"'Wołyń' pokazuje, do czego może nas doprowadzić skrajny nacjonalizm. To brzmi niepokojąco aktualnie, prawda?"

"Zarzucamy - zarzucam - Ukraińcom selektywne podejście do historii. Ale popatrzmy w nasze lusterko, czy my, Polacy, jesteśmy gotowi, żeby rzeczowo, bez emocji rozmawiać o Jedwabnem, albo o dokonaniach żołnierzy wyklętych o pseudonimach Ogień i Bury? A potem umieścić uczciwe adnotacje w podręcznikach szkolnych? Szczerze? Bardzo w to wątpię" - mówi Wojciech Smarzowski w rozmowie z "Polityką". Premiera "Wołynia" odbyła się 7 października.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas Rzeź wołyńska to jeden z najtrudniejszych momentów polskiej historii. Smarzowski "Różą" pokazał, że jak nikt inny, potrafi mówić o tym co trudne. I pomijane w kinie.

Zapewnia, że jego najnowszy film to nie jest podręcznik do nauki historii. "Nakręciłem film fabularny. Nakręciłem film o miłości. Historię, która - mam nadzieję - wzruszy i poruszy emocjonalnie" - deklaruje w rozmowie z "Polityka".

W pracach nad "Wołyniem" było sporo przeszkód do pokonania. M.in. zabrakło pieniędzy. Film udało się ukończyć dzięki wpłatom od osób prywatnych.

Reżyser przyznaje, że kontrowersyjny temat miał wpływ na sposób jego pracy. "Zanim przystąpiliśmy do zdjęć, scenariusz filmu był wielokrotnie konsultowany przez różnych historyków. Tak samo zresztą jak wersja montażowa. Wcześniej przy żadnym filmie tak nie chuchałem na zimne, jak przy "Wołyniu", chociaż ani na moment nie miałem wątpliwości, że film wzbudzi kontrowersje i atak nastąpi" - mówi w wywiadzie dla "Polityki".

Zawsze niebezpieczny nacjonalizm

Według reżysera, przyczyną krwawych wydarzeń na kresach był skrajny nacjonalizm".

"To punkt siódmy Dekalogu Ukraińskiego Nacjonalisty: "Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy", i punkt ósmy: "Nienawiścią i podstępem będzie przyjmował wrogów Twojego Narodu". Nacjonalizm Doncowa określał, kto jest wrogiem, a konsekwencją tego była, "krwawa niedziela"" - stwierdził.

Ocenia, że nie zrobił filmu antyukraińskiego. "Opowiadam także o ukraińskiej goryczy niezrealizowanych aspiracji niepodległościowych. O niezadowoleniu z polityki II RP wobec Ukraińców. O tendencji do polonizacji, o rozbieraniu cerkwi" - wylicza reżyser. W "Wołyniu" nie pominął też wątku Ukraińców, którzy w czasie rzezi wołyńskiej "z narażeniem własnego życia ratowali Polaków".

"Dlatego ten film nie jest wymierzony w Ukraińców. To film, który pokazuje, do czego może nas doprowadzić skrajny nacjonalizm. A to już brzmi niepokojąco aktualnie, prawda?" - pyta w rozmowie z Januszem Wróblewskim z "Polityki".

Czarne karty polskiej historii

Wojciech Smarzowski podkreśla, że w swoim najnowszym filmie pokazał "prawdę, w którą sam wierzy".

"Zarzucamy - zarzucam - Ukraińcom selektywne podejście do historii, ale popatrzmy w nasze lusterko, czy my, Polacy, naprawdę jesteśmy gotowi, żeby rzeczowo i na argumenty, bez emocji rozmawiać o Jedwabnem, o innych wsiach i miasteczkach Podlasia, w których doszło do pogromów, albo o dokonaniach żołnierzy wyklętych o pseudonimach Ogień i Bury? A potem umieścić uczciwe adnotacje w podręcznikach szkolnych? Szczerze? Bardzo w to wątpię" - ocenia reżyser.

Smarzowski ma nadzieję, że film będzie pokazywany na Ukrainie i przynajmniej część widzów uzna, że to obraz "uczciwy".

Premiera "Wołynia" odbyła się 7 października. Autorem zdjęć jest Piotr Sobociński jr. Kompozytorem muzyki saksofonista Mikołaj Trzaska, który jest autorem muzyki do większości filmów Wojciecha Smarzowskiego.

W filmie występują też aktorzy dobrze znani z innych filmów reżysera: Jacek Braciak, Lech Dyblik i

Arkadiusz Jakubik.

Aktor w TOK FM mówił, że "Wołyń" nie jest filmem jednostronnym. Reżyser pokazał, że "my też mamy swoje za uszami".

Zobacz wideo

TOK FM PREMIUM