Polowania to ograniczanie konfliktów między ludźmi a zwierzętami - przekonuje rzeczniczka myśliwych
Zwiększenie minimalnej odległości terenu polowania od zabudowań, doprecyzowanie kwestii odszkodowań za straty wywołane przez dzikie zwierzęta, a także zmniejszenie uciążliwości przepisów wprowadzających kary za przeszkadzanie myśliwym w polowaniu - prawdopodobnie takie zmiany w prawie łowieckim miało zgłosić już wczoraj Ministerstwo Środowiska. Pojawią się one jednak dzisiaj na podkomisji nadzwyczajnej do prawa łowieckiego.
- Minister środowiska ma trudne zadanie, jest wielu interesariuszy, którzy mają skrajnie różnie potrzeby, on szuka porozumienia, zapisów, które będą satysfakcjonowały wszystkie strony - mówiła Diana Piotrowska, rzeczniczka Polskiego Związku Łowieckiego.
Kontrowersje budzi m.in. przepis, że można polować w odległości 100 metrów od zabudowań. Zdaniem ekologów, odległość powinna wynosić 500 metrów.
- 100 metrów obowiązywało już w 1920 roku, to nie jest żadna nowość. Priorytetem jest oczywiście bezpieczeństwo ludzi. Myśliwy nie ma prawa kierować broni w stronę zabudowań - więc odległość nie robi diametralnej różnicy - komentowała Piotrowska.
- To w jaki sposób myśliwy upolował ostatnio ścianę budynku?- pytała prowadząca audycję Agata Kowalska.
Czytaj też: Zaskakujące zmiany w prawie łowieckim. Mniej przywilejów dla myśliwych?
- Badają to organy ścigania, prawdopodobnie był to rykoszet. Przy rzadkim zabudowaniu odległość 500 metrów sprawi, że obwody przesuną się o bardzo duże odległości, to zwiększy szkody w uprawach - mówiła rzeczniczka. Dodała, że jedynie intensywny odstrzał w terenie podmiejskim ogranicza populację dzików.
Strzał to sprzeczne emocje
Diana Piotrowska sama też bierze udział w polowaniach.
- Po co polować w XXI wieku? - pytała Agata Kowalska.
- Praktyka pozwala mi poznać różne problemy łowieckie. Poza tym, chcę zdrowego mięsa dla mnie i moich dzieci. U mnie w kuchni jest tylko dziczyzna - doceniam jej walory smakowe i odżywcze, niski poziom cholesterolu i tłuszczu. Dodatkowo, lekarz zalecił mojemu dziecku jedzenie właśnie dziczyzny ze względu na jego problemy zdrowotne.
- Ale dziczyzna nie jest dostępna dla wszystkich - zauważyła prowadząca.
- Każdy może być myśliwym - warunki to odpowiedni wiek i niekaralność. Do tego badania i egzaminy - argumentowała Piotrowska.
Zapytana o to, czy polowanie sprawia jej przyjemność, odpowiedziała, że lubi jego “otoczkę” - tropienie, kontakt ze zwierzyną, obserwowanie jej. - Strzał to sprzeczne emocje. A potem ciężka praca, transport zwierzęcia, przygotowanie do spożycia - opisywała.
Podkreślała też, że odstrzał zwierząt jest konieczny dla ograniczanie konfliktów na styku człowiek - zwierzę. Czyli np. szkód wyrządzanych przez zwierzęta na polach uprawnych.
Co zawiniły kaczki?
W jaką szkodę wchodzi np. kaczka? - pytała Agata Kowalska.
- Wydziobują oziminę. Oczywiście kaczki nie wyrządzają wielkich szkód, poluje się na nie głównie ze względu na ich walory smakowe. Mięso białe też jest potrzebne w diecie - przekonywała Piotrowska.
Kowalska poruszyła też problem amunicji, której używają myśliwi - ołowiany śrut zatruwa środowisko.
Rzeczniczka PZŁ argumentowała, że dla śrutu nie ma dobrego środka zastępczego - amunicja bezołowiowa zawiera dużo cynku i kadmu, które w przeciwieństwie do ołowiu przechodzą przez profil glebowy.
Podczas audycji pytania zadawali też słuchacze. Pojawiła się prośba o wyjaśnienie kwestii dokarmiania dzików marchwią przez leśniczych, skutkującego przyzwyczajeniem się zwierząt do tego warzywa i poszukiwaniem go na polach.
- Dokarmianie jest obligatoryjne. Chodzi właśnie o to, żeby odciągnąć zwierzynę od pól. Myśliwi mają dyżury, podczas których pilnują pól. Do paszy dla zwierząt dokłada się np. kolej - zwierzęta dokarmiane w jednym miejscu nie wchodzą na tory i dzięki temu unikamy tragedii - mówiła rzeczniczka.
Przekonywała, że polowania w Polsce są konieczne ze względu na wysokie stany zwierząt w Polsce i natura nie jest w stanie wyregulować się sama.