnia 1986 roku był w elektrowni w Czarnobylu na nocnej zmianie. Jego postać pojawia się w serialu "Czarnobyl", podobnie jak opisywany przez niego snop niebieskiego światła, wydobywający się wprost z reaktora.

Szukasz dobrych seriali? Polub Szkoda czasu na złe seriale na Facebooku

I tu pojawia się pierwszy, często powtarzany mit. W Czarnobylu nie doszło do klasycznie rozumianego pożaru. Był to przede wszystkim rozbłysk świetlny, ogień zaś pojawił się w sali turbin czy maszynowni. Wokół zniszczonego reaktora paliły się szczątki budynku, tliły się też fragmenty grafitu, które zostały ugaszone często bez użycia wody. Mówił o tym w audycji Karoliny Lewickiej dr Paweł Sekuła, historyk, kulturoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor książki "Likwidatorzy Czarnobyla. Nieznane historie".

Czarnobyl. Reaktor "2 w 1"

Reaktory, które pracowały w Czarnobylu, były specyficznym typem takich urządzeń, produkowano i używano ich tylko na terenie Związku Radzieckiego. Chodzi o RBMK - reaktor kanałowy dużej mocy. - Przede wszystkim bardzo prosty w obsłudze. Jego budowa była dosyć tania, gdyż zrezygnowano z pewnych zabezpieczeń, osłon bezpieczeństwa - wyliczał dr Sekuła.

Przyznał, że reaktory tego typu mogły również przysłużyć się przemysłowi militarnemu - były w stanie bowiem produkować pluton, niezbędny do wytworzenia bomb atomowych. Poza tym, rzecz jasna, produkowały prąd. Jak dodał gość TOK FM, powiązanie celów: cywilnego i militarnego nie było charakterystyczne tylko dla ZSRR - podobną strategię miały również Stany Zjednoczone. 

Czarnobyl. Dwie eksplozje

Gość Karoliny Lewickiej opowiadał o tym, co wydarzyło się w elektrowni w Czarnobylu w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku, a także kilka godzin wcześniej. Chodzi o eksperyment, który w serialu określany jest jako test bezpieczeństwa.

- Była to próba wywołania sytuacji awaryjnej. Co zdaniem specjalistów jest bardzo ryzykowne, ponieważ cechą tych ekonomicznych reaktorów RBMK była ich bardzo duża niestabilność, zwłaszcza gdy eksperymentowano z obniżaniem i zwiększaniem mocy, do czego ostatecznie doszło w Czarnobylu - wyjaśniał dr Sekuła. 

Ekspert podkreślił jednak, że istnieje kilkaset teorii na temat tego, co dokładnie zaszło w elektrowni i w samym reaktorze. A także, jaki charakter miał wybuch, do którego doszło w nocy 26 kwietnia. - Najbardziej popularna wersja głosi, że doszło do wybuchów wodorowych, niektórzy specjaliści twierdzą, że doszło do eksplozji jądrowej, są jeszcze inne wersje - wyliczał gość Karoliny Lewickiej. Pewne jest za to, że gdy doszło do wybuchu, reaktor nr 4 został rozerwany. Wtedy rozpoczęła się akcja ratunkowa, choć nie wszyscy, którzy znajdowali się tej nocy w elektrowni - ponad 200 osób personelu - zdawali sobie sprawę z tego, co się stało. 

Czarnobyl. Gaszenie piaskiem i ołowiem

Część jednego z odcinków serialu "Czarnobyl" mówi o próbie ugaszenia płonącego reaktora. W powietrze wysłane zostają helikoptery, które mają zrzucać na niego piasek. - Podstawowym zadaniem było zasypanie reaktora w taki sposób, by nie dochodziło do emisji promieniotwórczych gazów. Podjęto decyzję, że reaktor zostanie zasypany, zrzucanymi z helikopterów, workami z piaskiem, ołowiem, dolomitem. Wielu specjalistów twierdzi, że nie była to do końca trafna decyzja. Chociażby ołów, który zrzucano do reaktora, pod wpływem wysokiej temperatury po prostu wyparował - tłumaczył dr Paweł Sekuła. Jak dodał, nawet kilkadziesiąt kilometrów dalej znajdowano pozostałości opadu tego ołowiu. 

Prawdą również jest, że istniało zagrożenie kolejną eksplozją, do której mogło dojść przy kontakcie wody z płonącym reaktorem. - Brano pod uwagę różne wersje tego, co może się wydarzyć. Jedną z nich był tzw. chiński syndrom, kiedy gorące masy paliwowe przetapiają się przez fundamenty konstrukcji i dochodzi do kontaktu z wodą. Wielu specjalistów twierdzi, że rzeczywiście mogłoby dojść wówczas do bardzo dużej eksplozji - mówił dr Paweł Sekuła, tłumacząc, że poza izolacją reaktora na zewnątrz - by powstrzymać promieniowanie - zadaniem była izolacja od spodu. Dlatego na miejsce sprowadzono górników - co widać w serialu - ale również budowniczych metra w Kijowie. Ich zadaniem było wydrążenie tunelu pod reaktorem, dzięki któremu udało się zabezpieczyć wody gruntowe przed skażeniem promieniotwórczą lawą.

Jak zareagowały władze? Kiedy o katastrofie dowiedział się Michaił Gorbaczow? Jak duży teren został skażony? Czy miasto Prypeć można było ewakuować wcześniej? Tego wszystkiego dowiesz się z tej audycji. Posłuchaj już teraz:

TOK FM PREMIUM