"Muszę marudzić, bo to moja ojczyzna" - Linda o próbach tworzenia w Polsce "kraju dla przegranych"
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas Bogusław Linda w rozmowie z Piotrem Bratkowski deklaruje, że polityka i politycy go "zniesmaczają". Bez względu na ugrupowania, które reprezentują.
Zresztą nigdy polityka go nie zajmowała. Choć w czasach PRL "przyszła" do niego za sprawą dwojga wybitnych reżyserów, z którymi współpracował: Agnieszki Holland i Krzysztofa Kieślowskiego.
"Wtedy wróg był jeden. Wydawało nam się, że jeśli zniszczymy, będzie raj. Raju nie ma. a kiedy marudzę o Polsce, mówię głównie o jej przywarach historycznych, które przetrwały w chłopskim głównie społeczeństwie. O mentalności takiej, że jak mi się stodoła spali, to sąsiadowi też się powinna spalić, żeby było po równo. I dlatego każdego, który odniósł jakiś sukces, ściągamy z powrotem do naszego kotła. To jest typowo polskie chrześcijaństwo: w piekle ma być równo!" - mówił ze śmiechem w rozmowie z "Newsweekiem".
"Kiedyś mendy nie wychodziły na powierzchnię"
Aktor nie zajmuje się w ogóle internetowym hejtem, pod swoim adresem. Szkoda mu na to czasu. "Kiedyś mendy nie wychodziły na powierzchnię, teraz klikamy i mamy je pod ręką" - stwierdził.
Jak ocenia, złych emocji zawsze było dużo w Polakach. "Wystarczyło posłuchać, co z ludzi wychodzi po gorzale. W każdym społeczeństwie są wygrani i przegrani" - mówi Bogusław Linda.
Zdaniem wybitnego aktora, "nie da się - co teraz próbuje się robić w nas - stworzyć kraju dla przegranych". "Zrobić elity z frustratów? To niewykonalne. Co już widać po pierwszych przedsięwzięciach kulturalnych - filmach o Smoleńsku, programach telewizyjnych. Słabo idzie" - podsumowuje aktor w rozmowie z "Newsweekiem".
Bogusław Linda występuje w głównej roli w najnowszym filmie Andrzeja Wajdy - "Powidoki", o wybitnym malarzu Władysławie Strzemińskim.